Uprawy wkraczają do miast. Rośnie popularność rolnictwa miejskiego
Rosnące obawy o bezpieczeństwo żywnościowe, załamanie modelu globalizacji, kryzysy klimatyczne i zrywanie łańcuchów dostaw - to jedne z powodów wzrostu popularności rolnictwa miejskiego. Trend dotarł do polskich miast. Dlatego coraz więcej ośrodków w swoich planach urbanistycznych uwzględnia zielone inicjatywy.
Jednym z pionierskich przykładów rolnictwa miejskiego w Polsce jest Osiedle Jazdów w Warszawie. Zostało wybudowane w latach 40. dla robotników, teraz w osiedlu powstały ogrody społecznościowe, gdzie mieszkańcy uprawiają ekologiczne warzywa, zioła i kwiaty. Na warszawskiej Pradze działa farma miejska Motyka i Słońce. Coraz więcej pszczelarzy stawia ule na dachach budynków. Najpopularniejsza pasieka stolicy powstała na Pałacu Kultury.
Kraków zaś stawia na ideę „jadalnego miasta”. W ramach inicjatywy promowana jest suwerenność żywieniowa, miejskie ogrodnictwo, tworzenie lokalnych łańcuchów dostaw, przeciwdziałanie zmianom klimatycznym i marnowaniu żywności. Społeczne ogrody tworzy Krakowski Zarząd Zieleni Miejskiej. W mieście wkrótce ma powstać spółdzielcza farma. Pomysłodawcy przypominają, że wiejskie korzenie mają krakowskie Bronowice, Krowodrza, a nawet Nowa Huta.
Przykładem miejskiego rolnictwa jest „Zielone sąsiedztwo” z Cieszyna wspierające „miejskich ogrodników i miejskie ogrodniczki”. Kooperatywa spożywcza Beskidzka Paczka z Bielska-Białej prowadzi nie tylko ogrody w mieście, ale też buduje zieloną sieć współpracy na Podbeskidziu. A usytuowana w centrum Wrocławia AquaFarma - farma hydroponiczna - uprawia rośliny w wodzie.
W Gliwicach zaś powstanie pierwszy miejski sad. W dzielnicy Trynek, na południu miasta, zostanie posadzonych 56 drzew - jabłoni, czereśni, śliw, grusz i grusz azjatyckich. Zdaniem pomysłodawców, na pierwsze owoce trzeba będzie poczekać trzy, cztery lata. Miejsce, gdzie powstanie sad, jest chętnie odwiedzane przez mieszkańców miasta. W pobliżu, oprócz bloków mieszkalnych, znajduje się ośrodek sportowo-rekreacyjny, targowisko, sklepy, boiska sportowe, szkoły i filia Urzędu Miejskiego.
Według badań przeprowadzonych przez Uniwersytet w Michigan, żywność produkowana w ramach rolnictwa miejskiego emituje średnio 0,42 kg ekwiwalentu dwutlenku węgla na porcję - sześciokrotnie więcej niż 0,07 kg CO2 na porcję konwencjonalnie uprawianych produktów. Badanie wykazało też, że owoce i warzywa uprawiane w miejskich gospodarstwach i ogrodach mają średnio sześciokrotnie większy ślad węglowy niż produkty uprawiane konwencjonalnie.
Okazuje się jednak, że są wyjątki. Pomidory hodowane w miejskich ogrodach na świeżym powietrzu mają mniejszy ślad węglowy niż pomidory ze szklarni. Ponadto - argumentują miłośnicy miejskich ogrodów - żywność dostarczana frachtem lotniczym, m.in. szybko psujące się owoce i warzywa, ma ślad węglowy równie duży lub większy, co żywność z ogrodów miejskich.
Według ekspertów, upodobnienie się miast do wsi i wykorzystanie typowo miejskich obszarów do zamienienia ich w warzywne ogrody sprawi, że wkrótce pojawią się nowe zawody i miejsca pracy związane z miejskich rolnictwem. Potrzebni będą np. animatorzy ogrodów społecznych – ludzie, którzy wyjaśnią, jak obchodzić się z warzywami, owocami i ziołami. Poszukiwani będą też doradcy Rolnictwa Wspieranego, którzy połączą ekologicznych rolników z klientami.
Oprócz tradycyjnych ogrodów społecznościowych, rolnictwo miejskie wpływa na rozwój w Polsce innowacyjnych technologii. Na maksymalne wykorzystanie przestrzeni pozwalają farmy pionowe, systemy hydroponiczne czy ogrody dachowe. Wrocławski startup Listny Cud oferuje małe farmy hydroponiczne, umożliwiające uprawę warzyw w mieszkaniach. A warszawska restauracja Nolita uprawia na miejscu własne zioła i zieleninę.
Pomimo swojego potencjału, rolnictwo miejskie w Polsce napotyka na liczne wyzwania. Przeszkodami dla realizacji projektów są bariery prawne, dostęp w miastach do ziemi, a często też kwestie finansowe. Mimo to, zdaniem ekologów, jest ono przyszłością miast.