Bank centralny desperacko ratuje rubla. Rosja u progu kryzysu?
Na nic zdało się "prężenie muskułów" przez rosyjskiego ministra finansów, który jeszcze niedawno bagatelizował spadek kursu rubla twierdząc, że taki obrót sprawy tylko wspiera rosyjski eksport. Bank Rosji zdecydował się na drastyczny krok, przyznając tym samym, że rubel znalazł się pod presją zachodnich sankcji. Rosyjski bank centralny postanowił zaprzestać skupowania zagranicznych walut (do końca roku).
"Bank Rosji podjął decyzję, że od 28 listopada do 31 grudnia 2024 r. nie będzie dokonywał zakupów walut obcych na krajowym rynku walutowym" - poinformował rosyjski bank centralny na swojej stronie internetowej. "Decyzja ta ma na celu ograniczenie zmienności na rynkach finansowych" - wyjaśniono.
Ruch Banku Rosji przyniósł niewielkie odreagowanie - rubel przestał tracić. Jeszcze w środę dolar wyceniany był nawet na 114 rubli (za euro płacono 120 rubli). Rosyjski rubel tylko w listopadzie stracił do dolara ok. 10 proc. Zwiększona pula dolarów i euro na rynku zrobiła swoje i pomogła rublowi w czwartek (kurs spadł poniżej 110 rubli). Eksperci zastanawiają się jednak, jak długo utrzyma się pozytywny dla rubla efekt decyzji Banku Rosji.
Załamanie kursu rubla w ostatnich dniach to efekt kolejnych bolesnych sankcji nałożonych przez USA na 50 rosyjskich banków, w tym na Gazprombank, który był wcześniej obłożony częściowymi restrykcjami i umożliwiał Moskwie rozliczanie transakcji na rynkach.
Wyjaśnijmy: Gazprombank to trzeci największy bank Rosji, za pomocą którego Moskwa rozliczała m.in. płatności za zakup sprzętu wojskowego i płaci żołnierzom oraz ich rodzinom. Choć nałożono na niego częściowe sankcje, to do niedawna nie objęła go pełna blokada i wykluczenie z systemu SWIFT, które zastosowano wobec pozostałych banków. Miało to związek z obawami o wpływ sankcji na dalsze dostawy rosyjskiego gazu do Europy.
Załamaniu kursu rubla towarzyszy uciążliwa inflacja, która drenuje portfele Rosjan. Dynamika wzrostu cen sięga kilkunastu procent w skali roku (szacuje się, że sięgnie na koniec roku 16 proc.), jednak takie oficjalne dane nie odzwierciedlają rzeczywistych problemów mieszkańców Rosji. Szczególnie uciążliwy jest wzrost cen najbardziej popularnych towarów, takich jak masło czy ziemniaki (po kilkadziesiąt procent).
Wydarzenia ostatnich dni tylko spotęgowały inflacyjny kryzys, który już odciska piętno na zaopatrzeniu w towary. "Rzeczpospolita", powołując się na specjalistyczny portal EastFruit, zwraca uwagę, że dostawcy owoców i warzyw z krajów, które w nomenklaturze Kremla nazywane są "przyjaznymi", w związku z upadkiem rubla anulowały kontrakty eksportowanych towarów do Rosji. Chodzi o firmy z Turcji, Egiptu czy Iranu, które zaopatrują w zimie rosyjski rynek w warzywa i owoce.
"Rz" przypomina - powołując się na dane Rosstatu (rosyjski urząd statystyczny), że od początku roku ziemniaki podrożały o 78,4 proc., kapusta o 31 proc., buraki o 27 proc. W ujęciu rocznym pomidory zdrożały o 22,5 proc., ogórki o 41 proc., cebula o 17 proc. Aby spowolnić wzrost inflacji, Kreml rozważa nawet możliwość zniesienia ceł na import warzyw i owoców.
Prezydent Rosji Władimir Putin powiedział w czwartek w Astanie (stolica Kazachstanu), że "nie ma powodów do obaw z powodu osłabienia rubla".
"Sytuacja jest pod kontrolą. Z pewnością nie ma powodów do paniki" - tak agencja AFP relacjonuje wystąpienie Putina w Kazachstanie. AFP dodaje, że Putin odrzucił pogląd, że za stan waluty odpowiedzialna jest wojna Rosji z Ukrainą.
"Jeśli chodzi o kurs rubla, to... jest on powiązany zarówno z płatnościami budżetowymi, jak i cenami ropy. Jest tu wiele czynników sezonowych" - AFP cytuje prezydenta Rosji.
***