Dużo prac sezonowych na Zachodzie
Niepewność na rynku pracy wywołana kryzysem koronawirusowym spowodowała, że Polacy chętniej zgłaszają się do prac sezonowych. Na Zachodzie można zarobić około 1200, a z nadgodzinami nawet 2000 euro miesięcznie. O polskiego pracownika o wiele łatwiej jest już także w naszym kraju. Przeszkodą - strach przed wirusem.
"Pilne" i "od zaraz" - to słowa, które pojawiają się przy ogłoszeniach rekrutacyjnych na pola szparagów, winogron, pomidorów, truskawek, we Francji Niemczech czy Holandii. Sezon na zbiory owoców i warzyw ruszył już w połowie maja. Pracy będzie dużo co najmniej do końca września, a najwięcej w czerwcu i lipcu.
Agencje rekrutacyjne zrzeszone w Stowarzyszeniu Agencji Zatrudnienia (SAZ), największej tego typu organizacji branżowej w Polsce informują, że wielu Polaków, którzy w ostatnich miesiącach stracili pracę z powodu kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa decyduje się skorzystać z tej okazji.
- Jeszcze rok temu zrekrutowanie odpowiedniej liczby osób do tego typu prac było dla agencji nie lada wyzwaniem. W tym roku zauważamy, że wyraźnie zmienia się nastawienie kandydatów, którzy chętniej odpowiadają na ogłoszenia agencji - mówi Iwona Szmitkowska, prezes SAZ.
Regulacje państw UE spowodowane pandemią sprawiły, że Europa Zachodnia jeszcze bardziej dotkliwie niż w poprzednich latach odczuwa brak pracowników zza granicy. Większość obcokrajowców: Czechów, Słowaków, Polaków, Bułgarów czy Rumunów, którzy pracowali w Niemczech, Francji, Holandii, na czas lockdownu wróciło do swoich domów i rodzin.
Wraz z otwieraniem granic w ramach UE, pracodawcy otrząsają się z pierwszego szoku i zaczynają intensywnie poszukiwać rąk do pracy przy owocach i warzywach, których zbiory nie mogą czekać.
- W maju zaczęliśmy już wysyłać pracowników, w odpowiedzi na bardzo duże zainteresowanie pracodawców z Niemiec - mówi Paweł Fecko, wiceprezes zrzeszonej w SAZ agencji IPF Global. - Prowadzimy kilkadziesiąt rekrutacji tygodniowo i już widzimy, że Polacy o wiele chętniej podejmują tego typu prace. Wyraźnie zmienia się nastawienie typowe dla "rynku pracownika", gdzie kandydaci bardzo często zmieniali decyzję i rezygnowali z danej pracy przed zakończeniem procesu rekrutacji.
Dziś możliwość zarobienia 1200-1300, a z nadgodzinami nawet do 2000 euro netto miesięcznie przy pracy sezonowej jest atrakcyjną alternatywą dla szukania zatrudnienia w kraju - mówi Fecko.
Ogromne zapotrzebowanie na pracowników mają też polscy rolnicy. Problemem są jednak proponowane przez nich stawki wynagrodzenia.
Jeszcze na początku maja byliśmy w kontakcie z kilkunastoma urzędami miast i gmin, w których pojawiały się zapytania od gospodarstw rolnych. Niestety dla większości realizacji zmuszeni byliśmy odpuściliśmy, przede wszystkim ze względu na zbyt niskie propozycje finansowe klientów.
W wielu wypadkach wręcz nierealne, bo przed przez nich stawki wynagrodzenia nie sięgały nawet najniższej krajowej dla pracowników. A to byłoby po prostu niezgodne z prawem - mówi Jakub Goliszewski, prezes zarządu FOLGA SA. - Postanowiliśmy też "zaparkować" realizacje dla naszych kontrahentów zagranicznych, z uwagi na obawy polskich kandydatów przed potencjalnym zarażeniem się koronawirusem - dodaje Goliszewski.
Szefowie agencji przyznają, że zapotrzebowanie na pracowników w Polsce jest wciąż duże nie tylko w pracach sezonowych, ale też w wielu branżach, których nie dotknęły skutki pandemii. Brak rąk do pracy odczuwają bardzo mocno np. firmy zajmujące się przetwórstwem spożywczym, z których zniknęli Ukraińcy.
Polskie centra wizowe nie działają jeszcze na sto procent (nieoficjalnie mówi się, że być może ruszą 22 czerwca). Dlatego na naszej wschodniej granicy ruchu nie ma, choć zainteresowanie kandydatów jest bardzo duże.
- Co prawda wizę mogą już dostać kierowcy, czy chętni do prac sezonowych, ale to wciąż jeszcze za mało, żeby pokryć zapotrzebowanie. Dużym problemem jest też dwutygodniowa kwarantanna na polskiej granicy. Nawet jeśli pracodawca decydują się zapewnić nocleg kandydatom, to muszą oni samodzielnie pokryć koszty wyżywienia. Dwa tygodnie na granicy są więc dla nich najczęściej straconym czasem - mówi Paweł Fecko.
Dodaje, że praktycznie do zera spadły za zamówienia w agencjach rekrutacyjnych na pracowników do obsługi sklepów spożywczych i retail. Wcześniej te prace wykonywali ludzie zza wschodniej granicy, dziś - klienci agencji informują, że nie mają problemów ze znalezieniem chętnych do tej pracy Polaków. Dlatego nabór prowadzą najczęściej we własnym zakresie.
Widać też już pierwsze jaskółki tego, że biznes w Polsce stara się wracać na tory sprzed lockdownu. Działanie ogromnego pracodawcy, jakim w Polsce jest branża automotive, agencje SAZ oceniają dziś na około 10 proc. mocy, a polskiego lidera eksportowy - branży meblarskiej, na razie na 30-40 proc. Przyznają jednak, że ta ostatnia już "powoli się budzi".
- Aktualnie skupiamy się na tym, w czym jesteśmy najlepsi, czyli na branży spożywczej, logistycznej oraz e-commerce i realizacji zapotrzebowania naszych klientów z tych obszarów - mówi Jakub Goliszewski. - Na pewno dobrym sygnałem jest powrót klientów, którzy w związku z obecną sytuacją kilka miesięcy temu wprowadzali redukcje, a teraz już znaczna część z nich uruchomiła rekrutacje pracowników tymczasowych do swoich pierwotnych stanów.
Zwiększenie zapotrzebowania na pracę powoduje, że na rynku pojawia się też więcej nieuczciwych, czy wręcz niezgodnych z prawem ofert. Nieuczciwe firmy, które chcą wykorzystać kryzysową sytuację proponują kandydatom np. stawki wynagrodzenia, poniżej płacy minimalnej (która wynosi obecnie 17 zł brutto za godzinę / 2250 zł brutto miesięcznie), czy pobieranie wygórowanych opłat za zakwaterowanie.
- W Holandii wszystkie kwatery dla pracowników są certyfikowane i spełniają pewne wymogi, np. w jednym pokoju nie może mieszkać więcej niż dwie osoby. Ponieważ ilość kwater jest mniejsza niż popyt na nie, faktycznie są dość drogie, dlatego możemy spotkać się z sytuacją, że pracodawcy chcą by pracownicy partycypowali w tym koszcie - wyjaśnia Paweł Fecko. - Pamiętajmy jednak, że nie może to być zbyt wygórowana kwota, a w każdym z krajów UE maksymalną wysokość opłaty, którą można potrącić za zakwaterowanie określają przepisy. Jest to szczególnie ważne przy pracy na stawce minimalnej.
Kolejna rzecz, która powinna spowodować zapalenie "czerwonej lampki" ostrzegawczej, w naszej głowie to brak umowy pisemnej i propozycja płatności "do ręki".
- Nawet jeśli jedziemy do pracy tylko na tydzień na zbiór owoców, powinniśmy wymagać od pracodawcy, by wszystkie ustalenia były ustalone na piśmie, a wynagrodzenie było przelewane na nasze konto - mówi Fecko.
Karina Knyż-Grzywa, dyrektor biura SAZ dodaje, że absolutnie podstawowym kryterium weryfikacji agencji, która oferuje nam pracę, jest sprawdzenie jej legalności, czyli - czy jest wpisana do Krajowego Rejestru Agencji Zatrudnienia (KRAZ).
- Legalnie działające agencje pracy są ściśle kontrolowane przez urzędy, takie, jak PIP, Wojewódzki Urząd Pracy, ZUS i US. Nie mogą sobie pozwolić na działania niezgodne z prawem, ponieważ grozi to karami finansowymi i utratą certyfikatu. Formą weryfikacji jakości agencji jest też sprawdzenie, czy należy do organizacji branżowej, takiej, jak nasza, która zrzesza wyłącznie firmy dbające o przestrzeganie najwyższych standardów - mówi Karina Knyż-Grzywa.