Nasz fiskus: Nie trzeba podnosić podatków!

Politycy koalicji twierdzą, że nie trzeba podnosić podatków, by sfinansować wyższe ulgi i emerytury. Po pierwsze nie wierzcie politykom.

Nie trzeba podnosić podatków, by sfinansować planowane podniesienie ulgi na dzieci i wyższą waloryzacją rent i emerytur - zapewnia PAP resort finansów. Także ekonomiści twierdzą, że rząd łatwo znajdzie prawie 3 mld zł na pokrycie dodatkowych wydatków.

"Przewidywany na 2015 r. poziom dochodów budżetu zapewnia możliwość uwzględnienia realizacji wydatków związanych z rewaloryzacją rent i emerytur, a także ulg prorodzinnych. Nie wywoła konieczności podniesienia obciążeń podatkowych, a ponadto zapewni spełnienie kryteriów fiskalnych przewidzianych na 2015 r. oraz bezpieczny poziom deficytu" - poinformowało MF.

Reklama

Ministerstwo wskazało, że nad projektem dotyczącym zmian w ulgach podatkowych dla rodzin z dziećmi trwają prace w resorcie. Zapewniono, że po wewnętrznych uzgodnieniach projekt niezwłocznie zostanie przekazany Radzie Ministrów. Podkreślono, że chodzi o to, by nowe przepisy ustawy można było zastosować - tak jak zapowiedział premier Tusk - do rozliczenia podatku dochodowego w 2015 r., czyli za rok 2014.

Zdaniem MF mimo że Polska jest w procedurze nadmiernego deficytu, propozycje dotyczące podniesienia ulg podatkowych nie muszą być konsultowane z Komisją Europejską. "Nie jest potrzebna na to zgoda Komisji Europejskiej" - uważa ministerstwo.

Zgodnie z informacjami MF, dodatkowy koszt dla budżetu związany ze zmianami w uldze na dzieci wyniesie 1,1 mld zł, a dodatkowe wydatki na waloryzację rent i emerytur sięgną ok. 1,7 mld zł.

Główny ekonomista Deutsche Banku Arkadiusz Krześniak powiedział PAP, że środowe przemówienie premiera Donalda Tuska w ewidentny sposób zasygnalizowało, iż rząd planuje zwiększyć transfer do gospodarstw domowych w przyszłym roku. Według niego, nowe wydatki stanowić będą ok. 0,2 proc. PKB.

- Jeżeli spojrzymy na to w kontekście kryzysu na Ukrainie, to może to wynieść ok. 0,3 proc. PKB. Skoro MF zapewnia, że podatki nie wzrosną, to zmiana będzie oznaczała dla budżetu bardzo umiarkowane rozluźnienie fiskalne - powiedział Krześniak.

Jego zdaniem, trzeba wziąć pod uwagę, że pieniądze, które otrzymają gospodarstwa domowe, zostaną prawie w całości przeznaczone na bieżącą konsumpcję. "Sądzę, że nie będzie to miało dużego wpływu destabilizującego sytuację budżetową" - powiedział. Dodał, że częściowo pieniądze wydane przez państwo wrócą do budżetu w postaci podatków.

Także ekonomista z BZ WBK Piotr Bielski uważa, że budżet nie powinien mieć kłopotów ze sfinansowaniem dodatkowych wydatków. "To nie jest mała kwota, ale też nie jest ogromna" - ocenił. Jego zdaniem prawdopodobnie przyszłoroczny budżet będzie miał "zakładkę" wynikającą np. z niższych od zakładanych wcześniej kosztów transferów do OFE. Rząd prognozował, że w funduszach zostanie 50 proc. przyszłych emerytów, tymczasem na OFE zdecydowało się ok. 15 proc. uprawnionych.

- To jest pozytywny efekt dla budżetu. W przyszłym roku będzie on nawet wyższy niż w bieżącym. Istotnie spadnie też koszt obsługi długu - nie tylko z powodu efektu OFE, ale także wskutek innego scenariusza stóp procentowych. Na całym świecie, w tym w Europie i w Polsce, mamy rekordowo niskie stopy procentowe - powiedział.

Bielski podkreślił, że w ostatniej aktualizacji programu konwergencji MF prognozowało przyszłoroczny deficyt sektora finansów publicznych w wysokości 2,7 proc. - Minister finansów Mateusz Szczurek nie wspomina już o 2,7 proc., ale o deficycie poniżej 3 proc. Dodatkowe 0,3 pkt proc. na wydatki mamy już choćby z tego powodu. Znalezienie pieniędzy na finansowanie ogłoszonych w środę pomysłów nie powinno więc być dużym problemem, pod warunkiem, że nie będzie jakiegoś dramatu w gospodarce - powiedział Bielski. Zaznaczył, że pod znakiem zapytania stoi jednak realizacja założonego scenariusza makroekonomicznego. Nie wiadomo bowiem, czy konflikt na Ukrainie nie pogorszy znacząco sytuacji ekonomicznej.

Premier Donald Tusk w środę w Sejmie poinformował, że rząd zaproponuje zwiększenie ulg podatkowych na trzecie i kolejne dziecko o 20 proc. Według szefa rządu oznaczać to będzie, że ulga na trzecie dziecko wzrośnie z 1 tys. 668 zł do 2 tys. zł. Na czwarte i kolejne dziecko wzrośnie z 2 tys. 224 zł do 2,7 tys. zł.

Według premiera, rządowa propozycja pozwoli wykorzystać 100 proc. ulgi na dzieci także tym, którzy obecnie ze względu na zbyt niskie dochody nie mają na to szansy. - To oznaczałoby, że ci, którzy nie płacą tak wysokiego PIT-u (...), będą mieli pieniądze w postaci zwrotu. Państwo zapłaci to, co brakuje, aby móc cieszyć się ulgą. To jest bardzo poważna zmiana - powiedział. Minister finansów Mateusz Szczurek dodał, że rodziny wielodzietne szybciej otrzymają zwrot podatku w ramach ulgi na dzieci.

Podatnik mający jedno lub dwoje dzieci może odliczyć od podatku 1 tys. 112,04 zł rocznie na każde dziecko, 1 tys. 668,06 zł rocznie na trzecie dziecko i 2 tys. 224,08 zł rocznie na czwarte i kolejne dzieci. W przypadku posiadania jednego dziecka z ulgi może skorzystać podatnik, którego roczny dochód nie przekracza 56 tys. zł. W przypadku małżeństw rozliczających się wspólnie i rodziców samotnie wychowujących dzieci limit ten wzrasta do 112 tys. zł.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

PAP
Dowiedz się więcej na temat: podatki | podatek | ulgi | podnoszenie podatków | Platforma Obywatelska | fiskus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »