Przejrzysty system podatkowy ułatwi wyjście z kryzysu
Proponowany przez rząd podatek od mediów miesza ze sobą różne podstawy opodatkowania, modele biznesowe i skalę prowadzonej działalności. Ale propozycja ta prowokuje do zadania jeszcze ważniejszego pytania - dlaczego rząd zamierza jeszcze bardziej skomplikować i tak już niejasny system podatkowy i pogłębić nieprzejrzystość wydatków publicznych?
Premier Mateusz Morawiecki plany wprowadzenia podatku zwanego "składką" od reklam zapowiedział jako krok ku opodatkowaniu wielkich globalnych korporacji osiągających gigantyczne zyski, a równocześnie perfekcyjnie unikających opodatkowania. Ale podatek ten miałby być naprawdę wymierzony głównie w polskie media, które płacą wszystkie podatki jak każde przedsiębiorstwo, a poza tym ponoszą np. opłaty koncesyjne i inne.
Równocześnie premier zapowiedział przekazanie daniny na bardzo zbożny cel. Ma ona zasilić ochronę zdrowia, a doskonale wiemy, że polska służba zdrowia poddawana jest właśnie ekstremalnemu testowi wydolności. Jest to oczywiście wynikiem wieloletnich zaniedbań i ignorowania potrzeb przez rząd właśnie.
- To sprytny ruch PR-owy w dyskusji podatkowej, bo mówimy, że będziemy przeznaczać pieniądze na cele, którym trudno wyższego finansowania odmówić. Jednak istotne są całkowite wydatki - łącznie z tymi ze składek i innych podatków. Przecież nawet jeśli pieniądze z nowego podatku pójdą za ochronę zdrowia, to rząd nie zagwarantuje, że z innych źródeł pieniędzy na NFZ nie pójdzie mniej niż w sytuacji, w której tego podatku nie będzie - mówi Interii Michał Myck, dyrektor ośrodka badawczego CenEA.
Rząd lubi wprowadzać rozmaite nowe podatki na "zbożne cele", jakby akcentując przy tym, że standardowe wydatki budżetu państwa na takie cele niekoniecznie są wydawane. Wystrzega się też przed nazywaniem nowych podatków - po prostu "podatkami" i najczęściej określa je jako "daniny" czy "składki". Tak było właśnie z tzw. daniną solidarnościową, czyli podatkiem, który płacą milionerzy.
Nie wiadomo dlaczego rząd postanowił wprowadzić taki podatek jako specjalną, nadzwyczajną daninę, a nie poprzez ustanowienie kolejnego progu w podatku od dochodów osobistych, bo wychodzi na to samo. A równocześnie Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, który miał być zasilany przez daninę, został przeznaczony na finansowanie "trzynastych" i "czternastych" emerytur, a nie niepełnosprawnych. Oprócz tego, że nie ma żadnych gwarancji, iż pieniądze z podatku od mediów zwiększą zasoby ochrony zdrowia, nie ma też żadnej pewności, że na ochronę zdrowia zostaną przeznaczone.
Pierwszym nadzwyczajnym podatkiem (nazywanym jeszcze wprost "podatkiem") był tzw. podatek bankowy. Podatek bankowy funkcjonuje w wielu krajach, ale - co ważne - ma on wymuszać na bankach bardziej ostrożne sposoby finansowania swojej działalności. Oprócz Polski tylko wcześniej na Węgrzech wprowadzony został podatek od aktywów banków, co z punktu widzenia stabilności systemu finansowego jest bardzo złym rozwiązaniem.
Kiedy go wprowadzano przed opinią publiczną łatwo go było uzasadnić. Banki to przecież "zdziercy", banki są "złe", a przede wszystkim - są "bogate". A pieniądze miały iść na 500+ dla ubogich rodzin. Efekty podatku bankowego - choć to niejedna przyczyna - zobaczymy już prawdopodobnie w tym roku i w kolejnych latach. Nad polskim systemem bankowym zbiera się kryzys, jakiego nie było od pierwszych lat po transformacji. Wraz z kryzysem skończy się naturalnie i podatek bankowy, bo banki pogrążone w stratach nie będą go płacić.
Zwiększanie obciążeń to tu, to tam zaburza jeszcze bardziej przejrzystość i tak już nieprzejrzystego i skomplikowanego polskiego systemu podatkowego. Rząd wielokrotnie to już wykorzystywał i dzięki okazjonalnym przepisom zwiększał obciążenia, głównie przedsiębiorstw (choć np. CIT dla najmniejszych firm spadł do 9 proc.). Owszem - zdarzało się, że łatał też dziury wykorzystywane do przekrętów. Niemniej galopada zmian przepisów podważyła zaufanie biznesu do działań rządu i do jego intencji. Jest prawdopodobną przyczyną kolosalnego spadku inwestycji prywatnych.
Wszystkie te działania są w dodatku zupełnie wbrew znanym teoriom zarządzania finansami publicznymi, a w tym także systemem podatkowym.
- Teoria finansów publicznych podpowiada, że rząd najpierw powinien zastanowić się jaki duży powinien być budżet i ile względem PKB ściągać w postaci podatków. Potem powinien rozłożyć tę kwotę na różne formy opodatkowania - biorąc pod uwagę różne ich relatywne wady i zalety - a równocześnie zastanowić się, na jakie cele ile jest potrzebne i do tego dostosowywać przekazywane środki - mówi Michał Myck.
Wszystko to oczywiście jest kwestią politycznych wyborów i politycznej dyskusji. Ale takiej dyskusji rząd wcale nie proponuje. Ekonomiści mówili, że już wprowadzenie 500+ spowoduje konieczność zwiększenia podatków, a fakt, że w sposób systemowy nie zostały one podniesione (choć były podnoszone) zawdzięczaliśmy tylko nadzwyczaj dobrej koniunkturze, która utrzymywała się przez kilka lat przed pandemią.
Teraz, w trakcie pandemii, gospodarka mocno się załamała. Odpowiedzią rządu na to jest wprowadzanie kolejnych obciążeń niejako poza systemem. Ale też - poza systemem adresowania wydatków przez budżet państwa. Z budżetu nie można wydawać pieniędzy zgodnie z upodobaniem, bo ręce wiąże ustawa, która także dba o to, by nie były lepkie.
- Propozycja ("składki" od reklamy) wprowadza kolejny podatek i tym samym zwiększa poziom skomplikowania systemu podatkowego jednocześnie dokładając kolejne poziomy decyzyjne w sposobie wydawania środków publicznych - mówi Michał Myck.
Właśnie dysponowanie środkami publicznymi po wybuchu pandemii zaciemniło obraz polskich finansów publicznych. Bo rząd większość wydatków "przerzucił" do Polskiego Funduszu Rozwoju, a więc poza budżet państwa, chcąc w ten sposób ominąć regułę wydatkową i konstytucyjny zakaz wzrostu zadłużenia. Skutek jest taki, że równie nieprzejrzyste stają się finanse publiczne po stronie dochodów, jak po stronie wydatków.
- Pieniądze, które idą na NFZ nie powinny zależeć od tego, ile reklamodawcy kupią reklam. Takie decyzje powinny być podejmowane w kontekście pełnego zakresu wydatków, wyważenia argumentów na co wydajemy, ile i dlaczego, niezależnie od tego ile kto daje reklam, czy ile rząd ściąga z akcyzy na papierosy lub alkohol - mówi Michał Myck.
Tymczasem światowy trend w obniżaniu podatków od przedsiębiorstw się zmienia - twierdzi na łamach portalu The Conversation poświeconego prezentacji badań brytyjskich naukowców Malcolm James, wykładowca rachunkowości i podatków w Cardiff Metropolitan University. Jego zdaniem widać już, że trwający przez kilka dekad "wyścig do dna" zostanie zahamowany.
Przypomnijmy, że "wyścig do dna" to określenie miedzy innymi fali obniżek stawek podatków korporacyjnych, która przetoczyła się w minionych latach przez świat. W Wielkiej Brytanii w 1981 roku ustawowa stawka podatku od osób prawnych wynosiła 52 proc., a obecnie - 19 proc. W USA w 1980 roku było to 46 proc., po koniec lat 80. zeszłego wieku stawka spadła do 34 proc., a w 2018 roku została obniżona do 21 proc. W ciągu dwóch dekad poprzedzających 2018 rok średni wskaźnik dla państw OECD spadł z 28,6 proc. do 21,4 proc.
Po wybuchu pandemii niektóre kraje chcą dalej obniżać podatki od przedsiębiorstw. Zrobiły to Francja i Belgia w ubiegłym roku, a zapowiedziały jeszcze Holandia i Szwecja. Ale już w Wielkiej Brytanii wcześniejsze plany cięć podatku dochodowego od przedsiębiorstw zostały wstrzymane i teraz rząd proponuje jego zwiększenie. W USA prezydent Joe Biden zasygnalizował podniesienie stawki CIT do 28 proc.
Jednym z argumentów za obniżaniem CIT jest to, że przedsiębiorstwa uciekną - przeniosą działalności do kraju o bardziej korzystnym systemie podatkowym. Badania pokazują jednak, że kierują się one znacznie bardziej jakością siły roboczej i infrastruktury. Drugi argument to odbijanie sobie przez firmę tego, co straci na podatku, na klientach i pracownikach. Przedsiębiorstwo to jednak znacznie bardziej skomplikowany mechanizm, żeby można było oddziaływanie podatków tak uprościć - twierdzi Malcolm James.
"(...) klimat (wokół) podatku od osób prawnych może się teraz zmieniać (...) Uzasadnienie obniżania stawki podatku od osób prawnych opierało się na szeregu założeń, które stały się wysoce dyskusyjne (...) "wyścig do dna" w sprawie podatku (...) nigdy nie został zbudowany na bardzo silnych fundamentach" - napisał naukowiec.
Jest zupełnie oczywiste, że rządy po pandemii, obciążone gigantycznym dodatkowym zadłużeniem, będą musiały przemyśleć swoje systemy podatkowe, a zapewne w grę będzie wchodziło także wyższe opodatkowanie przedsiębiorstw. Jednak powinno się to odbywać w zupełnie inny sposób, niż zabrał się do tego - nie pierwszy już raz - polski rząd. W świetle dyskusji, jaka zaczyna się już w innych krajach, te posunięcia są zupełnie niezrozumiałe. Tym bardziej, że takie decyzje mogą być też ekonomicznie nieefektywne.
- Element celowości, czyli kierowanie konkretnych danin na konkretne cele nie ma wiele wspólnego z efektywnością systemu podatkowego. Jeśli chcemy wydawać więcej na zdrowie czy ochronę zabytków, to przekonajmy do tego opinię publiczną i podnieśmy istniejące podatki - mówi Michał Myck.
Ale gra idzie o jeszcze więcej. Idzie o to, jaka będzie ścieżka wychodzenia gospodarki z kryzysu.
- W wychodzeniu z kryzysu pomóc nam może przejrzysty i przemyślany system opodatkowania oraz jasny, uporządkowany system wydawania środków publicznych. Tworzenie kolejnego instrumentu wraz kolejnymi funduszami odpowiedzialnymi za wydawanie publicznych pieniędzy nie jest dobrym rozwiązaniem - dodaje ekonomista.
Jacek Ramotowski
***
Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!
***