Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 121: Dlaczego prokuratura działa tak jak działa?
- Prokuratorzy mają pewnego rodzaju prawa w stosunku do obywateli - przypomina Robert Gwiazdowski. - Jak już jest przesłuchiwany świadek, to on musi mieć prawo do obrońcy w czasie przesłuchania, do pełnomocnika wtedy jeszcze. I nagrywajcie te przesłuchania - apeluje. W najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii" także o długiej historii łączenia i dzielenia funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Na początku podcastu video, autor wraca do czasów z poprzedniego ustroju w Polsce. W PRL-u - przypomina - prokuratura i ministerstwo sprawiedliwości były rozdzielone. - Czy to było takie złe? - pyta Robert Gwiazdowski. Jak podkreśla - miało to swoje powody. Prokuratora generalnego powoływała Rada Państwa. - Nie było specjalną tajemnicą, że prokuratorzy generalni PRL-u i ministrowie sprawiedliwości czasami się różnili. (...) To istotne. Pierwszy sekretarz zdawał sobie sprawę, że niedobrze jest aby operacyjnie w wymiarze sprawiedliwości jedna osoba miała zbyt dużą władzę - mówi Gwiazdowski i wskazuje, że ten model został uznany za komunistyczny. - Dlatego po 90. roku postanowiono go zmienić. Tylko, zaczęto go zmieniać notabene tak samo jak sądownictwo - przy pomocy tych samych ludzi, którzy wcześniej tam już byli. Ja nie mówię, że wszyscy prokuratorzy za komuny byli źli. Ale mam taką tezę: ci którzy szli do prokuratury, zwłaszcza w stanie wojennym, to w większości mogli być źli. Więc w zasadzie powinniśmy przyjąć domniemanie winy i oczekiwać, że udowodnią, że winni nie byli - dodaje.
- Zrozumiałe było to, że po roku 90. doświadczeni przez złych prokuratorów, którzy wsadzali ich do więzienia, działacze opozycji antykomunistycznej chcieli jakoś to zmienić. I wpadli na taki pomysł, by połączyć prokuraturę generalną z ministerstwem sprawiedliwości. Skończyło, jak się skończyło - wskazuje Gwiazdowski.
W dalszej części podcastu video, Gwiazdowski wyjaśnia motywy dla tego typu rozwiązania. Bo - jak twierdzi - to nie tylko trauma z przeszłości, ale również bieżące interesy polityczne. Przypomina także, że ustalono przy Okrągłym Stole, że opozycja ma szanse uzyskać 35 proc. mandatów. W związku z tym jak minister sprawiedliwości byłby prokuratorem generalnym, to ta opozycja, ta mniejszość sejmowa miałaby możliwość zadawania pytań ministrowi sprawiedliwości, prokuratorowi generalnemu i jakiejś kontroli prokuratora generalnego. - Ale potoczyło się jak się potoczyło. To opozycja utworzyła rząd a nie posłowie PZPR. I z tego pomysłu się już nie wycofano. Dlaczego? Dlatego, że nowy rząd chciał mieć instrument wpływania na politykę karną. Tak to wytłumaczył pan minister Bentkowski i pan premier Mazowiecki generałowi Jaruzelskiemu - tłumaczy Gwiazdowski.
Autor podcastu video podkreśla, że nie dziwi go co się działo w latach 90. - Nie wiadomo wtedy było jak to wszystko mogłoby się skończyć - zauważa. - Ale potem? Przyszło do uchwalenia Konstytucji RP. Konstytucję uchwaliliśmy w 1997 r. ale prace nad jej uchwaleniem trwały od 1993 r. To niedobrze wyglądało... Otóż, z siedmiu projektów konstytucji tylko w dwóch była mowa o niezależności prokuratora generalnego i o ulokowaniu tej funkcji w konstytucji. Pierwszy to był projekt prezydencki (prezydenta Wałęsy). Wałęsa chciał, żeby naczelnego prokuratora RP powoływał prezydent na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa. W drugim projekcie SLD, czyli postkomunistów, był taki plan aby ten prokurator generalny, którego nazwali w projekcie kanclerzem prawa, był powoływany przez Sejm na wniosek prezydenta - przypomina Gwiazdowski.
Zwyciężyła jednak koncepcja przedstawiona przez Aleksandra Bentkowskiego i Włodzimierza Cimoszewicza. - Mieli być prokuratorzy niezależni od innych organów państwa, ale nie tego organu, którym był minister sprawiedliwości (...) W listopadzie 1994 r. w Popowie pod Warszawą odbyła się konferencja w ośrodku Ministerstwa Sprawiedliwości. Było na niej 20 osób z głównych organów wymiaru sprawiedliwości. Dokładna lista jest znana pewnie tylko uczestnikom. Ja jej nie znalazłem. Ale na tej konferencji ustalono, że jednak należy połączyć Ministerstwo Sprawiedliwości z Prokuraturą Generalną. Przekazano te informacji Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego i tak już zostało. I zostało fatalnie, i mamy tego konsekwencje. Niestety - podkreśla Gwiazdowski.
W najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii", autor zwraca uwagę że w roku 2005 r., Jan Rokita przedstawił projekt naprawy Rzeczpospolitej. Zaproponowano w nim rozdzielenie funkcji ministra i prokuratora generalnego. Na konferencji, na której prezentował ten program, byli z nim prof. Paweł Śpiewak i Jarosław Gowin. - Wtedy już rządził PiS z LPR-em i Samoobroną. Wiadomo było, że to rozwiązanie nie znajdzie uznania większości sejmowej - zauważa Gwiazdowski. Wylicza także, że przeciwko pomysłowi Rokity wypowiedzieli się natychmiast: prezydent Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro, który został ministrem sprawiedliwości. Program Rokity pod tym względem został skrytykowany przez Donalda Tuska, który nie był nim - jak mówi Gwiazdowski - zachwycony, a Grzegorz Schetyna wypowiedział się zdecydowanie po stronie Kaczyńskiego i Ziobry, żeby tego nie robić. - Ale doświadczenia tego co robił prokurator generalny, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wtedy, kiedy pierwszy raz był tym ministrem i prokuratorem, doprowadziły Platformę do tego, żeby po zdobyciu władzy przystąpić do koncepcji rozdzielania tych stanowisk - mówi Gwiazdowski.
Z kolei w 2010 r. pojawiła się nowa ustawa, która rozdzielała funkcje prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. - Została skonstruowana w sposób najgorszy z możliwych, m.in. z tego powodu, że warunkiem zostania prokuratorem generalnym było doświadczenie (...) To, że to doświadczeni powinno być traktowane jako obciążenie potwierdzają różnego rodzaju przecieki, które wychodziły do mediów z prokuratury. Skąd my to znamy? - wskazuje. - Ta historia funkcjonowania prokuratury w Polsce po 90. roku jest mocnym dowodem, że powinniśmy wątpić, wątpić i jeszcze raz wątpić w to wszystko co do nas mówią, w to wszystko o czym piszą.
Eksperyment rozdziału prokuratury i ministerstwa z 2010 r. - mówi autor podcastu video - ewidentnie się nie udał.
Gwiazdowski wskazuje, że prokuratorzy mają "pewnego rodzaju prawa w stosunku do bogu ducha winnych obywateli". - Bo pamiętajmy: obywatel jest winny dopiero jak sąd tak prawomocnie stwierdzi. Jak prokurator stawia mu jakieś zarzuty albo wnosi przeciw niemu akt oskarżenia - to jeszcze to o niczym nie świadczy. Faktem jest, że większość aktów oskarżenia kończy się skazaniem, ale to jest zupełnie odrębny temat (...) - mówi Gwiazdowski.
Autor podcastu video na koniec zwraca się także z apelem do prokuratorów, wskazując jednocześnie na stosowane przez nich praktyki.
- Jeżeli nie macie drodzy prokuratorzy dowodów na wniesienie aktów oskarżenia to nie stawiajcie nikomu zarzutów - to po pierwsze. Po drugie - przestańcie wzywać na przesłuchanie w charakterze świadków kogoś o kim wiecie, że będziecie chcieli mu postawić zarzuty. To jest obejście prawa: świadek jak wiadomo musi zeznawać prawdę, podczas gdy podejrzany może już kłamać (...) Po trzecie, jak już jest przesłuchiwany świadek to on musi mieć prawo do obrońcy w czasie przesłuchania, do pełnomocnika wtedy jeszcze. I nagrywajcie te przesłuchania - podsumowuje Gwiazdowski.
Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii"