Wynagrodzenia w maju rosły wolniej niż inflacja. Czekają nas podwyżki czy zwolnienia?
Płace w wielu branżach nie dość, że rosną wolniej niż ceny, to jeszcze są niższe niż miesiąc, czy dwa miesiące temu.
Główny Urząd Statystyczny podał w piątek bardziej szczegółowe informacje na temat zatrudnienia i wynagrodzenia w firmach, w których pracuje od dziesięciu osób. Wynika z nich, że siła nabywcza płac obniżyła się po raz pierwszy od dwóch lat. Była o 0,3 proc. niższa niż przed rokiem (wobec wzrostu o 1,7 proc. w kwietniu oraz 5 proc. w maju zeszłego roku). Wciąż jednak licząc od początku stycznia do końca maja zachowała wartość realną - przeciętnie wzrosła o 1,4 proc. niż w tym samym czasie w ubiegłym roku.
Co więcej z danych GUS wynika, że w większości działów gospodarki płace są niższe niż w kwietniu, czy nawet w marcu.
Najprawdopodobniej w tych miesiącach wypłacano nagrody i premie. - Część firm produkowała więcej, bo miała więcej zamówień, sprzedaż była wysoka, jednak nie zmieniła liczby pracowników. To oznacza, że mogli oni pracować w nadgodzinach, więcej więc zarobili lub byli wynagradzanie w systemie akordowym, czyli związany z liczbą wyprodukowanych przedmiotów - tłumaczy Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
Z danych GUS wynika, że prościej wymienić - jest ich mniej - te branże, w których wzrost płac wyprzedza inflację, niż wymienić te, w których jest niższy. To: górnictwo, firmy produkujące artykuły spożywcze, wyroby z drewna, przedsiębiorstwa tytoniowe, przemysł chemiczny, budownictwo, transport i zakwaterowanie i gastronomia. Piotr Soroczyński zwraca uwagę na zjawiska na rynku pracy, których efekt jest zapisywany w danych na temat wynagrodzenia, ale które nie są opisane w prosty i zrozumiały sposób. Przypomina, iż maju minimalnie, bo o ponad 5 tysięcy etatów, zmniejszyło się zatrudnienie w stosunku do kwietnia. GUS tłumaczy to między innymi zwolnieniami w jednostkach, zakończeniem umów i nie przedłużaniem ich oraz zwiększoną absencją pracowników z powodu zasiłków chorobowych. Z jednej strony, jeśli ludzie chorowali, to mogło się to odbić na płacach, ludzie mogli otrzymać niższe pensje. Z drugiej: - Jeśli firmy restrukturyzują się, jak na przykład w przemyśle odzieżowym, który jest w kiepskiej kondycji, to zwalniają głównie pracowników o najniższych kwalifikacjach, a tym samym o najniższych płacach. Oznacza to automatycznie, że przeciętnie płace w branży rosną, choć pracownicy nie otrzymali podwyżki - tłumaczy Piotr Soroczyński.
Przypomina, że w czasie, w którym równocześnie brakuje pracowników i ceny rosną szybko, spora część osób szuka lepiej płatnego zajęcia. To oznacza, że przeciętne wynagrodzenie może w firmie rosnąć, jeśli rekrutacje są znaczące choć dotychczasowi pracownicy nie dostali podwyżek.
Ekonomista spodziewa się, że w najbliższych miesiącach płace będą rosły co najwyżej w takim tempie jak inflacja lub będą realnie traciły na wartości. Jego zdaniem inflacja w tym roku może w którymś miesiącu wynieść około 15-16 proc. w skali roku. Być może jej szczyt będzie w sierpniu, a być może później - w październiku. Potem powinna powoli się zmniejszać. Mimo to średniorocznie może ona wynieść 12 proc. W przyszłym roku płace powinny rosnąć nieznacznie ponad inflację.
GUS podał także, że zmniejszyła się wartość nabywcza emerytur i rent. W najtrudniejszej sytuacji są emerytowani rolnicy. Ich świadczenia są przeciętnie realnie niższe o niespełna 9 proc. w porównaniu do sytuacji sprzed roku. W przypadku osób, które dostają świadczenia z ZUS spadek siły nabywczej jest mniejszy - wynosi 3,5 proc. w skali roku.
Aleksandra Fandrejewska
Zobacz również: