Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 102: Dlaczego wygrał Donald Trump?

Dlaczego wygrał Donald Trump? Wytłumaczenia - mówi Robert Gwiazdowski - mogą być trzy. W najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii", autor wraca do czasów pierwszych osadników i budowania się dopiero społeczeństwa amerykańskiego. - Może oto pojawiła się ponownie okazja do przesuwania granic ludzkości - zastanawia się.

Dlaczego wygrał Donald Trump? Wytłumaczenia - mówi Robert Gwiazdowski w najnowszym odcinku podcastu video - mogą być trzy. Pierwsze - wiewiórka. - Tu pojawia się kwestia omnipotencji państwa: czy naprawdę trzeba mieć zezwolenie na to, żeby trzymać w domu wiewiórkę. I to jeszcze taką wiewiórkę, którą się uratowało po jakimś wypadku a nie złapało w lesie i uwięziło w domu. To było symboliczne, ale nie za bardzo chce mi się wierzyć, żeby z powodu tej wiewiórki na trzy dni przed wyborami aż tak zmieniły się nastroje opinii publicznej - zauważa felietonista Interii Biznes.

Reklama

- Jak nie wiewiórka, to by wychodziło na to, że ludzie, którzy byli wcześniej badani na kogo będą głosować nie mówili prawdy ankieterom. To jest prawdopodobne. Bo wielu ludzi wstydzi się swoich poglądów, nie wiadomo dlaczego - dodaje Gwiazdowski. - To by w pewnym stopniu tłumaczyło, dlaczego część wyborów Trumpa nie przyznawała się, że będzie głosować na Trumpa. Bo bała się ostracyzmu. To jest uzasadnione, bo ten ostracyzm rzeczywiście jest dosyć powszechny - jak nie jesteś z nami to jesteś faszysta, homofob, rasista - zauważa autor podcastu video.

Trzecie wyjaśnienie na które wskazuje jest takie, że to nie ludzie oszukiwali ankieterów, tylko ankieterzy oszukiwali ludzi. - Robili ankiety pokazujące wyniki takie jakie były projekcją ich własnych zapatrywań na świat i na te wybory. I tu są dwa wytłumaczenia, dlaczego oni oszukiwali opinię publiczną pokazując nieprawdziwe rezultaty. Pierwszy - niedbalstwo, niedoskonałość metodologii albo stosowanie metodologii, która dawała lepsze - z oczekiwaniami oczywiście - rezultaty. Różne powody mogły tego być. Ale też mógł być powód drugi oszukiwania wyborców. Zrobili badania, wiedzieli że Harris tych wyborów nie wygra a celowo oszukiwali ludzi, żeby do ostatniej chwili zmobilizować elektorat - wylicza.

Dlaczego właśnie to rozwiązanie jest najbardziej prawdopodobne? Jak mówi Gwiazdowski: - Otóż nastroje minorowe w sztabie Harris były bardzo minorowe już na samym początku tych wyborów. Nie było tradycyjnego amerykańskiego entuzjazmu, więc oni może wiedzieli jakie były prawdziwe wyniki badania opinii publicznej 3 czy 4 listopada. Ale to tylko tytułem wstępu - mówi Gwiazdowski.

Pierwsi osadnicy, czyli początki amerykańskiego społeczeństwa

W dalszej części podcastu wideo felietonista Interii Biznes nawiązuje do natury człowieka, do historii amerykańskiej i perspektyw rozwoju ludzkości.

- Jest 21 listopada 1620 r. Do Plymouth Rock przybywa statek handlowy - Mayflower. Na tym statku przybywają pierwsi osadnicy. Oni zostaną nazwani w historiografii amerykańskiej jako ojcowie-pielgrzymi. To oni jeszcze na statku podpisali coś co określane jest mianem pierwszej amerykańskiej konstytucji albo aktu założycielskiego (...) To jest coś, co w praktyce przypominało lockowską teorię umowy społecznej - przypomina Gwiazdowski i dodaje, że wśród ojców-pielgrzymów byli głównie kongregacjonaliści.

- 10 lat później, 60 mil na północ od Plymouth Rock do portu nazwanego później Salem, przybywa inny statek - Lady Arbella. Na jego pokładzie przybywają do Nowej Anglii inni ludzie. To byli prezbiterianie (...) O ile założyciele w osadzie w Plymouth byli w większości drobnymi farmerami, rzemieślnikami, o tyle ci którzy przybyli do Salem to byli przedstawiciele angielskiej klasy średniej (...) Mam nieodparte wrażenie, że dzisiejsze podziały w Stanach Zjednoczonych po części są pokłosiem tamtego podziału na tych drobnych i zamożniejszych, lepiej wykształconych wówczas. Pobrzmiewają mi w polityce dzisiejszej Partii Demokratycznej te echa właśnie prezbiterianizmu - konstatuje Gwiazdowski.

Ameryka "krajem nomadów"

- Musimy zadać sobie pytanie, jak to się stało, że jednak w Ameryce na długie lata zatriumfował duch kongregacjonalizmu (...) - zastanawia się Gwiazdowski. I jak mówi - były tego przyczyny, bardzo poważne.

Pierwszą przyczyną była własność prywatna ziemi. - Każdy z osadników miał swoją własną ziemię i dlatego przez wiele lat, moim zdaniem do dziś, trafne jest stwierdzenie, że jedną z gwarancji, najważniejszych gwarancji, jest własność prywatna. Nie jakieś zapisy w konstytucji, nie trybunały konstytucyjne, nie sędziowie nawet, tylko własna ziemia - tłumaczy.

Czynnik drugi - Ameryka została nazwana kiedyś przez Józefa Chałasińskiego - badacza kultury amerykańskiej, społeczeństwa amerykańskiego - krajem nomadów. - Dziś mówi się o tych amerykańskich nomadach w kontekście biednych ludzi, których nie stać na domy, którzy mieszkają w przyczepach kampingowych. Ale ten nomadyzm to była chęć poszukiwania ciągle czegoś nowego dla siebie, dla najbliższych, dla potomków. Ten niespokojny duch. Dlatego Roger Williams z Salem wyprowadził się do Rhode Island. Jest zresztą uważany za jednego z takich przywódców, dzięki którym ta wolność amerykańska zaczęła się rozlewać w Nowej Anglii na nowe osady - przypomina Gwiazdowski.

- Ta wędrówka była właśnie poszukiwaniem nowej przestrzeni do życia, poszukiwaniem własności. Udawali się tam, gdzie jeszcze nikogo nie było (...) I wreszcie - poszukiwania wolności. Ten duch wolności budował tamtą Amerykę. Ważna była tzw. przesuwająca się granica - mówi Gwiazdowski, który zauważa, że "ta przesuwająca się granica była bardzo istotnym elementem budowania się społeczeństwa amerykańskiego". - Ale w końcu dotarli do wybrzeża drugiego oceanu. Już nie mieli dokąd się przesunąć. Wiktor Osiatyński badając amerykańską myśl polityczną i prawną wskazał ciekawą rzecz, że w pewnym momencie tą przesuwającą się granicą, fizyczną wcześniej, stała się granica intelektualna - granica wiedzy. Amerykanie zaczęli przesuwać granicę wiedzy, zaczęli tworzyć ośrodki akademickie. Te uniwersytety dawały kolejnym pokoleniom przesuwanie granicy. Ta granica, jeśli chodzi o naukę, była i jest niczym nieograniczona - nie ma granicy poznania. Ona się ciągle może przesuwać - mówi Gwiazdowski. W dalszej części odcinka pyta: - Czy czasami Elon Musk nie jest takim nowym Kolumbem i czy czasami Donald Trump nie może być dla Muska kimś takim kim dla Kolumba była Izabela Kastylijska?

- Nie wiem, co się stanie z prezydenturą Trumpa, nie wiem jakie prawdziwe zamiary ma Elon Musk. Natomiast jego deklaracje ruszenia w kosmos, w zestawieniu z wcześniejszymi deklaracjami o problemach demograficznych tego naszego świata, napawają taką malutką nadzieją, że może oto pojawiła się okazja ponownie przesuwania granic ludzkości... - podsumowuje Gwiazdowski.

Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »