Rynek pracy. Mamy za mało imigrantów z Ukrainy
Przed pandemią w Polsce przebywały nawet 2 miliony pracowników z Ukrainy. Teraz ta liczba spadła do około miliona. Takie są szacunki firmy Personnel Service. Notowany jest duży odpływ Ukraińców z Polski do sąsiednich państw, między innymi do Niemiec, które przyciągają kilkukrotnie wyższymi stawkami wynagrodzenia.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Z oficjalnego raportu Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wynika, że w lipcu i sierpniu tego roku wszystkim cudzoziemcom wydano 42 proc. więcej zezwoleń na pracę niż w tym samym okresie w 2020 roku i 17 proc. więcej niż w 2019 roku. Ponad 54,3 tysiąca zezwoleń, czyli 65 proc. wszystkich wydanych latem tego roku, dotyczyło obywateli Ukrainy. Liczba zezwoleń dla Ukraińców była więc nieco wyższa niż w tym samym czasie w 2019 roku (53,8 tysiąca) i wyraźnie większa niż w 2020 roku (43,1 tysiąca).
Statystki obejmujące bieżący napływ imigrantów zarobkowych od naszego wschodniego sąsiada nie dają jednak pełnego obrazu sytuacji. Eksperci Personnel Service mówią o "wysychającym źródle imigracji z Ukrainy, co może się odbić na polskiej gospodarce". Agencje zatrudnienia mierzą się z brakiem kandydatów. Zamówień na kadrę ze Wschodu jest ponad dwukrotnie więcej niż pracowników zainteresowanych przyjazdem do Polski. Jak wynika z "Barometru Polskiego Rynku Pracy" przygotowanego przez Personnel Service, Ukraińców zamierza rekrutować niemal co czwarta krajowa firma.
- Wrzesień był dla nas rekordowy jeżeli chodzi o liczbę zamówień na pracowników z Ukrainy, choć wzrosty widać już od kilku miesięcy. Przychodzą do nas klienci, którzy w sumie potrzebują nawet 2,5 tysiąca osób, ale my jesteśmy w stanie zaproponować tylko tysiąc pracowników. To oczywiście pochodna wychodzenia gospodarki z czasu niepewności związanej z pandemią - mówi Krzysztof Inglot, prezes zarządu Personnel Service.
Szkoła Główna Handlowa i Narodowy Bank Polski policzyły, że w ostatnich latach nasza gospodarka rozwijała się rocznie o 0,5 punktu procentowego szybciej dzięki pracy imigrantów z Ukrainy. W szczycie napływu pracowników ze Wschodu, czyli w latach 2016-17, PKB w Polsce dzięki imigracji zwiększał się o dodatkowe 0,7-0,8 punktu procentowego w każdym roku. W latach 2013-18 Ukraińcy wypracowali aż 13 proc. naszego wzrostu gospodarczego.
Przed wybuchem Covid-19 szacowano, że w Polsce mogły przebywać nawet 2 miliony pracowników z Ukrainy. Część z nich była zatrudniona nielegalnie. Teraz ta liczba oscyluje wokół miliona. Coraz wyraźniej widać efekt rosnącego odpływu Ukraińców z Polski do sąsiednich państw, które też mocno zabiegają o imigrantów zarobkowych. Ukraińscy pracownicy wyjeżdżają m.in. do Czech, a ostatnio coraz częściej do Niemiec, które przyciągają kilkukrotnie wyższymi stawkami wynagrodzenia.
W tej chwili minimalne wynagrodzenie w Polsce to 2800 złotych brutto. Na Ukrainie najmniejsza stawka jest trzy razy mniejsza i wynosi niecałe 900 złotych miesięcznie. W Niemczech od pierwszego lipca tego roku zarobek minimalny to 1536 euro brutto, czyli w przeliczeniu ponad 7 tysięcy złotych. Jak wynika z badania Personnel Service, za zatrudnieniem za Odrą rozglądała się już połowa obywateli Ukrainy.
- Myślę, że możemy mówić o tysiącach Ukraińców, którzy formalnie przebywają w naszym kraju, a faktycznie pracują za Odrą zatrudniając się na czarno u tamtejszych rolników i przedsiębiorców. Jest to tym łatwiejsze, że niedobór pracowników, na który narzeka coraz więcej pracodawców w Niemczech, sprawia, że władze przymykają oko na nielegalnych imigrantów z zagranicy. To dla nas duże zagrożenie - zauważa Krzysztof Inglot.
Eksperci Personnel Service są zdania, że potrzebny jest nowy projekt polityki migracyjnej, który wprost odpowie na potrzeby rynku pracy i zachęci migrantów do osiedlania się w Polsce. - Nadal nie wprowadziliśmy zmian, które mogłyby zachęcać Ukraińców do pozostania w naszym kraju. W Czechach mogą oni pracować w ramach uproszczonej procedury przez dwa lata, a u nas tylko pół roku. To z góry narzuca tymczasowy charakter migracji. Przydałyby się też takie zachęty, jak ułatwienia w dostępie do kredytów mieszkaniowych czy do żłobków i przedszkoli dla dzieci. Wtedy będą przenosić się do nas całe rodziny - podsumowuje Krzysztof Inglot.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji pracuje ad zmianami legislacyjnymi, które prawdopodobnie wejdą w życie na początku 2022 roku, a które uproszczą procedurę udzielania zezwoleń na pobyt czasowy na terytorium Polski.
Nowe przepisy mają znieść wymóg posiadania przez imigrantów zapewnionego miejsca zamieszkania i wymóg przedstawienia źródeł stabilnego i regularnego dochodu. Zamiast tego weryfikowane będzie jedynie to, czy przybywająca do Polski osoba ma zagwarantowaną pracę z wynagrodzeniem nie niższym niż minimalne. Innymi słowy, autorzy projektu stoją na stanowisku, że fakt podejmowania legalnej pracy jest w pełni wystarczający do uznania, że cudzoziemiec da sobie radę w Polsce.
Przedsiębiorcy skarżą się także na długi czas oczekiwania na zezwolenia na pracę dla przybyszów z zagranicy. Średni czas legalizacji pobytu cudzoziemców w Polsce przekracza teraz 200 dni. MSWiA wprowadziło do projektu ustawy 60-dniowy termin udzielenia zezwolenia na pobyt czasowy. Ma być on liczony od momentu złożenia kompletu dokumentów.
Jacek Brzeski
***