Polski Ład. Ulga dla klasy średniej źródłem kolejnych problemów
Rząd zapowiedział naprawę Polskiego Ładu, a prezes PiS Jarosław Kaczyński dymisje odpowiedzialnych za bałagan. Jednak problemem nie są tylko luki, które trzeba załatać, ale i stopień skomplikowania przepisów. Przykładem jest mechanizm ulgi dla klasy średniej, której "ofiarami" padli między innymi pracownicy ZUS, o czym Interia jako pierwsza napisała we wtorek. Eksperci mają wątpliwości czy taki system da się naprawić.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
- Moim zdaniem Polski Ład jest "nienaprawialny", bo o ile nie nastąpi odwrócenie tej reformy lub wprowadzenie jakiegoś nowego, prostszego mechanizmu w miejsce ulgi dla klasy średniej, to problemy w stosowaniu nowych przepisów będą przenoszone na kolejne lata. Mamy niespotykaną dotąd sytuację, w której firmy organizują dla swoich pracowników szkolenia z zasad funkcjonowania Polskiego Ładu, podczas których tłumaczymy na co uważać, jakie dokumenty złożyć, czego się spodziewać na koniec roku, a przecież ci pracownicy powinni móc skupić się na swoich zadaniach zawodowych, a nie analizować przepisy podatkowe - mówi w rozmowie z Interią Małgorzata Samborska, doradca podatkowy i partner w Grant Thornton.
- Tymczasem muszą je analizować, bo boją się, że zapomną złożyć jakiejś deklaracji czy formularza, czy też nie złożą jakiegoś wniosku czy oświadczenia, a to wpłynie na ich bieżące wynagrodzenia oraz dopłaty czy niedopłaty w zeznaniu rocznym - dodaje.
Po tym jak niektóre grupy zawodowe dostały w styczniu zaniżone wynagrodzenia okazało się, przed czym ostrzegało wielu ekspertów, że tak dużej i ważnej reformy nie powinno się wprowadzać w takim tempie, bez odpowiedniego przygotowania i sprawdzenia efektów.
Już 7 stycznia Ministerstwo Finansów wydało w ekspresowym tempie rozporządzenie dotyczące zmiany sposobu naliczania i oprowadzania zaliczek. Premier zapowiedział cała listę zmian w Polskim Ładzie, między innymi rozszerzenie ulgi dla klasy średniej i zaskoczył deklaracją, że jeśli znajdą się osoby, których wynagrodzenia nie przekraczają 12800 zł, a wbrew założeniom, traciłyby na Polskim Ładzie, to będą mogły rozliczyć się na podstawie przepisów z 2021 roku.
To powoduje, że system staje się jeszcze bardziej skomplikowany i pojawiają się kolejne limity, których powinni pilnować pracownicy.
Odczuli to na własnej skórze nawet pracownicy ZUS. Jak pisaliśmy we wtorek związkowcy wysłali w tej sprawie list do premiera Morawieckiego i ministra finansów Tadeusza Kościńskiego wzywający do wycofania się z Polskiego Ładu. W związku z tym, że w styczniu oprócz wynagrodzeń miesięcznych dostali premię i 13-kę, stracili prawo do ulgi dla klasy średniej.
Jak wówczas tłumaczyła Interii Beata Wójcik, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników ZUS, około 75 proc. załogi nie skorzystało z ulgi dla klasy średniej, ponieważ w związku z wypłatą w styczniu trzech składników przekroczony został miesięczny próg uprawniający do ulgi. Mechanizm działania ulgi jest skomplikowany, a wpływa na bieżące pensje netto.
- Jeśli w samym styczniu, w związku z tym, że skumulowało się wynagrodzenie z premią oraz 13-ką i z tych trzech tytułów nastąpiło przekroczenie łącznej kwoty 11141 zł, ulga dla klasy średniej za ten konkretny miesiąc nie zostanie przez pracodawcę naliczona. Tylko, że ulga rozliczana w zaliczkach przez pracodawcę nie ma charakteru trwałego, co oznacza, że za ten miesiąc się nie należy, ale w kolejnych jeśli dochody będą się mieścić w widełkach między 5701 a 11141 zł - będzie naliczana - podkreśla Małgorzata Samborska.
- Ulga nabiera definitywnego charakteru dopiero w zeznaniu rocznym. Wtedy bierze się pod uwagę czy w danym roku dochody pracownika zmieściły się w widełkach 68412 - 133692 zł, gdyż tylko wówczas zachowuje się prawo do korzystania z tej ulgi. Jeśli ta 13-ka i premia spowodują, że uśrednione wynagrodzenie miesięczne zmieści się w widełkach 5701 - 11141 zł, to ulga będzie się należała, ale wartość ulgi będzie inna niż gdyby była rozliczana w każdym miesiącu, czyli także w styczniu - dodaje ekspertka.
Podkreśla, że w zależności od tego, na jakim poziomie ukształtuje się przychód w skali roku, część osób może mieć z tytułu ulgi dopłatę podatku, a część podatek do zwrotu, bo okaże się, że wysokość ulgi należnej za cały rok jest wyższa niż uwzględniona w zaliczkach za okres luty - grudzień.
Jak zaznacza, różnice w wypłacie, przy kumulacji tych trzech wypłat, mogły wynikać również z faktu przekroczenia kwoty 12800 zł, a to oznacza, że pracodawca nie mógł zastosować w tym miesiącu przepisów Rozporządzenia z 7 stycznia b.r., na podstawie którego możliwe jest pobranie zaliczki nie wyższej niż byłaby wyliczona według zasad z 2021 roku.
Jej zdaniem zarówno ulga, jak i rozporządzenie, będą źródłem kłopotów ze względu na swoją konstrukcję.
- Ulga dla klasy średniej w takiej formule jak teraz zawsze będzie powodowała ryzyko, że na końcu roku może wystąpić dopłata i jeśli się tego nie przypilnuje to może być przykra niespodzianka. Algorytm jest tak skonstruowany, że pracodawca licząc ulgę patrzy wyłącznie na przychody w danym miesiącu, nie uwzględniając sytuacji pracownika od początku roku - podkreśla Samborska.
- Przepisy powinny być tak skonstruowane, żeby zaliczka wyliczona przez pracodawcę w przypadku posiadania tylko jednego źródła dochodu była równa podatkowi należnemu za cały rok. Ulga najpierw jest progresywna, a potem degresywna i to jest absurdalne, żeby pracownicy musieli sprawdzać i pilnować tego, w którym miejscu tego "pagórka" się znajdują i czy jakakolwiek premia czy podwyżka wpłynie i w jaki sposób na wartość tej ulgi. I to nie tylko miesięcznie, ale i w ujęciu rocznym, a przecież wielu pracowników ma zmienne składniki wynagrodzeń - ocenia ekspertka Grant Thornton.
Jej zdaniem, źródłem kolejnych problemów jest rozporządzenie z 7 stycznia dotyczące naliczania i odprowadzania zaliczek na podatek dochodowy. - Nawet jeśli jego przepisy znajdą się w ustawie, to przykładowo wystarczy, że ktoś się zwolni z pracy w ciągu roku, w sytuacji gdy nie rozliczone są nadwyżki zaliczek, może mieć niemałe kwoty do dopłaty w zeznaniu rocznym - ostrzega.
Monika Krześniak-Sajewicz