USA wstrzymują oddech. Sąd otwiera Trumpowi drzwi do masowych zwolnień
Sąd Najwyższy USA dał zielone światło administracji Donalda Trumpa na rozpoczęcie masowych zwolnień i reorganizacji w kilkunastu federalnych agencjach. To przełomowa decyzja, której skutki odczuje cały aparat państwowy, a także setki tysięcy jego pracowników.
Choć reorganizacje struktur państwowych nie są w USA niczym nowym, najnowsza decyzja Sądu Najwyższego w Stanach Zjednoczonych nadaje im bezprecedensową skalę i tempo. Sprawa dotyka fundamentów funkcjonowania federalnego aparatu administracyjnego i równowagi władzy między prezydentem a Kongresem. Jak informuje The Washington Post, cała sytuacja rozgrywa się w cieniu napięć konstytucyjnych i potencjalnie największej przebudowy rządu federalnego od pokoleń.
W USA nadchodzi wielka fala zwolnień. Powodem jest fakt, że na pierwszy plan wysuwa się sam wyrok Sądu Najwyższego, który znacząco zmienia układ sił w sporze między władzą wykonawczą a sądowniczą. Decyzja ta pozwala rozpocząć zmiany, zanim zakończą się postępowania sądowe w niższych instancjach.
We wtorek (08.07) sąd uchylił wcześniej hamujący administrację Donalda Trumpa zakaz, który wymagał konsultacji administracji z Kongresem przed rozpoczęciem masowych zwolnień. Sędziowie zaznaczyli, że nie rozstrzygają legalności samych planów, a jedynie umożliwiają ich uruchomienie w trakcie trwania procesu. W niepodpisanym orzeczeniu większość stwierdziła: "Nie wyrażamy żadnej opinii na temat legalności któregokolwiek z planów agencji dotyczących restrukturyzacji lub zmniejszenia zatrudnienia".
W kontrze do tej decyzji pojawił się mocny i emocjonalny głos sędzi Ketanji Brown Jackson. Jej opinia stała się jednym z najbardziej komentowanych elementów orzeczenia. "Z jakiegoś powodu ten Sąd uznał, że należy już teraz umożliwić Prezydentowi użycie jego niszczącej kuli, zanim rozprawa się zacznie. Moim zdaniem to orzeczenie jest nie tylko głęboko niefortunne, ale także aroganckie i bezsensowne" - napisała Jackson. Ostrzegła też, że skutki tej decyzji mogą być nieodwracalne, jeśli w przyszłości okaże się, że administracja przekroczyła swoje konstytucyjne uprawnienia.
Skala planowanych zmian budzi poruszenie, zarówno wśród pracowników, jak i obserwatorów życia publicznego. Liczby przytoczone przez The Washington Post mówią same za siebie. Departament Stanu zapowiedział redukcję zatrudnienia o 15 proc., Departament ds. Weteranów - chce skurczyć kadry aż o 30 000 etatów, a Administracja Ubezpieczeń Społecznych planuje zmniejszenie o 7 000 miejsc pracy. Dodatkowo, niektóre jednostki badawcze, jak Narodowy Instytut Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, mogą niemal całkowicie zniknąć z mapy federalnych instytucji.
Skutki społeczne tej decyzji już teraz są widoczne wśród pracowników federalnych. Ich reakcje, opisane przez The Washington Post, pokazują ogromne emocje i poczucie niepewności. W prywatnych rozmowach, do których dotarli dziennikarze, urzędnicy dzielili się obawami o bezpieczeństwo narodowe, sytuację materialną swoich rodzin i przyszłość instytucji, którym poświęcili całe życie zawodowe. "Po prostu czuję się chory" - napisał jeden z nich.
Co więcej, decyzja Sądu Najwyższego szybko odbiła się szerokim echem po obu stronach sporu. Głos zabrały organizacje społeczne, urzędnicy, a także politycy. Amerykańska Federacja Pracowników Rządowych (AFGE), 11 organizacji non-profit oraz sześć samorządów lokalnych wspólnie skrytykowały decyzję: "Reorganizacja funkcji rządowych i masowe zwolnienia pracowników federalnych bez zgody Kongresu są niezgodne z naszą Konstytucją". Z kolei była prokurator generalna Pam Bondi oceniła wyrok jako zwycięstwo administracji Trumpa: "Zatrzymaliśmy bezprawne sądy niższej instancji przed ograniczaniem władzy Prezydenta Trumpa nad personelem federalnym".
Administracja Donalda Trumpa odpiera zarzuty i przekonuje, że działa zgodnie z konstytucją. Jej prawnicy podkreślają, że prezydent ma prawo zarządzać strukturą rządu federalnego bez specjalnej zgody Kongresu. Solicitor General D. John Sauer argumentował, że decyzje Trumpa są legalne, ponieważ "nie eliminują żadnych funkcji wymaganych przez ustawy uchwalone przez Kongres". Jego zdaniem wcześniejsze blokady wywołały chaos i zmusiły rząd do utrzymywania tysięcy stanowisk, które "nie są już w interesie publicznym".
The Washington Post wskazuje, że obecnie stawką są nieodwracalne zmiany w państwie. Nawet jeśli sądy niższych instancji ostatecznie zakwestionują działania administracji, skutki decyzji mogą być już nie do odwrócenia. Na to zwracają uwagę przeciwnicy planów Trumpa, zarówno prawnicy, jak i sędziowie.
Sędzia Susan Illston, która jako pierwsza zablokowała działania Białego Domu, zaznaczyła, że żaden z ostatnich prezydentów - Bush, Obama ani sam Trump (w pierwszej kadencji) - nie uzyskał zgody Kongresu na reorganizację, mimo że o nią zabiegał. "Jeśli sądy ostatecznie uznają, że prezydent przekroczył swoje uprawnienia, nie będzie możliwości cofnięcia czasu i przywrócenia tych agencji, funkcji i usług" - ostrzegają skarżący cytowani przez The Washington Post.
Agata Jaroszewska