Po reformie strefy euro Polska najbliżej stanowiska Niemiec
Polsce potrzebna jest stabilna i rozwijająca się strefa euro, kibicujemy prowadzonym w niej zmianom, ale los tzw. krajów peryferyjnych podczas kryzysu powinien być dla nas pewną przestrogą - przekonywał wczoraj w Sejmie wiceminister finansów Leszek Skiba. Paradoksalnie, najbliższe jest polskiemu rządowi stanowisko rządu niemieckiego, który obawia się zbytniej centralizacji strefy euro - zapowiedział.
Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Gospodarki i Rozwoju poświęconej wpływowi przystąpienia Polski do strefy euro Skiba podkreślił, że w obecnej sytuacji nie wiadomo do jakiej strefy euro mielibyśmy przystąpić.
- Polska musiałaby przystąpić do strefy euro, której instytucjonalnych kształtów nie znamy. (...) Stefa euro dyskutuje jak uzupełnić braki instytucjonalne; rozmawia się o unii rynków bankowych (...) o integracji w zakresie rynków pracy, polityki fiskalnej i o różnych regulacjach. Nie wiemy jakie będą reformy, jaki będzie kształt strefy euro - wyliczał.
Wiceminister dodał, że można sobie "potencjalnie" wyobrazić moment, w którym polska gospodarka "za ileś lat" będzie przygotowana do członkostwa i pojawią się za tym silne argumenty ekonomiczne. "Jednak może być tak, że strefa ta stanie się scentralizowanym obszarem politycznym, w którym ekonomicznie wszystkie argumenty będą "za", lecz pojawią się wątpliwości o charakterze politycznym, związane z pozbawieniem się wielu obszarów suwerenności" - mówił.
Jak podkreślał, eurostrefa powinna się zmieniać, ale nie może to dziać się kosztem państw narodowych.
Skiba powiedział, że kryzys pokazał jak naiwne okazały się przekonania o optymalnym obszarze walutowym i wpływu niskich stóp procentowych, a co za tym idzie tańszego kredytu na rozwój gospodarek. Tymczasem - jak wskazywał - w krajach peryferyjnych, zbyt niski w stosunku do rozwoju gospodarczego poziom stóp procentowych doprowadził do powstania baniek spekulacyjnych i wadliwej alokacji zasobów.
Jak wyjaśnił na przykładzie Grecji, po jej wstąpieniu do strefy euro "łatwy pieniądz" i niska stopa procentowa nie pomogły w zbudowaniu nowoczesnego przemysłu, nowych fabryk i powstania wysokopłatnych miejsc pracy, a posłużyły "sektorom o ograniczonej produktywności", które nie przynoszą odpowiedniej stopy zwrotu.
W jego ocenie to spowodowało, że Grecy i ich banki się zadłużyły - dług z sektora prywatnego trafił do publicznego i obecnie cała strefa euro ma kłopot w wydobyciem tego kraju z problemów. Dlatego - jak przekonywał - kraje, które nie są właściwie rozwinięte, nie są na odpowiednio wysokim poziomie rozwoju, nie powinny wchodzić do strefy euro.
Wiceminister powiedział, że zważywszy na nasz rozwój - "obecnie na poziomie Portugalii, być może niedługo na poziomie Włoch" - powinniśmy wyciągać wnioski raczej z ich sytuacji, a nie z tego jak z kryzysu wyszły Niemcy.