Co dalej z WIBOR-em? Dziś odpowiedź
Kredytobiorcy i banki unikną wielkiego bałaganu i zamieszania - zapewnia GPW Benchmark, spółka warszawskiej giełdy powołana po to, żeby uratować wskaźnik WIBOR. Stawka WIBOR będzie liczona bardzo skrupulatnie i zgodnie z wymaganiami europejskiego prawa. Ale co naprawdę pokazuje WIBOR? Tego nie wiemy i się nie dowiemy.
GPW Benchmark, która stała się administratorem WIBOR w połowie 2017 roku, opublikuje w poniedziałek dokument konsultacyjny na temat tego, jak będzie wyliczać ten najważniejszy dla polskich kredytobiorców wskaźnik. Narodzony na nowo.
Konsultacje ze wszystkimi zainteresowanymi mają trwać do września. W grudniu GPW Benchmark zamierza złożyć wszystkie dokumenty (tzw. benchmark statement) do Komisji Nadzoru Finansowego, która będzie miała cztery miesiące na to, by stwierdzić, czy stawka ta odpowiada wymaganiom prawa.
Jeśli KNF powie, że wszystko jest w porządku i wyda licencję dla WIBOR, to przed połową przyszłego roku będziemy mieć stary wskaźnik WIBOR-u w zupełnie nowym wydaniu. Ale lwia część umów banków z kredytobiorcami będzie ważna i nie trzeba będzie ich zmieniać.
Przypomnijmy, co to takiego WIBOR, choć powinien wiedzieć o tym każdy, kto kiedykolwiek zaciągał kredyt w złotych. Na każdej umowie o kredyt zapisana jest wysokość jego oprocentowania. Na zdecydowanej większości umów w Polsce jest to stopa WIBOR plus marża banku. WIBOR to stopa, która się zmienia, a jej wysokość - przynajmniej teoretycznie - powinna zależeć od tego, jaki jest koszt pieniądza w polskiej gospodarce.
Kredytów, które oparte są na stawce WIBOR, było na koniec 2017 roku 863,9 mld zł, w tym hipotecznych - ok. 260,5 mld zł. WIBOR jest także podstawą oprocentowania obligacji - skarbowych o wartości 160,6 mld zł, samorządowych (18,3 mld zł), bankowych (27,2 mld zł) i przedsiębiorstw (ok. 58,6 mld zł). A do tego dochodzą jeszcze różne instrumenty pochodne o wartości blisko 1,4 mld zł w polskich bankach. W bankach za granicą, głównie w Londynie, jest to wielokrotnie więcej i nawet nasz bank centralny nie wie nawet dokładnie ile.
Słowem - od wysokości WIBOR zależy, ile zapłacimy, gdy pożyczymy pieniądze w banku. I my, zwykli zjadacze chleba, na nowe mieszkanie albo na meble do starego, i zdecydowana większość przedsiębiorstw. W takim razie z WIBOR-em nie powinno być żartów. I GPW Bechmark w zeszłym tygodniu pochwaliła się swoją dwuletnią mrówczą pracą, żeby WIBOR była liczona zgodnie z wiarygodnymi i uczciwymi zasadami.
- Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że bardzo dobrze nam poszło - oceniła wyniki wiceprezes GPW Benchmark Aleksandra Bluj na konferencji prasowej prezentującej nową WIBOR.
Po co komu nowa stopa WIBOR, skoro była stara? "Stara", czyli ta, której używamy do tej pory, miała wiele wad. Zacznijmy od historii.
Przywędrowała do Polski z Londynu w latach 90. zeszłego wieku, kiedy polski system bankowy został zreanimowany, uchroniony przed bankructwem, a polskie banki - także dzięki zagranicznym wlaścicielom - zaczynały włączać się do światowego systemu finansowego. Wzorem dla niej była LIBOR, czyli oprocentowanie dużych kwot, jakie globalne banki w różnych walutach pożyczają sobie nawzajem w City.
LIBOR wymyślono już w 1969 roku i z czasem stała się wzorcem dla wszystkich tego rodzaju miar kosztu pieniądza w systemach bankowych na świecie - od Tokio, przez Meksyk, po Australię. W ślad za LIBOR w większości państw powstały lokalne -IBOR-y, choć na przykład Amerykanie i Szwajcarzy uznali, że nie potrzebują żadnej własnej stopy i wystarczy im londyński LIBOR na dolara i franka.
Gdy -IBOR trafiła nad Wisłę, zaczęło nią administrować, czyli dbać o rzetelność wyliczeń, stowarzyszenie Forex Polska, następnie przekształcone w ACI Polska. To nie jest całkiem bez znaczenia.
WIBOR liczono podobnie jak LIBOR. Banki ogłaszały codziennie ok. godz. 11.00, po jakim oprocentowaniu przyjmą depozyt od innego banku i na jaki termin, a po jakim oprocentowaniu go udzielą. Wyrzucano skrajne wartości, a z pozostałych wyliczano średnią. Sprawa więc była w zasadzie bardzo prosta.
Łatwo sobie wyobrazić, że w Londynie albo na innych wielkich rynkach finansowych, obrót dużymi, "hurtowymi" kwotami był znacznie większy niż w Warszawie. Poza tym już w latach 90., gdy polskie banki wyszły na prostą, okazało się, że są "nadpłynne". "Nadpłynne" to znaczy, że mają za dużo wolnej gotówki i nie za bardzo mają co z nią zrobić. Tak jest także w tej chwili. To jakby na targu wszyscy chcieli sprzedać kartofle, a mało kto chciał je kupić, bo i tak ma za dużo własnych. Z tego powodu WIBOR od początku nie do końca pasowała do polskiego systemu finansowego.
Skoro WIBOR jest młodszą siostrą LIBOR, to podlega tym samym prawom, co cała rodzina. W rodzinach zdarzają się choroby dziedziczne. A niestety rodzina -IBOR-ów z upływem lat nieco się zdegenerowała.
Jeszcze zanim z pełną siłą wybuchł ostatni kryzys, niektóre banki z Londynu widziały już, że wpakowały się w kłopoty. Musiały pożyczać od innych coraz więcej i oczywiście coraz drożej. Bały się, że gdy inne to zauważą, nie pożyczą im więcej pieniędzy. Starały się swoje kłopoty ukrywać. I zaczęły manipulować stopą LIBOR, co dopiero w 2012 roku ujawnił brytyjski nadzór. Ujawnił też, że do gry dołączyli pracujący w licznych bankach oszuści, którzy manipulowali LIBOR-em na własny rachunek i dla własnych zysków.
Gdy kryzys już wybuchł, banki całkiem przestały sobie ufać i pożyczać pieniądze bez zabezpieczeń. Wycofywały się z "paneli uczestników" -IBOR-ów albo po prostu nie zawierały ze sobą żadnych transakcji. Tak jest do tej pory. Dlatego też brytyjski nadzór zapowiedział, że po 2021 roku stopa LIBOR nie będzie więcej ogłaszana.
W Polsce nie było manipulacji WIBOR-em - mówią zgodnie nadzorcy, NBP i uczestnicy rynku. Ale sama konstrukcja WIBOR, sposób wyliczania i ogłaszania, analogiczne procedury jak w przypadku LIBOR były po prostu równie podatne na manipulację jak w Londynie. Podobnie zresztą - jak się okazało - było z innymi -IBOR-ami, jak z ogłaszaną we Frankfurcie stopą EURIBOR na euro, gdzie do manipulacji także dochodziło.
Tak dalej być nie mogło. Trzeba było wszystko zmienić. Zabrała się za to Komisja Europejska i przygotowała projekt rozporządzenia BMR uchwalonego w 2016 roku. Wraz z ogłaszanymi później "standardami technicznymi" mówi, jak powinny być ustalane benchmarki, indeksy, stopy referencyjne, żeby nie dało się nimi manipulować, i żeby były przejrzyste oraz odzwierciedlały rynek, którego "pomiar" jest celem wskaźnika.
Najważniejszą zasadą jest to, że benchmark powinien być liczony na podstawie transakcji. Ale kiedy transakcji nie ma lub dane z nich nie są adekwatne do tego, co dzieje się na rynku? Można wykorzystać dane nietransakcyjne, ceny szacunkowe, kwotowania, a nawet oceny eksperckie co do wysokości benchmarku, na przykład na podstawie innych powiązanych transakcji. Wszystko to brzmi skomplikowanie, ale przypomina "kaskadę" kolejnych decyzji. Buta zawiązujemy na ogół sznurówką. Nie mamy sznurówki, więc szukamy sznurka. Nie mamy sznurka - zawiązujemy różową wstążeczką. Ostatecznie ważne, żeby but nie spadł z nogi.
Skoro -IBOR-y nie nadawały się do użytku, jak przerwane sznurowadło, najlepiej byłoby znaleźć nowe wskaźniki kosztu pieniądza. I oczywiście takie można znaleźć. Próbują tego Amerykanie, Szwajcarzy, Australijczycy i Brytyjczycy. Ale kłopot polega na tym, że rozporządzenie BMR mówi jeszcze jedną ważną rzecz - jeśli znajdziemy nowy wskaźnik, to przejście ze "starego" na "nowy" powinno nastąpić "bezszwowo", czyli wskaźnik powinien zachować ciągłość.
- Sprawdzaliśmy jak najlepiej wykorzystywać rzeczywistość, którą opisywała WIBOR, żeby nie było żadnych wątpliwości co do tej ciągłości - powiedziała Aleksandra Bluj.
Czemu chodziło o tę "ciągłość"? Żeby nie doszło do sytuacji, gdy kładziemy się spać ze starym wskaźnikiem, w wysokości - powiedzmy x, a budzimy się z całkowicie nowym w wysokości - dajmy na to x+1. W takiej sytuacji miliony obywateli Unii przecierałyby oczy widząc, jak ich raty kredytu skaczą do góry.
Takie postanowienie BMR wymusiło bardzo skomplikowany kompromis. W Polsce doprowadziło do tego, że postanowiono, iż reanimujemy starą stopę WIBOR (oraz WIBID), zostawiamy nazwę (żeby nie było potrzeby zmiany umów), wprowadzamy metodologię, regulaminy i procedury takie, żeby była zgodna z rozporządzeniem BMR i... modlimy się o to, żeby nowa WIBOR, przynajmniej przez pewien czas po pierwszym oficjalnym ogłoszeniu, nie odbiegała wysokością od starej. Bo kredytobiorcy byliby wściekli.
Trzeba było znaleźć więc coś, co generalnie jest bardzo podobne do "starego", ustalane i liczone jest zgodnie ze sztuką i daje podobne wyniki. I przetestować to w warunkach matematycznego laboratorium. To zajęło analitykom GPW Benchmark najwięcej czasu.
Rozporządzenie BMR nakazało wprowadzić nowe benchmarki albo doprowadzić stare do porządku do końca tego roku, ale okazało się, że - nie tylko w Polsce - jest to bardzo trudne. GPW Benchmark zapowiadała, że wniosek o licencję na nowy benchmark złoży w grudniu tego roku. Sytuacja robiła się niepokojąca, bo gdyby się okazało, że "nowa" WIBOR poddana na ostatnią chwilę ocenie nadzorczej jest po prostu niewypałem i ma wady, można byłoby tylko mnożyć różne dramatyczne scenariusze. Ale Komisja Europejska przesunęła termin o dwa lata. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Nie zamierzamy przesuwać terminu złożenia wniosku. Wskaźnik został tak skonstruowany,
żeby mógł być stosowany i do starych, i do nowych umów - powiedział na konferencji prasowej Zbigniew Minda, prezes GPW Benchmark. I pochwalił się, że na przykład Szwedzi mają dużo większe problemy z doprowadzeniem stopy STIBOR do porządku i zamierzają wykorzystać dodatkowy czas przewidziany przez BMR.
To znaczy, że sprawy zasadniczej, a więc wskaźnika, który jest podstawą oprocentowania zdecydowanej większości kredytów w Polsce, a zatem i umów, nie trzeba będzie zmieniać.
A co się zmieni?
- Proces opracowywania stawek (starej WIBOR) nie należał do najbardziej przejrzystych (...) Stworzyliśmy nową dokumentację (już w 2018 roku), żeby od strony proceduralnej zapewnić, iż nie ma luki w przestrzeniach międzybankowych na manipulację - mówiła Aleksandra Bluj.
- Pokażemy, z czego i jak to jest liczone, w jaki sposób wykorzystywane są dane, czy są bezpieczne, czy są reprezentatywne, odporne na manipulacje i odzwierciedlają aktywny rynek (...) Zabezpieczamy sposób przeglądania danych, przesyłu, zapewniamy, że nie ma w tych elementach żadnej luki (...) Są jasne zasady przeglądu i zmiany metody (...) Metoda jest spójna w czasie, reprezentatywna i elastycznie odpowiada temu, że rynek się zmienia - dodała.
GPW Benchmark musiała jeszcze wcześniej dogadać z bankami i samymi dealerami, a jak mówią wtajemniczeni w ten proces, nie szło łatwo. Banki podchodziły na początku do zmian w taki sposób, jakby to w ogóle nie był ich problem. Musiały u siebie zrobić porządki, czego bardzo nie lubią. Trzeba było im to dopiero wytłumaczyć po co.
- Trzeba było "pogmerać" trochę w umysłach dealerów i w danych - komentuje tylko Aleksandra Bluj.
Trzeba było też uporządkować sprawy prawne z poprzednim administratorem, bo ACI Polska miało prawa do WIBOR i WIBID. Potem powstał nowy regulamin stawek referencyjnych, kodeks postępowania, komitet nadzorczy, a w końcu także dokumentacja. Można było ruszyć z gmeraniem w danych.
Tu pojawia się pewien problem, bo nie jest wykluczone, że banki będą musiały niektóre umowy aneksować, a kredytobiorcy mogą iść nawet do sądu. W umowach jest zapisana definicja WIBOR, a jednym z jej elementów - w zależności od umowy - może być sformułowanie "wskaźnik administrowany przez ACI Polska". A skoro ACI Polska już nie jest administratorem, to jakaś podstawa do sporu jest.
Analitycy GPW Benchmark przyglądali się wszystkim danym, które zgłaszały banki i dociekali skąd one się biorą. Śledzili transakcje banków z bankami, banków z innymi instytucjami finansowymi i z przedsiębiorstwami. Sprawdzili wszystkie dane i transakcje 10 lat wstecz, żeby ustalić, które były reprezentatywne, a które nie, i dlaczego.
GPW Benchmark wprowadziła bardzo ważną zasadę dla WIBOR i WIBID. Każdy bank zobowiązany jest codziennie ogłosić po jakiej cenie przyjmie od innego lub udzieli innemu depozytu. Gdyby znalazł się chętny do transakcji, bank musi ją wykonać. Ma to zapewnić, że dealerzy nie będą zgłaszać czegoś, co byłoby zupełną fikcją.
Czym w taki razie jest WIBOR? Oprocentowaniem pieniędzy, które banki pożyczają sobie nawzajem, nie biorąc w zamian za pożyczkę żadnych zabezpieczeń. Teoretycznie stawka, jaką płaci bank pożyczający pieniądze od innego banku, powinna wyznaczać koszt pieniądza. Ale czy rzeczywiście tak jest?
W ubiegłorocznym raporcie "Rozwój systemu finansowego w Polsce" NBP podaje, że średnie dzienne obroty na krajowym rynku niezabezpieczonych depozytów międzybankowych wyniosły ok. 3,8 mld zł, ale z tego 3,5 mld zł przypadało na transakcje o najkrótszym z możliwych terminie, czyli O/N. To znaczy, że na wszystkie dłuższe terminy, a jest ich osiem - zaledwie 300 mln zł. A w umowach kredytowych mamy z reguły zapisaną stopę WIBOR na 3 lub 6 miesięcy. Na te terminy obroty między bankami bywają bardzo małe. Czego miarą jest w takim razie WIBOR?
- Mierzymy rynek międzybankowy - mówi Aleksandra Bluj.
Ale czy "rynek międzybankowy" w jakikolwiek sposób mówi nam, ile naprawdę kosztuje pieniądz? Pomimo całej rewolucji związanej z WIBOR, wciąż niczego takiego nam nie pokazuje.
Jacek Ramotowski
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze