Zastępca burmistrza Władysławowa: Szykujemy warianty dla portu pod offshore
Władysławowo chce być portem serwisowym dla farm wiatrowych na Bałtyku. Upatruje w tym szans dla społeczności lokalnej. Opracowywane są trzy warianty rozwoju lokalnego portu. Koszt budowy terminala offshorowego szacuje się na 200-360 mln zł, zależnie od przyjętego scenariusza - mówi Interii Kamil Pach, zastępca burmistrza Władysławowa. Kluczowe jest pozyskanie środków na inwestycje, bo gminy na takie wydatki nie stać.
Monika Borkowska, Interia: Władysławowo deklaruje, że chce zostać jednym z portów serwisowych dla polskiego offshore. Jakie kroki w tym kierunku zostały podjęte?
Kamil Pach, zastępca burmistrza Władysławowa: Zarówno gminie jak i zarządcy portu zależy na rozbudowie istniejącego portu o terminal serwisowy, który - być może - mógłby w jakiejś mierze obsługiwać również proces instalacyjny. Działamy wspólnie z zarządcą portu, w ramach porozumienia o współpracy. Koncepcja jest śmiała. Zakłada, że port byłby dwa razy większy niż obecnie. To oznaczałoby praktycznie stworzenie drugiego, nowego portu, o innych głębokościach na nabrzeżach i torze podejściowym. Opracowujemy w tej chwili trzy warianty rozwoju, w zależności od kwot, jakie mielibyśmy do dyspozycji.
O jakich pieniądzach mówimy?
- Koszty są szacowane na 200-360 mln zł, zależnie od scenariusza, jaki miałby być realizowany. Na kwoty wpływają takie czynniki, jak docelowe głębokości, liczba nabrzeży. Złożyliśmy wniosek w ramach KPO na terminal offshorowy związany z portem serwisowym. Czy dostaniemy pieniądze - tego dzisiaj nie wiemy. Inwestycja, jak już wspominałem, liczona jest w setkach milionów złotych. Budżetu gminy nie będzie nigdy stać na to, by zrealizować ją samodzielnie. Jeśli pojawi się stanowisko władz centralnych w tej sprawie, dowiemy się, czy będziemy realizować projekt, w jakim modelu, w partnerstwie, czy samodzielnie. Dziś jest wiele znaków zapytania.
Ile czasu zajęłaby budowa takiego terminala?
- Nie mamy niestety żadnej specustawy dotyczącej terminali, przyjęta ustawa offshorowa pominęła kwestie związane z budową portów. Oznacza to, że jesteśmy w zwykłej procedurze budowlanej. Długość trwania inwestycji zależeć będzie w dużej mierze od terminów wydania decyzji środowiskowych, od fazy badań. Szacujemy, że gdybyśmy przystąpilibyśmy do prac szybko, terminal mógłby być ukończony w końcu 2024 r. lub w pierwszym półroczu 2025 r.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Jak rozumiem, port jest gotowy do działania i czeka tylko na odgórną decyzję?
- Tak, kluczowym dla sprawnej realizacji całego przedsięwzięcia byłoby przyjęcie odgórnego planu ze strony władz centralnych co do decyzji finansowych i harmonogramów. W tej chwili porty podejmują działania oddolne. Bo o budowę terminala serwisowego ubiega się nie tylko Władysławowo, ale też porty w Łebie, Ustce czy Kołobrzegu. Wszyscy uczestniczymy w bieżących pracach grupy roboczej działającej przy ministerstwie infrastruktury. Mamy nadzieję, że proces w końcu ruszy, bo jest dużo do zrobienia. Bez docelowego odgórnie ustalonego planu każdy z nas będzie dreptał w miejscu, bo proces jest zbyt kosztowny, by podejmować działania w ciemno. Tylko na pierwszą koncepcję programowo-przestrzenną przeznaczamy z budżetu gminy ponad 2 mln zł. A to jeszcze przecież nie jest projekt. Projekt liczony będzie w grubych dziesiątkach milionów złotych. To już bardzo mocno obciąża budżet.
Dlaczego ta inwestycja jest dla Władysławowa tak ważna?
- Porty serwisowe będą funkcjonować przez kilka dekad. Mogą być też wykorzystywane przy budowie gospodarki wodorowej. To przyszłościowa inwestycja, wpłynęłaby zasadniczo na sytuację w regionie. Musimy zrobić wszystko, by zdążyć na czas z budową, bo jeśli inwestorzy podpiszą umowy z portami zagranicznymi, nie wykorzystamy naszej szansy. W krajach, gdzie morskie farmy budowane są od lat, gospodarka dostawała silny impuls do rozwoju. Dlaczego u nas miałoby być inaczej?
Jakie jest obecnie bezrobocie wśród mieszkańców gminy?
- Bezrobocie jest u nas ukryte. Mieszkańcy żyją z turystyki, w co drugim domu prowadzona jest działalność gospodarcza. W sezonie ludzie mają pracę, nawet niezłą i dobrze płatną, po sezonie świadomie nie rejestrują się w systemie, przeczekując ten czas, albo podejmując się prac dorywczych. To typowy problem miejscowości turystycznych. Zbudowanie drugiej nogi, jaką mogłaby być działalność związana z rozbudową portu o terminal serwisowy, oznaczałoby dywersyfikację dochodów i mieszkańców, i gminy.
Przy projekcie możliwe byłoby wykorzystanie rybaków, którzy pozostają bez pracy.
- Tak, dysponujemy przecież grupą doskonałych fachowców, którzy mają ogromne doświadczenie w pracy na morzu. Jednostki wycofywane dziś z rybołówstwa mogłyby być wykorzystywane do rozmaitych prac czy usług. Dzięki temu transformacja w gospodarce rybnej mogłyby mieć łagodniejszy przebieg. Rybacy zawsze żyli z morza, kochają morze, na tym się znają. Nie dziwię się, że nie chcą się przebranżawiać na inne zawody. Dzięki budowie terminala serwisowego mogliby pozostać na morzu. Jestem przekonany, że duża grupa ludzi mogłaby na tym skorzystać.
Monika Borkowska