Na czym polega wielkie oszustwo rządu Tuska?
Na tle Europy Zachodniej Polska wypada zaskakująco dobrze. Zasadniczy problem sprowadza się jednak do kwestii, iż dobrano nieodpowiednie tło...
Ciągle słyszymy, że Polska jako jedyny kraj w Europie uchroniła się przed kryzysem i jest przysłowiową "zieloną wyspą". Jednak to samozadowolenie może być destruktywne. Po pierwsze, kryzys dosięgnął nasz kraj, a pytanie dotyczy tylko jego skali. Po drugie, "zielone wyspy" mają to do siebie, że szybko toną. Jest tu pewien dysonans poznawczy i na tym polityka propagandowa ekipy Tuska najwyraźniej bazuje.
W różnego rodzaju analizach porównawczych, przeprowadzanych w kontekście kryzysu, zestawia się Polskę z innymi krajami Europy Zachodniej - Niemcami, Francją, Belgią, Holandią, Wielką Brytanią. Na tym tle Polska wypada zaskakująco dobrze. Ale zasadniczy problem sprowadza się do kwestii, iż dobrano nieodpowiednie tło...
Polska nie może być porównywana z krajami rozwiniętymi, gdyż dynamika ich wzrostu gospodarczego jest inna. Niemcy, Francja czy Wielka Brytania mogą być tłem same dla siebie, ale nie dla krajów gorzej rozwiniętych.
Samochód, który już jedzie szybko, przyspiesza wolniej, samochód, który dopiero startuje albo jest w połowie drogi - naturalną siłą rzeczy - posiada większe możliwości przyspieszania. Łatwiej zwiększyć prędkość z pułapu 50 km/h niż 200 km/h. Z drugiej strony pojazd, który pędzi z dużą szybkością, nawet w przypadku zwalniania może pozostać z przodu.
A zatem: większa dynamika gospodarczej progresji w porównaniu z europejskimi gigantami jedynie efektownie wygląda, ale w rzeczywistości niczego jeszcze nie dowodzi, a równie dobrze może być przyczyną błędnej diagnozy.
Elementem, na którym rząd Donalda Tuska w sensie propagandowym zyskał najwięcej, jest utrzymanie się naszej gospodarki na poziomie parametrów dodatnich, czyli powyżej pułapu zera. Z ekonomicznego punktu widzenia, dla gospodarki rozwijającej się nie jest to wielkie osiągnięcie, ale posiada ono ogromne znaczenie w sferze odbioru społecznego, a więc pewnego uproszczonego procesu poznawczego, praw, jakimi rządzi się społeczna percepcja.
Ludzie najczęściej, bez uwzględnienia właściwego obiektywnego kontekstu, pozytywnie wartościują wskaźniki dodatnie, a negatywnie ujemne.
Jeżeli na przykład w Brazylii, na słynnej plaży Copacabana, wystąpi temperatura plus dziewięć stopni, a w tym samym czasie na Syberii minus jedenaście, to niezorientowanemu obserwatorowi z Polski może się wydawać, że na Copacabanie jest ciepło, a na Syberii zimno. Jest to jednak doświadczenie czysto subiektywne, pozbawione czynnika obiektywnego. W rzeczywistości - przy takim rozkładzie temperatur - urlopowiczom na plaży Copacabana będzie zimno, a mieszkańcom Syberii ciepło.
Wszelkie wartości interpretowane w oderwaniu od obiektywnego podłoża czy cech otoczenia posiadają relatywny charakter i mogą prowadzić do skrajnych nieporozumień. Zawsze należy ustawiać odpowiedni kontekst.
Rząd Donalda Tuska świadomie i z pobudek czysto propagandowych posługuje się fałszywym kontekstem. W przekazie ekonomicznym obecnego gabinetu kontekstem jest zero. W rok po wybuchu kryzysu światowego wzrost gospodarczy w Polsce ukształtował się na poziomie 1,8 proc., a więc powyżej zera. Tymczasem większość krajów Unii Europejskiej (szczególnie tych najpotężniejszych) wzrost "spadł" poniżej zera.
Jeżeli zatem kategorię porównawczą miałby stanowić poziom zera, a tło kraje Europy Zachodniej, to Polska gospodarka będzie postrzegana jako obszar ekonomicznego sukcesu, ostatni bastion, który obronił się przed kryzysem. Taką politykę propagandową rząd faktycznie prowadzi.
Ale są tu dwie niezwykle istotne osobliwości. Po pierwsze, gospodarki większości państw tak zwanej starej Unii Europejskiej są już rozwinięte, pędzą z dużą prędkością i nie muszą tak szybko przyspieszać. A więc dynamika ich wzrostu gospodarczego szybciej może stoczyć się poniżej zera. Łatwiej wpaść w wartości ujemne z pułapu 2 proc. niż na przykład 5 proc.
Po drugie, poziom zera nie może być żadną kategorią porównawczą (nie może być kontekstem). Nie kryterium utrzymania się powyżej poziomu zera decyduje w pierwszej kolejności o pozytywnym tempie wzrostu gospodarczego, lecz jego relacja do poziomu prognozowanego, przewidywanego, szacowanego, na jaki stać konkretną gospodarkę.
Kryzys jest odejściem od naturalnej ścieżki wzrostu. Jeżeli zatem polska gospodarka w latach 2007 i 2008 rozwijała się odpowiednio z prędkością 6,7 i 5 proc., a w 2009 r. - 1,8, to odejście od naturalnego tempa wzrostu wynosi w pierwszym przypadku 1,7, a w drugim 3,2. I to jest właściwe, obiektywne tło porównawcze, jakie powinien stosować polski rząd.
Pokazywanie się na tle mapy Europy, gdzie wszystkie obszary dookoła Polski zaznaczone są na czerwono, efektownie wygląda w telewizji. Ekonomiści wolą jednak wykresy i solidnie przygotowane, wielowymiarowe analizy. Lepiej, aby Donald Tusk porównywał się z realnymi możliwościami rozwojowymi, faktycznym potencjałem wzrostu gospodarczego, wartościami postulowanymi, a nie wyciągniętymi z zupełnie innej bajki krajami europejskimi, które w stosunku do naszej gospodarki stanowią czynnik nieporównywalny.
Rząd Donalda Tuska świadomie manipuluje faktami, ale problem jest szerszy, a przykład "zielonej wyspy" wyjątkowo niefortunny. "Zielone wyspy" mają to do siebie, że atrakcyjnie wyglądają jedynie na mapach, ale szybko "toną", bankrutują.
Przede wszystkim trzeba pytać o to, czy Polska w sensie strukturalnym, a także w sensie pewnego społecznego nastawienia, mentalności, posiada długofalowe perspektywy gospodarczego wzrostu? To jest zasadnicza kwestia, którą należy postawić.
Gwałtowne gospodarcze boomy zawsze mogą się zdarzyć. Ale jeżeli nie posiadają obiektywnych podstaw, szybko przemieniają się w dramatyczny regres. Przypadki Węgier, Grecji, a ostatnio również gloryfikowanej w Polsce Irlandii przekonują nas o tym dosadnie. Nie wolno zbyt prędko popadać w euforię, oddawać się konsumpcyjnym rządzom, uprawiać politycznego oportunizmu.
Wielkie oszustwo rządu Donalda Tuska polega na tym, że przypisuje sobie sukcesy niezależne od jego polityki. Podobny problem dotyczy zresztą kilku poprzednich ekip. W latach pierwszej dekady lat dwutysięcznych nie zrobiono niczego, a przynajmniej niewiele, co mogłoby, w ujęciu horyzontalnym, budować dalekosiężne podstawy rozwoju polskiej gospodarki. Zarówno ekipy Leszka Millera, Jarosława Kaczyńskiego, jak również aktualna Donalda Tuska realizowały politykę powierzchowną, socjotechniczną, propagandową.
Ale jednocześnie były gospodarcze sukcesy. Jak w takim razie taką sytuację wytłumaczyć?
Po pierwsze, gospodarka jest procesem. Na efekty konkretnych działań trzeba czasami długo poczekać - o wiele dłużej niż kadencja jednego czy drugiego rządu. W dużej mierze ostatnie ekipy skorzystały na względnie dobrej polityce prowadzonej przez pierwsze rządy postsolidarnościowe, zaraz po 1989 r., kiedy zbudowano podstawy wolnorynkowej gospodarki, choć oczywiście i wówczas nie ustrzeżono się poważnych błędów.
Po drugie, korzystne było otoczenie zewnętrzne. Dobra koniunktura na świecie miała także swoje przełożenie na polską gospodarkę, sprzyjała rozwojowi gospodarczemu. Skorzystaliśmy na uwarunkowaniach globalnej prosperity.
Po trzecie, czynniki wzrostu polskiej gospodarki nie wynikały do końca z przesłanek naturalnych, wewnętrznych, nie czerpały energii z jej strukturalnej siły. Ważną cezurą jest moment wejścia Polski do Unii Europejskiej i ogromny transfer pieniędzy.
Rodzime samorządy absorbowały znaczne środki z funduszy pomocowych, zapożyczały się na poczet wkładu własnego. Rozpoczęto wtedy cały proces inwestycji infrastrukturalnych, co oczywiście musiało doprowadzić do ożywiania gospodarczego i dynamizowało gospodarczą koniunkturę. Ktoś musiał wykonywać wszystkie te inwestycje, płacić z tego tytułu podatki, zatrudniać ludzi itd.
Czy rząd Tuska oszukał Polaków?
Jednak nie są to czynniki trwałe, naturalne. W najbliższych latach dobrodziejstwo unijnej pomocy się skończy. Polska gospodarka będzie musiała generować wzrost gospodarczy w większej mierze w oparciu o własne agregaty strukturalne i aktywność społeczną, a tej bazy niestety rząd Donalda Tuska nie przygotowuje.
W krótkiej perspektywie czasowej progresja gospodarcza może być wynikiem korzystnego zbiegu rozmaitych okoliczności, sprzyjającego otoczenia zewnętrznego czy elementów spekulacyjnych, jednak w grze na dłuższy horyzont kategorią decydującą jest naturalna kondycja gospodarcza, siła, jaką gospodarka czerpie ze swojej własnej struktury oraz potencjału społecznego.
Są tu dwie najistotniejsze zmienne: infrastruktura i kultura. Pierwsza stanowi formę, w jakiej toczy się życie gospodarcze, druga jest treścią gospodarczego procesu. Ale obydwie są ważne i muszą być na najwyższym poziomie.
Polska gospodarka, aby móc kreować długofalowy wzrost, powinna stworzyć sobie naturalne mechanizmy rozwoju, generatory gospodarczej dynamiki. Jeżeli Unia Europejska daje nam pieniądze, to właśnie w celu tworzenia infrastruktury, budowania naturalnych podstaw wzrostu gospodarczego, w najszerszym tego słowa znaczeniu. Dlatego potrzebne są odważne oraz głębokie reformy, a nie tylko konsumowanie przekazywanych dobrodziejstw, zadowalanie się faktem utrzymywania władzy czy wysokich notowań partii rządzącej w prowadzonych pomiarach preferencji politycznych.
Zaniechanie trwałych, strukturalnych czynników rozwoju gospodarczego spowoduje, że zawsze będziemy narażeni na kryzys albo też sytuacje, w których osiągane sukcesy będą miały charakter incydentalny, epizodyczny i zależny od nienaturalnych, zewnętrznych cech.
Potrzebna jest infrastruktura w wieloaspektowym rozumieniu. Potrzeba nie tylko dróg, szybkich połączeń komunikacyjnych, nowoczesnej sieci informatycznej, ale również (a może nawet przede wszystkim) infrastruktury intelektualnej, oświatowej, innowacyjnej, która sama przez się i w sposób naturalny kreować będzie rozwój.
Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL
Jeszcze ważniejszym elementem jest kultura, rozumiana w sensie pewnej mentalności działalności gospodarczej, pewnego pozytywnego, kreatywnego nastawienia wobec gospodarki, wyrażającego się ze strony społeczeństwa. Nowoczesna gospodarka potrzebuje elastycznego prawa, sprawnych struktur oraz aktywnego, kreatywnego społeczeństwa.
Jak pisał Max Weber, powodzenie europejskiego kapitalizmu na zachodzie i północy starego kontynentu było w dużej mierze funkcją pewnego ducha, tkwiącego w etyce protestanckiej, a więc w sumie kultury (Die protestantische Ethik und der Geist des Kapitalismus). Podobnie w Stanach Zjednoczonych czy w krajach azjatyckich o sukcesach gospodarczych decydowała - jako jeden z podstawowych czynników - sprzyjająca kreatywności gospodarczej kultura tamtejszych społeczeństw. W Polsce również, w kontekście dynamizowania rozwoju gospodarczego, należy inwestować w kulturę, czyli tak naprawdę w kapitał ludzki.
Roman Mańka