"Albo euro, albo dopadnie nas bieda". Jakie argumenty mamy za i przeciw euro w Polsce?
Jeśli chcemy mieć z czego finansować rozwój kraju, to nie ma innego sposobu, jak wejść do strefy euro - to najważniejszy argument zwolenników euro, który płynie z debaty oksfordzkiej z tezą "Polska powinna jak najszybciej wejść do strefy euro" zorganizowanej przez Europejski Kongres Finansowy. Przeciwnicy przyjęcia wspólnej waluty twierdzą z kolei, że pozostanie przy złotym zwiększa konkurencyjność polskiej gospodarki.
Europejski Kongres Finansowy zorganizował debatę oksfordzką, której teza brzmiała: "Polska powinna jak najszybciej wejść do strefy euro". Debata oksfordzka polega na tym, że grupa dyskutantów broni postawionej tezy, a druga grupa - oponentów - usiłuje ją podważyć, podobnie jak argumenty proponentów.
W debacie postawionej tezy bronili Hanna Gronkiewicz-Waltz, była prezes NBP, Bogusław Grabowski, były członek Rady Polityki Pieniężnej oraz Tomasz Kasprowicz, redaktor naczelny ResPublica Nova. Oponentami byli Stefan Kawalec, wiceminister finansów na początku polskiej transformacji, współautor książki "Paradoks euro. Jak wyjść z pułapki wspólnej waluty", wiceminister finansów w rządzie PiS Piotr Patkowski oraz Robert Gwiazdowski z Centrum i.m. Adama Smitha, profesor Uczelni Łazarskiego.
- Nie ma takiego bytu jak państwo europejskie - mówił podczas debaty Piotr Patkowski.
Jeszcze nie ma, co wcale nie znaczy, że nie będzie. Być może znacznie szybciej niż sądzimy. Hanna Gronkiewicz-Waltz mówiła, że strefa euro to projekt polityczny. Napaść Rosji na Ukrainę uświadomiła całemu światu, że myślenie w kategoriach "politycznych" nie wystarczy, kluczowe stały się kategorie "geopolityczne". Jaka to różnica?
Wyzwania geopolityczne oznaczają koncentrację mniejszych i słabszych państw wokół globalnych mocarstw, takich jak USA, Chiny, słabnąca, lecz wciąż groźna Rosja i w zapewne w przyszłości Indie. Dlatego właśnie Europa potrzebuje europejskiego państwa, by mieć jakiekolwiek znaczenie w tej grze. W przeciwnym razie możliwe są najczarniejsze scenariusze dla nas wszystkich. Tymczasem już powstały mocne filary takiego państwa.
Najmocniejszym z tych filarów jest Europejski Bank Centralny. Okazało się to już w czasie kryzysu zadłużenia w latach 2010-12, kiedy EBC wprowadził programy skupu aktywów, nie dopuszczając do bankructwa Włoch, poprzez przywrócenie konwergencji spreadów obligacji krajów wspólnej waluty. Od tego czasu powstało dużo instytucji, które są odpowiedzialne za to, żeby strefa euro była coraz bardziej spójna. Unia bankowa, Europejski Mechanizm Stabilności, pierwsza emisja wspólnego zadłużenia na EU Next Generation Fund.
- Strefa euro odbiega od optymalnego obszaru walutowego, powstała z imperatywu politycznego. Ale jeśli mamy silny imperatyw polityczny, to będziemy ją wzmacniać (...) Mamy bardzo silny imperatyw polityczny, doskonalący się w koordynacji polityki makroekonomicznej - mówił Bogusław Grabowski.
I dodał, że Europa stoi przed gigantycznymi wspólnymi wyzwaniami, z którymi nie poradzi sobie żadne państwo z osobna. Stawienie im czoła wymaga wspólnej i spójnej polityki. To przede wszystkim wojna, ale też zagrożenia klimatyczne, potencjalna migracja nawet 750 mln ludzi z "globalnego Południa".
- Te wyzwania będą jeszcze bardziej wzmacniały i zacieśniały imperatyw polityczny - powiedział Bogusław Grabowski.
To właśnie jednak wojna ujawniająca w pełni zagrożenia wynikające z sytuacji geopolitycznej stała się powodem, dla którego dotychczasowi przeciwnicy wejścia do strefy euro zmieniają zdanie. Przypomnijmy, że Estonia postanowiła wejść do strefy euro po pamiętnym rosyjskim cyberataku przeprowadzonym w 2007 roku.
- Agresja Rosji na Ukrainę pokazuje, że w takiej sytuacji lepiej być w strefie euro. Z powodów ekonomiczny powinniśmy spełniać warunki, z powodu wojny powinniśmy to poważnie rozważyć. Ale to argument polityczny, a nie ekonomiczny - powiedział Robert Gwiazdowski.
Fakty są jednak takie, że do strefy euro nie wejdziemy przez najbliższe co najmniej 10 lat. Przyjęcie euro pociągałoby za sobą konieczność zmiany konstytucji, a to wymaga większości dwóch trzecich w sejmie. Rząd PiS i prezes NBP Adam Glapiński opowiadając się przeciwko wejściu do strefy euro powołują się na "suwerenność", choć nie tłumaczą bliżej, co przez to słowo rozumieją. Co ciekawe, przedstawiciel rządu PiS nie używał w debacie argumentu o "suwerenności".
Można się domyślać, że prezesowi NBP chodzi o to, iż "suwerenny" polski bank centralny może prowadzić samodzielnie politykę pieniężną, to on o niej decyduje, a nie EBC. Jakie są skutki takiej "suwerennej" polityki pieniężnej. Inflacja w Polsce jest ponad dwa razy wyższa niż w strefie euro.
- Profesor Glapiński narobił bzdur na stanowisku prezesa NBP co niemiara, ale nie jestem pewien, czy prezesi EBC by postępowali lepiej - powiedział Robert Gwiazdowski.
Dodaje jednak, że ustalenie jednej stopy procentowej dla krajów będących na tak różnym poziomie rozwoju jak Niemcy i Grecja jest faktycznym problemem dla EBC. Jednak bank centralny strefy euro stara sobie z tym radzić, ostatnio wprowadził Instrument Ochrony Transmisji (Transmission Protection Instrument, TPI), umożliwiający zaostrzenie polityki monetarnej w jednych krajach, a luzowanie ich w innych.
Pomijając już bardzo dyskusyjne skutki "suwerennej" polityki pieniężnej w Polsce, Tomasz Kasprowicz zwraca uwagę, że podejmowane w strefie euro decyzje mają znacznie większą siłę oddziaływania niż sam obszar wspólnej waluty.
- (...) pewne decyzje rozlewają się na całą Unię. Pozostając poza strefą euro, pozostajemy odbiorcami decyzji. Wejście to poszerzenie naszej suwerenności - powiedział.
Hanna Gronkiewicz-Waltz i Bogusław Grabowski zwracają natomiast uwagę, że używanie słowa "suwerenność" jest po prostu zasłoną dla woluntarystycznych rządów PiS i rządzenia w sposób odbiegający od zasad przyjętych w międzynarodowych zobowiązaniach. Jaki jest tego efekt? Polska jest tak daleko, jak jeszcze nigdy w swojej historii (od akcesji do Unii Europejskiej), od spełnienia kryteriów koniecznych, by wejść do strefy euro.
- Każdy autokrata, każdy populista będzie przeciwny zobowiązaniom zewnętrznym, bo to mu przeszkadza w utrzymaniu władzy - powiedział Bogusław Grabowski.
- To lęk przed utratą władzy. Tylko tyle i aż tyle - dodała Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Przeciwko wejściu Polski do strefy euro, a także przeciwko samej unii walutowej jest jeden poważny argument, który od lat prezentuje Stefan Kawalec. Na czym ten argument polega?
Ceny, a szczególnie płace w poszczególnych krajowych gospodarkach są mało elastyczne - a zwłaszcza - jak mówią ekonomiści - mało elastyczne "w dół". Co to znaczy? Jeśli firma produkuje jakikolwiek towar, musi dbać o to, żeby ludzie chcieli go kupować. Jeśli towar jest za drogi, musi obniżyć koszty. A wiadomo, jak trudno jest obniżyć koszty wynikające z płac - zaraz pojawia się ryzyko strajków, protestów itp. Może zdarzyć się tak, że wiele firm w danym kraju popełniło te same błędy i cała gospodarka traci konkurencyjność. Obniżyć wynagrodzenia w całej gospodarce, w sektorze publicznym, emerytury? To jest po prostu dramat.
- Kurs walutowy pełni bardzo istotną rolę w przypadku ograniczenia elastyczności cen, a przede wszystkim płac - powiedział podczas debaty Stefan Kawalec.
Gdy gospodarka traci konkurencyjność, z pomocą przychodzi własna waluta. Im jest słabsza w porównaniu z innymi, tym produkowane towary mają za granicą niższą cenę, a dzięki temu mają szansę na zachowanie konkurencyjności. Oczywiście całe społeczeństwo biednieje, ale nie nagle, nie z dania na dzień, tylko metodą gotowania żaby. Tak przez lata działo się we Włoszech i tak właśnie dzieje się teraz w Polsce, bo złoty jest słabszy do dolara i euro niż w czasach, gdy szalały wielki globalny kryzys finansowy i kryzys zadłużenia. Słabość złotego znaczy, że polska gospodarka traci konkurencyjność zewnętrzną.
Zdaniem Stefana Kawalca, elastyczność kursu własnej waluty daje wtedy gospodarce szansę na to, żeby wyjść z recesji. W przeciwnym wypadku recesja może być długotrwała, trwać nawet cale lata. Tak właśnie od wielu lat jest w Grecji czy we Włoszech. Nie mogą one "zdewaluować" euro, a "wewnętrzna dewaluacja" (poprzez obniżki kosztów przedsiębiorstw, cen, a przede wszystkim płac) jest czymś ogromnie trudnym. Na tym polega "pułapka" euro.
Ale własna waluta, prócz pięknego rewersu z obliczem suwerena, ma znacznie mniej urokliwy awers. Co na nim jest? Potencjał do wzmacniania transmisji globalnych szoków. Waluty potężnych gospodarek są wobec siebie raczej stabilne, nawet wtedy, gdy szoki są asymetryczne. Waluty mniejszych gospodarek są znacznie mniej odporne w warunkach kryzysów.
O co tu chodzi? Po wielkim globalnym kryzysie finansowym frank szwajcarski umacniał się tak bardzo, że tamtejszy bank centralny robił wszystko, by go osłabić, aż w końcu nawet on musiał porzucić tę strategię. Nadmierne umocnienie szwedzkiej, a nawet czeskiej korony było zmorą tamtejszych banków centralnych, bo osłabiało gospodarki czyniąc je mniej konkurencyjnymi. Wszystko to nie zależało od żadnej "suwerennej" polityki tamtejszych banków centralnych, tylko od koniunktury na światowych rynkach finansowych. Może być też na odwrót - słaby złoty zapewnia nam teraz import inflacji, a nasz "suwerenny" bank centralny może się temu tylko przyglądać.
- Nasza inflacja jest jedną z wyższych, gdyż osłabienie złotego powoduje inflację. Własna waluta nie tylko broni przed szokami. Czasem je wzmacnia - mówił Tomasz Kasprowicz.
- Polska ma możliwość oddziaływać przez stopy i kurs na inflację - powiedział Piotr Patkowski.
- Teoretycznie tak, ale czy praktycznie (polski bank centralny) reaguje właściwie? Mamy wątpliwość - odpowiedział Tomasz Kasprowicz.
Najważniejszy argument za wejściem do strefy euro, choć dotąd nie używany w dyskusjach ekonomistów, przytacza Bogusław Grabowski. Stopa oszczędności gospodarstw domowych w Polsce jest jedną z najniższych w Unii Europejskiej. Z polskich banków, pod wpływem inflacji, zaczęła wyparowywać nadwyżka depozytów. Rozwój gospodarki zależy od nakładów kapitału i od nakładów pracy. Ale zasoby pracy w Polsce są już na wyczerpaniu. Skąd zatem pożyczać kapitał niezbędny na inwestycje?
- Albo będziemy oszczędzali trzy razy więcej albo korzystali z oszczędności zagranicznych (...) Nie ma możliwości, żebyśmy się rozwijali bez kapitału zagranicznego - mówił Bogusław Grabowski.
Tylko, że pożyczanie kapitału za granicą, jeśli kraj nie jest w obszarze wspólnej waluty, jest nieprawdopodobnie drogie. Widzą to teraz jak na dłoni polskie banki, które muszą emitować obligacje za granicą, bo w Polsce nie są w stanie ich sprzedać.
Jacek Ramotowski
Zobacz również: