Ściąganie plików bez kary
Policja nie może ścigać internautów pobierających muzykę i filmy z zasobów internetowych. Za nielegalne pobranie utworu jego twórca może domagać się odszkodowania. Organizacje broniące praw autorów domagają się zaostrzenia obowiązujących przepisów.
Informacje, że policja przeszukuje mieszkania internautów ściągających muzykę czy filmy z witryn internetowych lub poprzez serwisy P2P to nieporozumienie. Możemy ścigać tylko osoby, które udostępniają i poprzez to rozpowszechniają nielegalnie pliki innym użytkownikom sieci - mówi komisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.
Jest to konsekwencja rozwiązań przyjętych w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Zgodnie z przepisami, osoby pobierające utwory z sieci, narażają się jedynie na odpowiedzialność odszkodowawczą na rzecz autora lub organizacji reprezentującej jego interesy.
- Z szacunków organizacji wynika, że każdego dnia w Polsce może być ściąganych z sieci nawet 5 mln nielegalnych plików - mówi Marek Staszewski ze Zrzeszenia Producentów Audio-Video.
Odszkodowanie albo więzienie
- Jeżeli dany użytkownik sieci korzysta z utworu wbrew zasadom ustalonym przez posiadacza majątkowych praw autorskich, może on zostać zobowiązany do podwójnej, a w przypadku, gdy naruszenie jest zawinione, potrójnej wysokości opłaty licencyjnej na rzecz autora - wyjaśnia prof. Ewa Nowińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak podkreśla Andrzej Kuśmierczyk, kierownik Działu Licencji i Inkasa ZAiKS-u, są sumy uzależnione od wysokości tantiemy pobieranej przy legalnym pobieraniu utworu.
- W przypadku udostępnienia pliku mp3 jest to kwota rzędu 40 groszy - podkreśla Kuśmierczyk.
Wizyty policji mogą spodziewać się z kolei ci, którzy udostępniają pirackie utwory lub handlują nimi w internecie. Rozpowszechnianie i zwielokrotnianie plików w sieci jest traktowane jako przestępstwo zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności, a nawet pozbawienia wolności do lat pięciu.
- Taka osoba jest widoczna w sieci i to wystarczy, by na wniosek przedstawiciela prawnego pokrzywdzonego policja zainteresowała się taką osobą i wszczęła postępowanie przygotowawcze w sprawie - tłumaczy komisarz Urbański.
Sprawa na wniosek twórcy
Dochodzenie odpowiedzialności odszkodowawczej na podstawie prawa cywilnego zależy od tego, czy prawa autorskie zostały powierzone organizacji zrzeszającej twórców, czy ich właścicielem jest osoba prywatna. Jeżeli prawami dysponuje organizacja, to właśnie ona może dochodzić odszkodowania.
- Przed wszczęciem postępowania sądowego, co do zasady taka organizacja próbuje załatwić daną sprawę na drodze polubownej. W tym celu wzywa się do zaprzestania naruszania praw i naprawienia wynikłej z tego szkody. Jeżeli takie żądanie nie przynosi efektów, sprawa kierowana jest do sądu - wyjaśnia Aleksandra Auleytner, radca prawny z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Takie same możliwości ma twórca niezrzeszony w organizacji, z tą różnica, że wszystkie formalności będzie musiał załatwić sam.
- W obydwu przypadkach należy jednak udowodnić winę internauty, czyli fakt, że może on przypuszczać, że ściągany przez niego utwór wprowadzony został do sieci w sposób piracki - podkreśla prof. Nowińska.
Tu pojawia się istotny problem - osoby ściągające utwór z internetu nie są w stanie sprawdzić, czy został on udostępniony i rozpowszechniony za zgodą autora czy nie.
W praktyce jednak sprawy o naruszenie praw autorskich w internecie rzadko znajdują finał w sądzie. Dlaczego tak się dzieje?
- Skomplikowane jest postępowanie dowodowe. Poza tym droga prawna jest dosyć uciążliwa i występują trudności w ustaleniu wartości szkody - podkreśla Andrzej Kuśmierczyk.
Dozwolony użytek czy piractwo
Co do tego, że za samo ściąganie plików z internetu nie można trafić do więzienia, nie mają wątpliwości prawnicy, policja ani nawet przedstawiciele organizacji broniących praw twórców. Dużo kontrowersji wzbudziła jednak odpowiedź na pytanie, czy pobieranie plików z internetu może w ogóle rodzić odpowiedzialność cywilną, czy jest to działanie w ramach dozwolonego użytku i przez co jest zupełnie legalne.
- Naszym zdaniem ściąganie plików z internetu to nie jest dozwolony użytek. Po pierwsze takie działanie nie przylega do definicji, która wyznacza zakres podmiotowy dozwolonego użytku osobistego. Po drugie art. 35 prawa autorskiego stanowi o tym, że dozwolony użytek nie może godzić w słuszny interes twórcy - mówi Andrzej Kuśmierczyk.
Innego zdania jest natomiast Piotr Waglowski, twórca serwisu Vagla.pl | prawo i internet. W jego opinii przepisy regulujące dozwolony użytek przesądzają o korzystaniu z utworu już rozpowszechnionego. Utworem rozpowszechnionym jest zaś zgodnie z definicją ustawową jest utwór, który za zezwoleniem twórcy został w jakikolwiek sposób udostępniony publicznie. Może być zatem tak, że utwór został rozpowszechniony (można go np. kupić w supermarkecie za 5 złotych).
- Od tego momentu nie ma moim zdaniem podstaw do tego, by działanie przepisów o dozwolonym użytku uzależniać od tego, czy już rozpowszechniony utwór pochodzi w konkretnym przypadku z legalnego czy nielegalnego źródła - podkreśla Waglowski.
Zakres dozwolonego użytku
- Prawnicy prawie od 15 lat zastanawiają się, co zrobić, by ograniczyć niedozwolone korzystanie z utworów, stąd wziął się m.in. pomysł licencji otwartej, w tym także na utwory wprowadzone do sieci. Rozwiązania jak do tej pory nie znaleziono i ciężko będzie to znaleźć - wyjaśnia prof. Nowińska.
Zdaniem ekspertów zmiany prawa powinny zmierzać do zaostrzenia sankcji za piractwo komputerowe. Z drugiej jednak strony, twórca powinien być zobowiązany w utworach wprowadzanych do sieci do wskazania zakresu dozwolonego użytku.
Łukasz Sobiech,
Adam Makosz