Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 97: Kto odpowiada za kryzys w Trybunale Konstytucyjnym?
W najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii" autor wraca do tematu praworządności i Trybunału Konstytucyjnego. - Jestem w stanie zrozumieć, że politycy z jednej i drugiej strony opowiadają różne rzeczy, żeby przekonać wyborców - zauważa. - Ale jak pojawiają się różni niezawiśli, niezależni analitycy, to trzeba wykorzystać wszystkie łamy, do tego żeby przedstawiać inne poglądy, inne racje, inaczej je argumentować i trochę podawać faktów. Po raz kolejny - podkreśla Robert Gwiazdowski.
- Przeczytałem właśnie takie zdanie: PiS wybrało nadmiarowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego (dalej TK) w czym pomógł mu prezydent, odbierając od nich ślubowania w środku nocy przed rozprawą dotyczącą konstytucyjności podstawy wyboru sędziów TK. Trybunał Konstytucyjny w składzie z osobami wybranymi na miejsca już obsadzone ich następcami nie stanowi sądu ustanowionego ustawą - zaczyna najnowszy odcinek podcastu video Robert Gwiazdowski.
- Otóż, przypomnijmy. Jest rok 2015. 24 maja odbywa się II tura wyborów prezydenckich podczas której prezydent Komorowski (...) przegrywa te wybory z nieznanym pół roku wcześniej specjalnie nikomu Andrzejem Dudą. Jak to się stało? Nieważne. Różne były powody. Nieważne jak się stało - jest 24 maja. 26 maja odbywa się w Sejmie drugie czytanie projektu ustawy o TK, który to projekt ustawy został złożony do Sejmu przez prezydenta Komorowskiego w roku 2012. I sobie leżał w zamrażarce u kolejnych marszałków. Przecież Sejm nie zajmował się projektami prezydenta, który miał pilnować jedynie żyrandola - mówi Robert Gwiazdowski.
Felietonista Interii Biznes zauważa także, że "jak ten prezydent wybory przegrał (...) to trzeba było coś poradzić, zwłaszcza że widmo zaczęło krążyć nad Sejmem RP, że układ sił po kolejnych wyborach parlamentarnych się całkowicie zmieni". 26 maja odbyło się drugie czytanie projektu tej ustawy prezydenta, do której wniesiono kilka kluczowych poprawek. 27 maja odbyło się kolejne czytanie.
- W nocy odbyły się konsultacje. W nocy - jak później za PiS-u, co krytykowano. I padł bardzo ciekawy wówczas argument za tym, że trzeba szybko dokonać wyboru wszystkich sędziów, którym kończy się kadencja w TK w 2015 r. Argument był następujący: istnieje ogromne zagrożenie, że trybunał będzie zablokowany na co najmniej kilka miesięcy. W związku z tym podjęliśmy decyzję, że lepiej, żeby jeszcze w naszej kadencji wybrać sędziów na miejsce tych, którzy kończą kadencję - mówi Gwiazdowski. - Platforma zmieniła ustawę po to, żeby wybrać wszystkich pięciu sędziów TK, a nie tylko nadmiarowo dwóch - dodaje.
Po poprawkach Senatu ustawa wróciła do Sejmu i została uchwalona w dniu 25 czerwca. Do podpisu prezydenta marszałek Sejmu wysłała ją 30 czerwca. Prezydent zastanawiał się trzy tygodnie i podpisał ustawę.
- Ale równolegle trwały przygotowania do wyborów parlamentarnych a terminy się na siebie bardzo ciekawie nakładają. Otóż, prezydent RP musiał wyznaczyć termin wyborów do Sejmu najpóźniej do 10 sierpnia. Kadencja prezydenta Dudy zaczynała się 6 sierpnia. Termin wyborów mógł określić zarówno prezydent Komorowski jak i nowy prezydent Duda - przypomina Robert Gwiazdowski.
Okazało się, że to prezydent Komorowski określił termin na 26 października. - Gdyby pan prezydent wyznaczył termin pierwszy z możliwych, czyli 7 października, to Sejm VII kadencji nie mógłby wybrać żadnego sędziego TK. Nawet z tą nową ustawą (...) Czyli podsumowując: jakby się trochę inaczej ułożył kalendarz w 2015 r. PO nie wybrałaby ani jednego członka TK. Stąd był ten pośpiech. A dlaczego? Jak ktoś jest z tzw. warszawki to wie, że TK miał dać platformie możliwość powstrzymywania rządów PiS-u, tak jak to było w kadencji 2006-2007 ze słynną sprawą ustawy lustracyjnej - wskazuje Gwiazdowski. Wtedy TK uznał tę ustawę za niezgodną z konstytucją.
- Pobawmy się w taką historię alternatywną. Wyobraźmy sobie, że pan prezydent Komorowski wetuje tę ustawę. I co? I po sprawie. Nie ma ustawy, platforma nie wybiera żadnego sędziego TK. Czy mógł ją zawetować? Mógł, bo zapisy wprowadzone w maju i czerwcu 2015 r. były niezgodne z konstytucją. Niektórzy o tym głośno wówczas mówili. Prezydent, który się dowiedział, a się dowiedział od wielu różnych ludzi, że są wątpliwości konstytucyjne co do tej ustawy, mógł jej nie zawetować, ale zapytać o rozstrzygnięcie tych wątpliwości TK. Przecież po to był: niezależny, niezawisły (TK - red.) - zauważa Robert Gwiazdowski.
Co by stało się wówczas? - o tym więcej w najnowszym odcinku podcastu video.
Autor podcastu przypomina, że kadencja trzech sędziów wygasła 6 listopada. - Jakby TK wydał swój wyrok przed tym terminem, nie wiedząc jeszcze na jaki dzień prezydent Duda zwoła pierwsze posiedzenie Sejmu, to nie mógłby wydać takiego wyroku jaki wydał 3 grudnia 2015 r. (sygnatura K34/15) - podkreśla felietonista Interii Biznes.
A jaki mógłby w takim razie być wyrok? Możliwości są dwie: po pierwsze - TK mógłby orzec, że ustawa jest niekonstytucyjna. Po drugie - mógłby orzec, że jest konstytucyjna. Każdy miałby inne konsekwencje o czym w podcaście video mówi Robert Gwiazdowski.
- Tak sobie myślę, że nigdy dość przypominania faktów, które przeczą teorii o niekonstytucyjności TK na podstawie wyroku TK tego z 3 grudnia 2015 r. wydanego przez trybunał w 5-osobowym składzie, chociaż przewodniczący Adam Rzepliński wyznaczył do rozpoznania tej sprawy skład pełny. Ale orzekał skład niepełny. Czy była to podstawa do tego, aby premier Beata Szydło nie opublikowała wyroku TK? (...) Gdybyśmy poważnie traktowali nasze państwo i prawo, tak jak to zrobili Amerykanie na początku XIX w., gdy mieli bardzo podobną sytuację (...), to by Beata Szydło opublikowała ten wyrok i rzeczywiście tych trzech sędziów nie zostałoby sędziami TK. PiS przejąłby władzę nad TK nieco później. Stałoby się coś z tego powodu? Nie - wskazuje Robert Gwiazdowski.
- Ja jakbym był premierem to bym opublikował wyrok TK - dodał.
- Jeszcze raz powtórzę: to, że mamy takich polityków jakich mamy, po jednej i po drugiej stronie, naprawdę nie oznacza, żebyśmy nie brali pod uwagę faktów w momencie, gdy dokonujemy analizy i mówimy, że nie jesteśmy po żadnej stronie sporu politycznego. Bo jak jesteśmy po którejś stronie - to to oświadczmy (...) - podsumowuje.
Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii"