Dwa lata straconej energii. Przez ustawę 10H nie wyprodukowaliśmy 60 TWh energii z wiatru

Brak liberalizacji ustawy 10H to dalsze uzależnianie Polski od importu paliw. Jeśli nie powiemy tego głośno, to nic się nie zmieni - uważa Sebastian Jabłoński, prezes firmy Respect Energy.

  • Importujemy 70 proc. źródeł energii zamiast wytwarzać własną
  • Przez ustawę 10H straciliśmy szansę na wytworzenie energii, jaką wszyscy Polacy zużywają w domach przez 2 lata
  • Popyt na energię elektryczną wzrośnie trzykrotnie - nawet elektrownia atomowa go nie zaspokoi

Ustawa 10H wciąż dusi energetykę wiatrową w Polsce

- Każde działanie, które blokuje energetykę wiatrową na lądzie, czyli przeciwstawianie się deregulacji ustawy 10h, bez wątpienia szkodzi Polsce. Długo przygotowywany projekt liberalizacji na początku lipca został zaakceptowany przez rząd, jednak od tamtej pory leży w sejmowej zamrażarce. Moim zdaniem powodem jest brak dostatecznej motywacji, by Polska była niezależna energetycznie. Małostkowe argumenty bez merytorycznego podłoża blokują rozwój części energetyki, która jest niezbędna dla naszego bezpieczeństwa energetycznego. Ktoś, kto przeciwstawia się wiatrakom na lądzie, bo - jak twierdzi - szkodzą one ptakom, są głośne, części do turbin pochodzą z importu, a same wiatraki destabilizują system energetyczny, nie myśli o dobru ptaków czy społeczności lokalnej. Jego celem jest oddalenie dekarbonizacji i utrzymanie zależności Polski od importu paliw. Obawiam się, że jeśli nie powiemy tego jasno, to żadnych zmian legislacyjnych nie będzie - mówi Jabłoński. 

Reklama

Zamiast własnej energii - fortuna na import paliw

- Polska od dziesięcioleci nie stoi węglem. Aż 70 proc. energii pierwotnej importujemy - walczymy zatem nie z węglem, a z importem. Każda złotówka, którą zarabia energetyka odnawialna, podnosi nasze PKB, a każda, którą wydajemy na import ropy, gazu czy węgla - tworzy PKB innego kraju. Musimy więc zdecydować, czy chcemy, by bogaciły się inne kraje czy Polska, zarazem chroniąc swoje naturalne środowisko - dodaje. 

Wiatraki na morzu - dobry kierunek, te same problemy

- Energetyka wiatrowa na morzu to zdecydowanie właściwy kierunek, jej rozwój też jest konieczny - ale ona też napotyka bariery prawne i infrastrukturalne, które muszą zostać usunięte. Już wiemy, że pierwotne terminy realizacji projektów morskich nie zostaną dotrzymane - zwraca uwagę rozmówca Interii. 

Dwa lata straconej energii

- Jak wyliczył think tank Ember, ustawa 10H nie pozwoliła nam wybudować farm wiatrowych, które wyprodukowałyby z wiatru 60 terawatogodzin energii - to tyle, ile wszystkie gospodarstwa domowe w Polsce zużywają w ciągu dwóch lat. Nie spalilibyśmy w tym czasie 29 mln ton węgla, a dziś nie mielibyśmy problemu z jego brakiem - dodaje Jabłoński. 

Jesteśmy zwodzeni

- Prowadzimy dialog z rządem, ale nic z niego nie wynika. Od trzech lat jesteśmy zwodzeni obietnicami, że ustawa zostanie zmieniona w ciągu trzech miesięcy - i nic takiego się nie dzieje. Dziś już w to nie wierzymy, dlatego branża zmieniła retorykę - mówimy już nie do ekspertów, a do całego społeczeństwa - tłumaczy. 

Wiatr i atom razem

- Energetyka nuklearna i wiatrowa wzajemnie się uzupełniają, ale elektrowni atomowych nie wybudujemy ani tak szybko, jak OZE, ani w niezbędnej dla nas skali. Nawet najbardziej ambitne plany zakładają, że do 2040 roku będziemy mieć 6 gigawatów energii nuklearnej, co będzie tylko kroplą w morzu potrzeb. Dziś 25 proc. energii zużywamy jako energię elektryczną, a 75 proc. jako spalanie paliw. Gdy ludzie zainstalują przy domach pompy ciepła i przesiądą się do elektrycznych aut, a przemysł zmieni technologie - te proporcje się odwrócą i popyt na energię elektryczną będzie trzy razy większy niż dziś. W żaden sposób nie jesteśmy na to przygotowani i jeszcze tracimy dzień za dniem! - zauważa ekspert. 

Jeśli ograniczenia znikną...

- Obecnie energetyka wiatrowa zapewnia Polakom na co dzień ponad 10 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną (w wietrzne dni nawet często ponad 30 proc.). Potrzebujemy 4 lat od zmiany ustawy, żeby nowe wiatraki zostały podłączone do systemu energetycznego, a 7 lat, by zwiększyć udział energii wiatrowej do 20 proc. Jeśli prawo będzie stabilne, to nie ma żadnego powodu, by Polska miała mniej wiatraków niż w Niemczech, gdzie do 2030 roku 80 proc. energii pochodzić ma z OZE, i by nie mogła energii nawet eksportować - podsumowuje Jabłoński. 

Rozmawiał Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »