Słodko-gorzki sukces Europy. "Nie skorzystała ze swojego atutu"

Unia Europejska wynegocjowała porozumienie handlowe z USA. To koniec niepewności dla przedsiębiorców ze Starego Kontynentu i prowadzenia biznesu w cieniu groźby kilkudziesięcioprocentowych stawek celnych. Ale umowa z Donaldem Trumpem nie jest symetryczna. Europa jest dziś w wyjątkowo trudnym położeniu - między młotem amerykańskiego protekcjonizmu i kowadłem chińskiej ekspansji.

Unia Europejska i Stany Zjednoczone dogadały się w sprawie umowy handlowej. Nie było łatwo - negocjacje trwały od marca, a nad Starym Kontynentem przez cały ten czas wisiało widmo kilkudziesięcioprocentowych stawek celnych, których wprowadzeniem groził prezydent USA Donald Trump, sfrustrowany gigantycznym deficytem handlowym w wymianie z UE. Według danych amerykańskiego urzędu statystycznego, wyniósł on w 2024 roku 235 mld dolarów. 

Umowa handlowa UE-USA. Donald Trump ugrał swoje

Jeszcze w połowie lipca Trump zapowiadał, że cła na towary z UE sięgną od 1 sierpnia 30 proc. (niezależnie od ceł sektorowych). 27 lipca, podczas spotkania w Szkocji z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, Trump obciął cła o połowę. Stawka celna w wysokości 15 proc. obejmie przeważającą część eksportu unijnego do USA, w tym samochody, półprzewodniki i leki. Bruksela i Waszyngton uzgodniły też taryfy "zero za zero", a więc obustronne zniesienie ceł na wybrane towary. Ale już cła na stal i aluminium importowane do USA pozostają na poziomie 50 procent - tutaj Donald Trump nie cofnął się o krok

Reklama

Jak przystało na wytrawnego biznesmena, amerykański prezydent sprzedał też Europejczykom to i owo za niemałe pieniądze. Europa przez trzy kolejne lata urzędowania Trumpa w Białym Domu kupi od USA skroplony gaz ziemny (LNG) o łącznej wartości 750 mld dolarów, co daje 250 mld dolarów rocznie. Będzie też kupować amerykańską broń - chociaż precyzyjnych deklaracji co do kwoty tutaj brak, tego typu zakupy liczone będą na pewno w setkach miliardach euro/dolarów. Do tego UE ma poczynić w USA inwestycje o wartości 600 mld dolarów.

Stany Zjednoczone zyskują więc bardzo dużo na umowie handlowej z UE. Co zyskuje Europa? Na pewno kupuje dla siebie i swoich przedsiębiorców koniec okresu podwyższonego napięcia i niepewności, eliminując czynniki, których biznes obawia się zawsze najmocniej.

"Trudny kompromis" Brukseli i Waszyngtonu. O symetrii nie ma mowy?

- To trudny kompromis, oddalający ryzyko totalnej wojny handlowej, która zakładałaby nie tylko stawki 30 proc. ceł na europejskie produkty, ale prawdopodobnie podobną drabinkę podnoszenia stawek, jak miało to miejsce pomiędzy USA oraz Chinami kilka miesięcy temu - mówi Interii Biznes Michał Stajniak, wicedyrektor Działu Analiz w XTB. - Porozumienie to jest dalekie od ideału z punktu widzenia firm eksportujących do USA, ale pozwala na osiągnięcie pewności co do podejmowania dalszych kroków inwestycyjnych ze strony spółek. Niemniej warto podkreślić, że osiągnięcie porozumienia wcale nie poprawi obecnej sytuacji, a pozwala jedynie na ograniczenie ryzyka najgorszego scenariusza i osiągnięcia względnego spokoju.

- Oczywiście, warto zauważyć, że porozumienie jest asymetryczne - dodaje. - Mówi jedynie o podniesieniu stawek celnych na większość europejskich produktów do 15 proc., ale nie mówi o podniesieniu stawek w Europie na produkty amerykańskie. Co więcej, Unia Europejska w zasadzie zobowiązuje się do otwierania rynków na produkty amerykańskie. Oczywiście, warto pamiętać, że UE osiągnęła tzw. wyłączenia niektórych ceł, czyli tzw. zasadę "zero-for-zero". Oznacza to bezcłowe traktowanie kilku sektorów strategicznych, takich jak samoloty, części, wybrane produkty chemiczne, niektóre leki generyczne, sprzęt do produkcji półprzewodników czy produkty rolne i surowce. Z drugiej strony UE osiągnęła fiasko w obniżeniu ceł na stal i aluminium, które wciąż wynoszą 50 proc. Teoretycznie UE liczy na system kwot, które miałyby zakładać niższą stawkę do pewnego poziomu wymiany handlowej dotyczącej tych towarów.

Na temat tych kontyngentów rozmowy na linii UE-USA mają jeszcze się toczyć. Czy jednak Unii Europejskiej uda się przeforsować swoje stanowisko, biorąc pod uwagę dotychczasową ograniczoną skuteczność europejskich negocjatorów?

- Unia Europejska nie skorzystała ze swojego atutu w postaci bycia największym negocjatorem na świecie. Wspólnota europejska wymaga codziennego budowania kompromisów, natomiast ten zbudowany z UE wydaje się być wyraźną wygraną Stanów Zjednoczonych - uważa Michał Stajniak z XTB.

Janusz Wdzięczak, ekonomista, historyk gospodarczy, specjalista w zakresie rynków Europy Wschodniej i wykładowca Uczelni Techniczno-Handlowej w Warszawie, w rozmowie z Interią Biznes wskazuje, że kompromis ten był scenariuszem, którego nie sposób było uniknąć.

- Umowa handlowa UE-USA z punktu widzenia politycznego nie jest symetryczna, bo premiuje jedną ze stron, natomiast ma wprowadzić symetrię na poziomie gospodarczym, bo rzeczywiście to saldo handlowe było dla Stanów Zjednoczonych niekorzystne - mówi ekspert.

Ekspert: Unia Europejska i Stany Zjednoczone są skazane na siebie

Zarazem - podkreśla dr Wdzięczak - "Unia Europejska i Stany Zjednoczone są skazane na siebie". - Są to dwie największe wolnorynkowe gospodarki i ich współpraca to jedyne wyjście. Gdyby do tej umowy nie doszło, Europę i Stany czekałoby coś w rodzaju wojny handlowej, w wyniku czego wzmacniałyby się Chiny, tak więc i UE, i USA wiedzą, że może czasem lepiej jest przyjmować nie do końca korzystne dla siebie warunki. USA, negocjując porozumienie, zrobiły krok wstecz, a Europa nawet dwa - ale tak to już jest z kompromisami, że nie zadowalają one wszystkich.

UE mogła teoretycznie spróbować utworzyć front z krajami, które również stały w obliczu katastrofalnych skutków amerykańskiego protekcjonizmu - wskazuje Michał Stajniak z XTB. - Wspólna, duża siła w postaci takich krajów jak gospodarki UE, Chiny, Japonia, Kanada czy kraje Antypodów byłaby w stanie przeciwstawić się Stanom Zjednoczonym. Co więcej, wydawałoby się, że UE powinna mieć więcej siły negocjacyjnej niż Japonia czy Wietnam, ale ostatecznie zostały podpisane umowy, które zaproponowane zostały ze strony Stanów Zjednoczonych.

UE między amerykańskim młotem a chińskim kowadłem

Europa nie zdecydowała się jednak grać w jednej drużynie z Chinami na boisku, które wytyczył Donald Trump. Niedawny szczyt UE-Chiny w Pekinie potwierdził zresztą, że przestrzeń do współpracy tych dwóch potęg jest ograniczona. Dla UE problemem pozostaje wciąż napływ chińskiej produkcji na rynek unijny, ale Pekin nie jest skłonny iść w tej kwestii na ustępstwa. Porozumienie chińsko-amerykańskie wypracowane pod koniec czerwca przyniosło wprawdzie obustronną obniżkę ceł wzajemnych podbijanych w ciągu ostatnich miesięcy, ale stawka celna USA na towary z Chin jest wciąż wysoka: to 30 proc. (wobec wcześniejszych zawrotnych 145 proc.). Chiny jako globalna potęga produkcyjna nie zrezygnują z powiększania rynków zbytu tam, gdzie mogą robić to mniejszym kosztem, np. w Europie. Dla Starego Kontynentu oznacza to dodatkowy problem.

- UE może się borykać z problemami tanich produktów z Chin, które obecnie - omijając częściowo amerykański rynek - będą trafiać również na rynek europejski - zauważa Michał Stajniak. - Ma to miejsce coraz częściej po stronie sektora motoryzacyjnego, który do tej pory był jedną z kluczowych linii produkcyjnych w Europie, a obecnie rynek ten jest w coraz większym stopniu zagarniany przez chińskie koncerny. 

- Europa musi walczyć o jak największe redukcje ceł dla swoich produktów z kluczowych sektorów, do których należą sektor motoryzacyjny czy chemiczny. Choć kontrola produktów z Chin może się spotkać z krytyką ze strony tego państwa, Europa nie może pozwolić sobie na zalanie rynku tanimi, niesprawdzonymi produktami. Jednocześnie jednak, jeśli produkty z Chin czy z USA byłyby w stanie spełniać rygorystyczne zasady z UE, Europa nie powinna blokować napływu produktów, a walczyć o promowanie i wspieranie lokalnych producentów - dodaje ekspert XTB. - Choć Europa stoi przed dużym ryzykiem napływu produktów z Chin czy również z USA, to kluczowym aspektem dla władz jest nawiązywanie równoważnych porozumień o współpracy, które prowadziłyby do zwiększenia eksportu z Europy.

Bez konkurencyjności Europa przegra starcie z globalnymi potęgami

Słynny już raport Mario Draghiego, byłego prezes Europejskiego Banku Centralnego i premiera Włoch, pokazał, że UE musi poprawić swoją konkurencyjność, jeśli chce nawiązać równą walkę ze swoimi największymi konkurentami: USA i Chinami.

- W obecnej rzeczywistości handlowej Europa musi być bardziej asertywna, ponieważ zmaga się ona z problemem spadku innowacyjności i konkurencyjności swoich produktów - potwierdza dr Janusz Wdzięczak. - Z tego też względu byłbym bardziej skłonny doradzać decydentom europejskim postawienie na konkurencyjność europejskiej gospodarki zamiast na uderzanie sankcjami w Chiny i blokowanie ich (czy innych światowych gospodarek) na poziomie administracyjnym, bo Chiny i tak wejdą do Europy inną drogą, jeżeli będą chciały.

Wydaje się, że Unia Europejska, znajdująca się obecnie między przysłowiowym młotem a kowadłem - protekcjonizmem USA z jednej strony, a ekspansywnością Chin z drugiej - musi na poważnie potraktować zalecenia dotyczące odejścia od tworzenia regulacyjnych i biurokratycznych obciążeń.

- Przyszłość Europy i europejskiej gospodarki to innowacje i nowe technologie - dodaje wykładowca stołecznej Uczelni Techniczno-Handlowej. - Administracyjnie ani Komisja Europejska, ani Parlament Europejski tej konkurencyjności europejskiej gospodarki nie są w stanie zwiększyć. Innowacje i technologie nieodłącznie wiążą się z nauką, tymczasem europejscy (w tym polscy) naukowcy są obecnie zmuszani do tego, by wpisywać się w różne polityki, strategie, parametryzację - a zatem w Europie to urzędnicy będą oceniać, czy nauka i technologie mają wartość. Jest to absurdalne - w USA czy Chinach to rynek i biznes ocenia przydatność tego, co wypracowali naukowcy, a także przydatność technologii. W Stanach promuje się innowacyjność i odkrycia i tym właśnie powinna zająć się UE, zamiast narzucaniem urzędniczych wytycznych i stawianiem administracyjnych barier. 

Katarzyna Dybińska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »