Monika Krześniak-Sajewicz, Interia: Dlaczego tak ostro krytykuje pan reformę Państwowej Inspekcji Pracy, która ma umożliwić inspektorom zmianę umowy cywilnoprawnej w umowę o pracę, w sytuacji gdy praca ma charakter stosunku pracy, a nie zlecenia czy B2B? Widziałam pana ostry wpis na X (Twitterze).
Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP: - Bo jest to złamanie podstaw porządku prawnego. Prawo nie działa wstecz - to jedna z podstaw naszego porządku prawnego. Druga rzecz to mieszanie władzy sądowniczej z wykonawczą - władza wykonawcza dostaje uprawnienia sądownicze. To jest bolszewizm, leninizm. Urzędnik będzie decydował jak sędzia - co dalej? Dzielnicowy będzie wsadzał na dwa lata do więzienia, bo tak postanowi? Trzecia kwestia to swoboda umów. Argumentacja jest taka, że sądy nie działają, ale każde bezprawie wobec przedsiębiorców jest tak tłumaczone. Niech naprawią sądownictwo.
- Jeśli inspektor pracy coś stwierdzi, niech idzie do sądu i niech sąd podejmie decyzję - wtedy to rozstrzygnięcie może nawet działać wstecz. Ale to nie może być decyzja urzędnika.
Tylko że sądy wolno działają, a w Polsce umowy cywilnoprawne są nadużywane. Część osób, które powinny mieć umowę o pracę, ma pseudo-B2B albo pseudozlecenie. Jak pana zdaniem ten problem powinien być rozwiązany?
- Problem powinien być rozwiązany poprzez wprowadzenie jednolitej daniny podatkowej z tytułu wykonywania pracy i likwidację konkurencji pomiędzy tytułami wykonywania pracy. Innej drogi nie ma.
A gdyby wdrożono pierwotny kamień milowy w KPO - pełne oskładkowanie umów cywilnoprawnych - poparłby pan to?
- Nie. Takie umowy są w Polsce nadużywane - nie przeczę. Ale najczęściej są używane w pracach projektowych. Proszę sobie wyobrazić firmę budowlaną, która ma zlecenie na trzy miesiące. Co ten człowiek ma zrobić z pracownikami po tym czasie? Zawiera umowę zlecenia na wykonanie budynku, dachu, czegokolwiek - a następnego zlecenia nie ma, będzie za miesiąc albo trzy. Z czego ma utrzymać ludzi na umowie o pracę?
Ale umowa o pracę może być czasowa - na miesiąc albo trzy...
- Są ograniczenia - jeden raz, potem drugi, a potem już musi być na czas nieokreślony.
- Przykładowo: jeśli ktoś ma roboty budowlane przez sześć miesięcy w roku - co ma zrobić z ludźmi przez pozostałe sześć miesięcy? To wszystko wymyślane w warszawskich kawiarniach przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o realnym życiu.
Ale część ludzi wykonuje ciężkie i niebezpieczne prace na umowach cywilnoprawnych - to też nie jest normalna sytuacja, bo nie mają zabezpieczenia.
- Dlatego postulowaliśmy, żeby inspektor pracy szedł do sądu - to jest właściwa droga. Nie może być natomiast tak jak w tej ustawie, że nagle urzędnikowi przyznaje się władzę sądowniczą.
Trzecia wersja projektu daje inspektorowi trzy ścieżki - nie tylko przekształcenie, ale też możliwość zawarcia ugody lub skierowanie sprawy do sądu. Przeciw tej wersji projektu też pan protestuje?
- Ugoda - jeśli ktoś chce ją zawrzeć, nie ma problemu. Ale stanowczo jesteśmy przeciw przyznaniu urzędnikowi władzy sądowniczej. Będziemy protestować i wzywać prezydenta do zawetowania tej ustawy.
Wracając do pana postulatu, jak jednolita danina miałaby zadziałać, tak żebyśmy pożegnali standardy lata 90., a ludzie pracujący w warunkach umowy o pracę mieliby umowę o pracę, a nie jakieś kombinowane umowy cywilnoprawne?
- Protestuję przeciw przyznaniu (PIP - red.) władzy sądowniczej - ładnie nazwanej "administracyjną decyzją". Jeżeli urzędnik chce, niech idzie do sądu - proszę bardzo.
Ale to nie byłaby żadna reforma, bo teraz też można skierować sprawę do sądu i ona tam utknie na parę lat.
- Za każdym razem słyszę, że czegoś nie można zrobić, że musi być taka ustawa, bo sądy nie działają.
Czy może pan powiedzieć, że pracodawcy postępują uczciwie i zatrudniają ludzi na umowach zgodnych z charakterem pracy?
- Wśród przedsiębiorców, podobnie jak wśród pracowników, związkowców, polityków czy dziennikarzy, jest pewna grupa osób nieuczciwych. Grupa przedsiębiorców nie jest od tego wolna. Niestety tak jest. Ale to nie oznacza, że trzeba karać wszystkich. W cywilizowanym świecie ściga się złodziei, a nie gnębi całe społeczeństwo. To tak, jakby wprowadzać porządek na ulicach poprzez likwidację ulic - absurd.
Rozmawiała Monika Krześniak-Sajewicz











