Bitcoin podrożał, ale nie budzi zaufania
Bitcoin od minionej soboty do wtorku wzrósł z 28 tysięcy dolarów do ponad 32 tysięcy. Ruch na wykresach był wyjątkowo okazały, zwłaszcza, że przez 9 wcześniejszych tygodni najbardziej popularna kryptowaluta świata pozostawała w impasie. Teraz bitcoin jest tańszy niż na początku tygodnia i nie daje gwarancji, że będzie zyskiwał na wartości.
Bitcoin zaczął dramatycznie tanieć na początku kwietnia. Najbardziej krytyczny był 12 maja, kiedy to na wieść o zapaści dwóch innych kryptowalut (terry i luny) cena spadła do poziomu 26 tysięcy dolarów. Jednak od kilkudziesięciu godzin kurs bitcoina utrzymuje się blisko trzytygodniowych maksimów.
Juan Pellicer, analityk Into The Block, uważa, że wzrost notowań "coina" jest pochodną zeszłotygodniowego, bardzo poważnego ruchu w górę indeksów na Wall Street. - Bitcoin już od jakiegoś czasu notowany jest w korelacji z dużymi akcjami technologicznymi. Jestem przekonany, że przynajmniej część spółek z tego sektora jest gotowa na odbicie w kształcie litery “V". Biorąc pod uwagę, że bitcoin spadł o ponad 50 proc od swojego zeszłorocznego maksimum, a wiele altcoinów o ponad 70 proc, ofensywa kryptowalutowych byków jest prawdopodobna - przewiduje Juan Pellicer.
Wielu analityków przedstawia jednocześnie zarówno dobre, jak i gorsze prognozy dla pierwszej kryptowaluty świata. - Jeśli bitcoin trwale przełamie opór na poziomie 31,5 tysiąca dolarów, to możliwy jest wzrost do 36 tysięcy. Jeżeli jednak spadnie poniżej wsparcia w okolicy 28,5 tysiąca, to cena może obsunąć się nawet do 20 tysięcy dolarów - prognozuje MadsEberhardt, analityk rynku kryptowalut w Saxo Banku.
Także Sebastian Seliga, analityk giełdy Zonda, nie jest pewien, co wydarzy się na rynku. - Kurs bitcoina nie jest już tak bardzo podatny na presję ze strony niedźwiedzi i coraz skuteczniej opiera się ich atakom. Co prawda na wykresie nadal jest miejsce dla kolejnej świecy spadkowej, jednak strona podażowa nie angażuje się już tak mocno w prowokowanie nowych, niższych dołków, jak to bywało do niedawna - komentuje Sebastian Seliga.
Trzeba tu jednak przypomnieć, że w połowie maja bardzo pesymistyczną prognozę krótkoterminową dla bitcoina przedstawił Scott Minerd, dyrektor inwestycyjny globalnego giganta Guggenheim Partners. - Kiedy bitcoin spada poniżej 30 tysięcy dolarów, to ostatecznym dnem jest 8 tysięcy. Na rynku mamy dużo miejsca na dalsze spadki, zwłaszcza gdy amerykański bank centralny nadal będzie zaostrzał politykę monetarną - oświadczył.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Niepoprawnym optymistą jest natomiast popularny analityk kryptowalutowy i twórca modelu stock-to-flow (S2F) znany jako PlanB. Co prawda zauważa, że jeśli bitcoin utknie w okolicy 30 tysięcy dolarów i będzie poruszał się w trendzie horyzontalnym, to jest to potencjał do dalszych spadków. Na dłuższą metę przewiduje jednak wielki ruch w górę.
PlanB przypomina, że przy pomocy stworzonego w marcu 2019 roku modelu S2F przewidział 14-krotny wzrost ceny bitcoina. Jest zdania, że obecna wyprzedaż kryptowaluty wydaje się być podobna do spadków w latach 2015 i 2018-19, co zwiastować może silny rajd wzrostowy w niedalekiej przyszłości. PlanB zakłada, że po halvingu w 2024 roku bitcoin może podrożeć do nawet 500 tysięcy dolarów.
Z kolei dyrektor generalny firmy wydobywczej Argo, Peter Wall jest zdania, że skupienie się na długoterminowym wzroście rynku kryptowalut pomoże jego uczestnikom przezwyciężyć niedźwiedzi sentyment i spadki obserwowane od kilku miesięcy. W jego ocenie, bitcoin jest “złotem 2.0" i stanie się zabezpieczeniem przed inflacją, nawet jeśli w tej chwili tak to nie wygląda.
- Atutem najstarszej kryptowaluty świata jest podaż ograniczona do 21 milionów "monet", a także jej zdecentralizowany i pozbawiony zezwoleń charakter. Z drugiej strony, bitcoin jest nastolatkiem, który wyrasta na młodego dorosłego. Dopóki w pełni nie dojrzeje, rynek będzie nadal doświadczał dzikich wahań cen - podsumowuje Peter Wall.
W podobnym duchu wypowiada się współzałożyciel i dyrektor generalny firmy MicroStrategy, Michael Saylor, który uważa, że bitcoin jest “najpewniejszą rzeczą" na świecie. - Na rynku pełnym chaosu, szumu i wściekłości ludzie potrzebują bezpiecznego miejsca, w którym mogliby stanąć poza interwencją rządu, agencji czy korporacji. Bitcoin reprezentuje uczciwą, otwartą, sprawiedliwą sieć z bardzo prostą obietnicą dla każdego. A brzmi ona: to, co posiadasz, jest twoje i nikt ci tego nie odbierze - komentuje Michael Saylor.
Dodaje także, że jeśli brać pod uwagę stan sprzed pandemii, to w okresie ostatnich 2 lat podaż pieniądza w USA wzrosła o 36 proc., złoto podrożało o 7 proc., indeks S&P 500 poprawił się o 29 proc., a Nasdaq tylko o 19 proc. Tymczasem bitcoin wzrósł o 229 proc.
Trzeba jednak pamiętać, że Michael Saylor ma bardzo konkretne powody, by zachwalać kryptowalutę. Jego MicroStrategy ma największy udział majątku w bitcoiniach spośród spółek notowanych na giełdzie. Firma kupiła do tej pory ponad 129 tysięcy "monet", a ich wartość w tym momencie wynosi 4 miliardy dolarów. Na drugim miejscu plasuje się Tesla z bitcoinami o wartości 1,3 miliarda dolarów.
Z opinią, że kryptowlauty są panaceum na bolączki współczesnego systemu finansowego nie zgadza się Yanis Varoufakis, były minister finansów Grecji. Jego zdaniem, zarówno bitcoin, jak i złoto nie zastąpią walut tradycyjnych, takich jak euro czy dolar i nie ochronią obywateli przed kryzysami geopolitycznymi. Narzucanie takiej roli walutom wirtualnym byłoby - jego zdaniem - koszmarem.
- Podaż pieniędzy musi być kontrolowana, a szukanie w tej sferze wolności poza rządem to niebezpieczna fantazja. Pomysł, że podaż pieniądza powinna być niezależna od polityki jest bardzo niebezpieczny. Banki centralne właśnie po to powstały, by w czasie kryzysu zwiększać masę pieniądza i zapobiegać depresji w gospodarce - tłumaczy Varoufakis. Dodaje, że obserwowana w tej chwili na całym świecie wysoka inflacja nie jest efektem rozluźnionej polityki monetarnej, lecz wynika z zerwania łańcuchów dostaw i wzrostu popytu na towary.
Jacek Brzeski
Zobacz również: