Koronawirus znów straszy na rynkach
W czwartek doszło do spotkania Światowej Organizacji Zdrowia, by omówić wpływ nowej odmiany koronawirusa, która pojawiła się w RPA i Botswanie. Wpływ na rynki w czwartek był umiarkowany. Święto Dziękczynienia ma jednak swoje prawa. Sielanka.
Przez jakiś czas głównym tematem na rynkach były decyzje banków centralnych. Ostatnie dni pokazały jednak, że na scenie może pojawić się ważniejszy aktor. Dalsze ryzyka pandemiczne ponownie definiują dziś równowagę rynkową.
Dzisiaj rano zastała nas jednak rzeczywistość i to wyraźnie odmienna. Giełdy otworzyły się jakieś 2-3 proc. poniżej wczorajszego zamknięcia i wcale nie wracają do tamtych poziomów. Na rynku ropy mamy test mocnych nerwów dla inwestorów. Baryłka ropy spada od rana o imponujące 5 dolarów. Rząd w Polsce dostał właśnie bardzo ładny prezent w ramach walki z cenami paliw, pewnie teraz żałują zapowiedzianych obniżek podatków.
Tydzień zaczął się od wyraźnego osłabienia polskiej waluty. W poniedziałkowy poranek euro kosztowało 4,69 zł, w poniedziałek i wtorek przekraczało 4,72 zł, by po spadkach w środę i czwartek zameldować się poniżej 4,67 zł. Dzisiaj, w wyniku wspomnianej paniki, znów znajdujemy się powyżej 4,70 zł.
Podobnie wyglądała sytuacja na innych walutach, aczkolwiek na niektórych nawet gorzej. Szczególnie duży problem jest na franku szwajcarskim. Wraz z paniką kapitał znów chowa się w tak zwanych bezpiecznych przystaniach. W rezultacie frank zyskuje względem euro, wobec którego traci złoty. Efekt jest taki, że znów płacimy dzisiaj niemal najwięcej za franka od 2015 roku.
Jest pewna stereotypowa cecha, którą, jako Polacy, czasem sami sobie przypisujemy. Cieszymy się, kiedy inni mają gorzej. Tak właśnie w tej chwili jest na walutach. Jak chcemy sobie poprawić humor, to zawsze możemy spojrzeć na lirę turecką. W ciągu dwóch tygodni lira spadła, z ponad 40 groszy w szczytowym momencie, poniżej 32 groszy. Rozumiemy koncepcję Black Friday, ale to jednak trochę przesada.
Patrząc jednak na niepokojące sygnały płynące z tureckiej administracji widać, że są powody, żeby inwestorzy uciekali z kapitałem z Turcji. Prezydent Erdogan, albo ma jakiś niesamowity pomysł na Turcję, albo powinien szybko wysłać swoich doradców by nadrobili zaległości z makroekonomii, bo ten problem będzie się tylko pogłębiał.
Maciej Przygórzewski - główny analityk w InternetowyKantor.pl