Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 36: Czy powinniśmy ograniczać sprzedaż alkoholu?

- Dziś będzie o pijaństwie. W mediach społecznościowych rozpętała się kolejna burza na ten temat. Zaczęło się wszystko niby od reklamy piwa – mówi Robert Gwiazdowski. - Odezwali się, a jakże, obrońcy praworządności. Z tym że istnieje spory problem. Ustawy napisane są tak, że nie do końca wiadomo, czy te reklamy nie są zgodne z prawem, a nawet można by powiedzieć, że one z prawem zgodne są – dodaje. Dlaczego tak się dzieje i czy pomysły ograniczania sprzedaży alkoholu mają sens? – o tym więcej w najnowszym odcinku podcastu video „Gwiazdowski mówi Interii”.

Co jest więc powodem tego, że nie do końca wiadomo, czy te reklamy piwa są zgodne z prawem, czy nie? Gwiazdowski tłumaczy - Otóż, w Polsce nie mamy praworządności. Mówiłem już o tym kilka razy. Praworządność to m.in. to że prawo musi być ogólne, czyli kierowane do wszystkich i równe, czyli traktujące tak samo wszystkich adresatów - mówi.

- My tak nie mamy, w Polsce inaczej traktowani są producenci alkoholu tzw. ciężkiego i sprzedawcy oczywiście, a inaczej producenci i sprzedawcy piwa. Równości nie ma, choć można by było przypuszczać, że w praworządnym państwie alkohol powinien być traktowany tak samo bez względu na to czy on jest z chmielem wymieszany czy z kartoflami - zauważa felietonista Interii Biznes.

Reklama

"Wychowałem się w miejscu, gdzie większość piła"

- Doskonale wiem, co to jest alkoholizm. Wychowałem się w miejscu, gdzie większość piła. W co drugim bloku była jakaś melina, więc wiem jak wygląda życie na melinie i picie wódki z meliny. Wiem o czym mówię. Rozumiem, że jest w Polsce według różnych szacunków 700-900 tys. alkoholików, ludzi z prawdziwym problemem alkoholowym - mówi.

Badania pokazują, dodaje, że przyznaje się do picia alkoholu 81 proc. Polaków. - Wśród tych niepijących ujawnia się jak zwykle awangarda klasy niepijących. Oni wiedzą lepiej. Tu troszkę z ekonomii i to jeszcze austriackiej. Jeden z najbardziej prominentnych przedstawicieli tej szkoły Ludwig von Mises pisał o Kompleksie Fouriera, o ludziach którzy mają swoją wizję świata i bardzo chcą narzucić ją innym - przypomina Gwiazdowski.

Wracając do pijących i niepijących Polaków. W podcaście video autor wylicza, że - przyjmując dla uproszczenia - w Polsce jest milion alkoholików, 23 mln przyznaje się do picia alkoholu (wspomniane 81 proc.) i około 6 mln niepijących (pozostałe 19 proc.). To oznacza, że niepijąca mniejszość ma małe szanse w warunkach demokratycznych i rynkowych narzucić swoją wizję świata pozostałym. - Oni muszą zaprząc państwo w realizację swojej wizji i aparat przymusu państwowego: zakazać, nie pozwolić. Jak się kończą zakazy pokazuje historia USA - tam wprowadzono prohibicję. Zakończyło się to niebywałym rozwojem pijaństwa, przestępczości i mafii. Bo ludzie piją - wskazuje felietonista.

Czy należałoby zabronić picia?

Co do mafii... - Jak coś zakazujemy to coś staje się droższe, podatki zostają w kieszeni tych, którzy nie płacą podatków, w związku z tym mają więcej środków m.in. na zbrojenia. W 2012 r. pojawił się coroczny raport ONZ na temat zwalczania narkomanii. W tym raporcie pojawiła się teza, że cała ta walka z narkomanią skończyła się klęską, bo nie uchroniła nas od rozwoju narkomanii i przyczyniła się do wojen narkotykowych, rozwoju karteli i przestępczości. Pierwsza teza jest nieweryfikowalna: w zasadzie nie wiemy co by było gdyby nie było zakazu. Czy ta narkomania nie rozwijałaby się jeszcze bardziej? Druga teza jest weryfikowalna. Jeżeli na nielegalnym handlu narkotykami zyski są takie jakie są, to są pieniądze na kupowanie broni, na korumpowanie polityków i dlatego ta mafia się bardziej rozwija. Nie ma najmniejszego powodu by przypuszczać, że inaczej mogłoby być w przypadku alkoholu. Przykład USA pokazuje dobitnie, że nie było inaczej - podkreśla Gwiazdowski.

Czy zatem z tego powodu, że ten milion ludzi ma problemy alkoholowe należałoby zabronić picia tym 23 milionom? - Zwolennicy, abstynenci mówią: nie jesteśmy za prohibicją, ale chcemy ograniczeń. Bo np. w takiej Szwecji to nie jest tak prosto kupić wódkę, a nie to co w Polsce na każdym kroku. To są zwolennicy operowania twardymi danymi statystycznymi. Te pokazują, że my Polacy pijemy tego alkoholu wcale nie tak dużo więcej niż Szwedzi, Finowie czy Niemcy. Czyli ograniczenie sprzedaży jak w Skandynawii nie wpływa na obniżenie spożycia alkoholu. A jakie będą konsekwencje ekonomiczne? - zastanawia się Gwiazdowski.

Wyobraźmy sobie, że wprowadzamy zakaz, ograniczamy ilość koncesji. Co się wtedy dzieje?

- Trzeba komuś koncesji nie przedłużyć. Jakie to jest pole do nadużyć... Jakie będą kryteria? Tego nie wiadomo. Dobrze, wyobraźmy sobie, że zamknęliśmy jeden, drugi sklep z alkoholem. I ludzie muszą poszukać sobie innego zatrudnienia. Jak pokazuje przykład Szwecji spożycie alkoholu się nie zmniejszy, ludzie będą kupowali gdzie indziej. Więc jedni, którzy będą mieli koncesję zarobią więcej. To nic nie da. Mało tego wchodzimy w psychologię, ekonomię behawioralną. Przydałoby się badanie dotyczące tego dlaczego ludzie piją. Ja bez badań mogę powiedzieć, że czasami umawiają się żeby się "upodlić, napruć, nawalić, piją żeby się upić". Ale nie zdarza się to nagminnie. Częściej piją do obiadu, do kolacji, zwłaszcza w weekend, zwłaszcza w długi weekend. To są dosyć spore dochody Skarbu Państwa z tytułu akcyzy i VAT. Jak uzupełnić te dochody Skarbu Państwa, których nie będzie z powodu, że ludzie nie będą kupowali alkoholu. Tzn. oni będą kupować tylko z przemytu albo nielegalnej produkcji - podkreśla Gwiazdowski.

Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »