Kryptowaluty. Bitcoin spokojny przed burzą?
Po dramatycznym majowym spadku notowań bitcoin ustabilizował się na poziome 37-38 tysięcy dolarów. W którą stronę ruszy teraz najbardziej popularna kryptowaluta świata? Tom Lee z Fundstrat Global Advisors prognozuje, że bitcoin przed końcem 2021 roku przekroczy poziom 125 tysięcy dolarów. Inwestor Max Keiser cel na ten rok wyznacza na 220 tysięcy dolarów. David Lebovitz z JP Morgan ostrzega, że wartość "coina" może spaść do zera, a polski inwestor Sławomir Mentzen nie wyklucza, że "bitcoin zniknie tak, jak Trump zniknął z internetu".
Notowania dwóch największych kryptowalut są w ostatnich dniach wyjątkowo stabilne. Kurs bitcoina porusza się w okolicach 37-38 tysięcy dolarów. Drugi pod względem kapitalizacji ethereum zatrzymał się na poziomie 2700 dolarów, a wyraźniejsze wzrosty w grupie 10 największych kryptowalut notuje jedynie dogecoin.
Wielu inwestorów obecną stabilizację kursu bitcoina gotowych jest uznać za sygnał potencjalnego powrotu do wzrostów. Tym bardziej, że notowaniom cyfrowej "monety" nie zaszkodziły najnowsze doniesienia, że amerykański nadzorca ma zamiar zająć się regulowaniem rynku kryptowalut.
W zeszły miesiącu posiadacze bitcoina musieli pogodzić się ze stratami rzędu 40 proc. Dla porównania, w poprzednich latach maj bywał przeważnie bardzo udany. W latach 2017 i 2019 w maju bitcoin w relacji do dolara zyskiwał ponad 50 proc. Wyjątkiem był 2018 rok z majowym, 19-procentowym spadkiem kursu.
W tym roku krytyczny był dzień 19 maja, kiedy to bitcoin zanotowała największą wyprzedaż od Czarnego Czwartku w marcu 2020 roku. Kapitulacja inwestorów spowodowała, że notowania osunęły się w ciągu doby o 11,5 proc., a łącznie w 10 dni cena spadła o 47 proc. Kurs bitcoina z poziomu około 60 tysięcy dolarów skurczył się do 30 tysięcy.
Firma Glassnode stwierdziła, że za spadek ceny odpowiedzialni byli głównie krótkoterminowi inwestorzy panicznie wyprzedający kryptowalutę. Sytuację wykorzystali wytrawni inwestorzy długoterminowi, którzy "łapali dołki" i wykorzystali okazję, by kupować bitcoina po niskich cenach. To klasyczne zjawisko opisywanie jako “wypadanie aktywów ze słabych rąk i przejmowanie ich przez silne ręce".
Wiele wskazuje na to, że podczas majowego dramatycznego spadku notowań kryptowalut doszło do kapitulacji inwestorów korzystających z dźwigni finansowej. Skład rynku został zresetowany, ponieważ duża część spekulantów zdecydowała się nie podejmować kolejnego ryzyka.
Najwięksi zwolennicy kryptowalut uważają jednak, że dzisiejsza sytuacja ekonomiczna na świecie sprzyja "walutom cyfrowym". Ich ceny powinny iść w górę w okresie wysokiej inflacji, która jest źle odbierana przez inwestorów działających na tradycyjnych rynkach. W dodatku, nadchodzą miesiące letnie, a te zazwyczaj sprzyjają byczej stronie inwestowania. Z kolei sceptycy podkreślają, że bitcoin jest na tyle specyficznym aktywem, że możemy spodziewać się po nim wszystkiego, także tego, że nie będzie spełniał nawet najbardziej "żelaznych" prognoz.
Optymistycznie na perspektywy bitcoina patrzy Tom Lee z Fundstrat Global Advisors. Zwraca uwagę na fakt, że złe wieści o przygotowaniach urzędów centralnych w wielu krajach do nadzorowania kryptowalut nie stworzyły nowych dołków w notowaniach bitcoina. Dlatego prognozuje, że w tym roku przekroczy on poziom 125 tysięcy dolarów.
Z kolei inwestor Lark Davis przypuszcza, że może powtórzyć się scenariusz z lat 2013 i 2017, kiedy cena bitcoina również mocno spadła, by następnie wystrzelić. W każdym razie Davis, nie zgadza się z opiniami osób, które przepowiadają, że bitcoin zejdzie do maksimum z 2017 roku wynoszącego 20 tysięcy dolarów.
Bardzo odważną wizję prezentuje inwestor Max Keiser, który niezmiennie uważa, że bitcoin jest lepszym sposobem przechowywania wartości niż złoto. - Inflacja nie jest przejściowa. Jest długoterminowa i strukturalna. Będzie z nami długo. Jeśli nie zabezpieczasz się, będziesz zmieciony. Bitcoin to najszybszy koń w wyścigu, gdy porównujesz go ze złotem. Wielka fala, a nawet tsunami gotówki idzie w stronę bitcoina - oświadczył Keiser.
Jego zdaniem, takie trendy jak masowy dodruk pieniądza i wspomniana inflacja zmuszą firmy do kupowania bitcoinów jeszcze w tym roku. Wielkie korporacje zaufają kryptowalutom. - Mój cel cenowy na 2021 rok to 220 tysięcy dolarów za jednego bitcoina. To agresywna prognoza, ale oparta na przekonaniu, że dolar wpadnie w spore kłopoty - oznajmił inwestor.
David Lebovitz, globalny strateg rynkowy w JP Morgan jest zdania, że każdy inwestujący w aktywa takie, jak kryptowaluty musi być przygotowany, że ich wartość spadnie do zera.
"Kryptowaluty są niezwykle niestabilne. Bitcoin miał ekstremalne okresy zmienności w swojej historii, a w niektórych przypadkach odrabianie strat trwało latami. Co więcej, korelacje między kryptowalutami, a tradycyjnymi aktywami, takimi jak akcje i obligacje, są niezwykle słabe. To utrudnia przewidzenie jak altcoiny będą się zachowywać w okresach napięć na rynku akcji lub obligacji" - napisano w raporcie JP Morgan.
W ocenie ekspertów JP Morgan, mimo zmienności kryptowalut, technologia na której są oparte ma ogromną wartość. Wygląda na to, że blockchain stanie się coraz powszechniejszym sposobem przetwarzania transakcji i nic dziwnego, że wiele banków centralnych na rynkach rozwiniętych szykuje się do wprowadzenia własnych walut cyfrowych.
David Lebovitz przypomina, że dziś Visa przetwarza ponad 3 tysiące transakcji na sekundę, podczas gdy sieć bitcoina zaledwie trzy. W dodatku, wraz ze wzrostem rozmiaru bloku rosną opłaty transakcyjne i wydłużają się czasy przetwarzania. - Trudno jest zrozumieć, w jaki sposób to właśnie bitcoin miałby być jednostką rozliczeniową, środkiem wymiany lub środkiem przechowywania wartości. To jeszcze jeden argument, że nie jest to waluta w tradycyjnym tego słowa znaczeniu - oświadczył David Lebovitz.
- Dokonywanie szerokich transakcji przy użyciu kryptowalut jest ograniczone. Decyzja o alokacji kapitału w aktywach cyfrowych będzie zależeć od tolerancji ryzyka danego inwestora. Inaczej mówiąc, każdy inwestujący w kryptowaluty musi być przygotowany na to, że ich wartość spadnie do zera - konkluduje przedstawiciel JP Morgan.
Na rynku finansowym szerokim echem odbiła się informacja, że amerykański nadzór finansowy chce wziąć kryptowaluty pod swoją kuratelę. Ale nie tylko on. Derville Rowland pełniąca funkcję dyrektora generalnego w Centralnym Banku Irlandii stwierdziła, że rosnąca popularność kryptowalut jest powodem do niepokoju. W jej opinii inwestycje w tego rodzaju aktywa są wysoce spekulacyjne i ryzykowne i powinny być uregulowane.
Nieprzychylnie patrzy na bitcoina także prezes Banku Anglii Andrew Bailey. Nie tak dawno ostrzegał, że kryptowaluty nie mają żadnej wewnętrznej wartości. Co więcej uważa on, że ludzie powinni kupować je tylko wtedy, gdy są gotowi na utratę pieniędzy.
O tym, że bitcoin oraz inne kryptowaluty nie unikną nadzoru regulacyjnego przekonany jest Stefan Ingves, prezes Riksbanku, czyli szwedzkiego banku centralnego. Jego zdaniem, to jest już zbyt duży rynek i zbyt często wykorzystywany do prania brudnych pieniędzy, by nadal mógł być niekontrolowany. Szwecja rozpoczęła przygotowania do wprowadzenia cyfrowej waluty swojego banku centralnego. Nie chce bowiem, by po wycofaniu gotówki jako formy płatności jej miejsce zajęły kryptowaluty. Gubernator Riksbanku prognozuje, że e-korona może zostać wyemitowana za około 5 lat.
Krytycznie o pomysłach urzędowego regulowania i kontrolowania kryptowalut wypowiada się inwestor Sławomir Mentzen, wiceprezes KORWiN i doradca podatkowy. Zastanawia się, czy nie wyjść z własnej inwestycji bitcoinowej w obawie przed ruchami polityków lub banków, których decyzje mogą doprowadzić do gwałtownych spadków cen.
Mentzen widzi analogię między tym, co może stać się z kryptowalutami, a losem Donalda Trumpa, po tym jak przegrał wybory prezydenckie w USA. Jak twierdzi, Trump został "wygumkowany" z globalnej sieci i zablokowany na wszystkich głównych portalach społecznościowych. To samo może stać się z bitcoinem, jeżeli ten zacznie nadmiernie przeszkadzać obecnej władzy.
- Jeżeli bitcoin stanie się ważniejszy niż teraz i będzie realnym zagrożeniem dla obecnego systemu finansowego, to zrobią z nim to samo co z Trumpem. Co prawda, kryptowaluta nie przestanie istnieć, jednak normalni ludzie nie będą mogli z niej korzystać - prognozuje Sławomir Mentzen.
Ostatnie dni to wyjątkowo dobry czas dla "pieseła", czyli dogecoina - kryptowaluty, która powstała jako parodia bitcoina. Dogecoin wzrósł o niemal 30 proc. w dwa dni po informacji, że został wprowadzony na jedną z największych na świecie giełd kryptowalutowych Coinbase. Dziś za monetę z wizerunkiem śmiesznego pieska płaci się 41 centów, choć w szczycie notowań, czyli 8 maja kosztowała ona ponad 70 centów.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Bardzo często i pozytywnie o dogecoinie wypowiada się Elon Musk. Niektóre jego oświadczenia na twitterze robią jednak wrażenie mało poważnych. Ostatnio oznajmił, że zdominowanie przez "pieseła" światowych finansów jest “nieuniknione".
Dogecoin ma jednak też swojego prześladowcę. Jest nim Barry Silbert. Ten znany zwolennik kryptowalut, akurat o "doge" ma jak najgorsze zdanie i uważa, że czeka go katastrofalna przecena.
- Jestem naprawdę podekscytowany tym, że zobaczę czym dogecoin stanie się w przyszłości. Z pewnością nie odejdzie w cień. Ma wokół siebie jedną z najbardziej zaangażowanych społeczności, ale przepraszam, nie jest wart 37 miliardów dolarów. Wróci do kapitalizacji poniżej miliarda dolarów. Nadszedł czas, żeby zamienić dogecoina na bitcoina - oświadczył Barry Silbert.
Jacek Brzeski