Rynek walutowy. Trochę lepszy czas dla złotego
Złoty jest mocniejszy niż tydzień temu. Jednak zdaniem analityków Millennium Banku w najbliższych dniach wzrost wartości naszej waluty wobec euro może zostać wyhamowany. Z kolei eksperci ING wątpią w dalsze spadki dolara amerykańskiego.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W ciągu ostatnich siedmiu dni euro potaniało z 4,60 do 4,56 zł, dolar obniżył loty z 3,90 do 3,84 zł, funt spadł z 5,40 do 5,33 zł, a frank - z 4,26 go 4,24 zł. Wyjątkowo słaby tydzień miał dolar amerykański, który "oddał" większość swoich niedawnych zysków. Zapewne nie mogło być inaczej, skoro prezes Rezerwy Federalnej (Fed) Jerome Powell znów oświadczył, że skok inflacji w Stanach Zjednoczonych prawdopodobnie będzie przejściowy i że podwyżki stóp procentowych są kwestią dalekiej przyszłości.
Analitycy ING w najnowszym komentarzu rynkowym przypominają, że miniony tydzień był dla dolara najbardziej spadkowy od początku maja. Dodają, że jest bardzo mało prawdopodobne, by kurs amerykańskiej waluty miał zanotować drugi z rzędu zły tydzień. Tym bardziej, że - jak twierdzą - napływ kolejnych danych z gospodarki USA powinien potwierdzić jastrzębie oczekiwania co do polityki Fed, wbrew ostatnim deklaracjom szefów tej instytucji.
- Sądzimy, że dane z tego tygodnia powinny w sumie utrzymać optymizm inwestorów co do ożywienia w Stanach Zjednoczonych i ostatecznie pomóc ugruntować pogląd, że Fed wkrótce ogłosi więcej szczegółów na temat swojego programu taperingu (ograniczenia skupu aktywów). Sądzimy, że może to nastąpić już podczas sierpniowej konferencji w Jackson Hole. To z kolei będzie nadal podsycać spekulacje na temat podwyżki stóp procentowych w 2022 roku - przewiduje Chris Turner, ekonomista ING. Przypomnijmy, że jak na razie Rezerwa Federalna zapowiada podniesieni stóp dopiero w 2023 roku.
Inną opinię w sprawie deklaracji, które mogą paść w Jackson Hole wyrażają ekonomiści Ebury. "Utrzymywanie przez Jerome’a Powella, że niedawny wzrost dynamiki cen jest przejściowy, sprawi, że raczej nie otrzymamy wiadomości o ograniczeniu skupu aktywów na konferencji przedstawicieli banków centralnych w Jackson Hole. Prawdopodobnie na konkretne sygnały w tej sprawie poczekamy do wrześniowego zebrania decydentów amerykańskiego banku centralnego" - czytamy w komunikacie Ebury.
Liczni analitycy zwracają uwagę na fakt, że po wielu nieudanych próbach trwałego przekroczenia przez euro poziomu 4,60 zł, kurs wspólnej waluty obniżył się i przywiązał do poziomu 4,56 zł, czyli minimum przedziału, w którym ta para walutowa pozostaje od połowy lipca.
"Trwałe zejście euro poniżej poziomu 4,56 zł nie będzie łatwe. Dość sceptycznie podchodzimy do szans umocnienia się złotego z uwagi na fakt, że czynniki lokalne nadal w większości oddziałują negatywnie na polską walutę. Są nimi: gołębia narracja Narodowego Banku Polski, eskalacja sporu o praworządność z Unią Europejską oraz zbliżająca się decyzja Sądu Najwyższego w sprawie walutowych kredytów hipotecznych" - konkluduje Millennium Bank.
Analitycy zwracają przy tym uwagę, że zejście pod poziom 4,56 zł za euro otwierałby drogę do ruchu nawet poniżej 4,53 zł. W tej chwili jednak spodziewają się przesunięć jedynie w trendzie bocznym między 4,56 a 4,60 zł.
"W średnim terminie pozostajemy optymistycznie nastawieni co do wartości polskiej waluty, jednak - poza pozytywnym sentymentem inwestycyjnym - warunkiem koniecznym dla aprecjacji złotego będzie zmiana nastawienia Rady Polityki Pieniężnej i gotowość do podwyższenia stóp procentowych" - dodają ekonomiści Millennium Banku.
Bardziej optymistycznie na bieżące perspektywy złotego patrzą eksperci TMS Brokers. "Z technicznego punktu widzenia obserwowaliśmy dwukrotne, dynamiczne odpadnięcie euro od poziomu 4,60 zł, które miało miejsce 20 i 28 lipca. Tym samym rysuje się potencjalna formacja podwójnego szczytu, która zwiększa prawdopodobieństwo poważniejszych spadków. Możliwe, że w średnim terminie zobaczymy poziomy 4,52-4,53 zł, gdzie wypada hipotetyczny zasięg podwójnego szczytu" - napisano w analizie TMS Brokers.
Po ostatnim komunikacie GUS o skoku inflacji do 5 proc. ponownie rozwija się dyskusja o ewentualnym szybszym terminie normalizacji polityki pieniężnej. Członek RPP Łukasz Hardt, znany ze swoich jastrzębich przekonań, znów przypomina, że wysokiej inflacji nie należy bagatelizować i bank centralny powinien przeciwdziałać dalszemu wzrostowi zarówno cen, jak i oczekiwań inflacyjnych. Wszystko jednak wskazuje na to, że w RPP większość nadal ma gołębia frakcja z prezesem Adamem Glapińskim na czele. Podwyższenie stóp procentowych przed końcem tego roku jest bardzo mało prawdopodobne.
Analitycy TMS Brokers zakładają, że NBP będzie się opierać przede wszystkim na indeksie inflacji bazowej, która nie uwzględnia zmian cen energii i żywności. Tę wartość poznamy w połowie sierpnia. Ekonomiści TMS Brokers nie spodziewają się, by wskaźnik bazowy był zaskakująco zły. W tej sytuacji NBP nie zdecyduje się na istotne zmiany w polityce monetarnej.
Ekonomiści Ebury zwracają uwagę na fakt, że w zeszłym tygodniu spośród walut G10 najlepiej radził sobie frank szwajcarski. Nastroje na rynku poprawiły się, w związku z czym umocnienie waluty Helwetów wydawało się być bardziej odbiciem pozytywnego sentymentu do Europy niż czegokolwiek innego. Franka mogły wspomóc również spadające rentowności amerykańskich obligacji.
"Ostatnie zmiany w depozytach na żądanie nie wskazują, by Szwajcarski Bank Narodowy przeprowadzał szczególnie silne interwencji na rynku walutowym, ale wydaje się, że obecna sytuacja może już uzasadniać pewne działania. Nie sądzimy, że frank może jeszcze dużo zyskać, ale jeśli utrzyma się trend aprecjacyjny, prawdopodobnie decydenci banku zmienią nieco ton i może dojść do zdecydowanych interwencji na rynku. Silniejsza waluta nie jest pożądanym zjawiskiem w gospodarce tak małej i tak otwartej jak szwajcarska. Tym bardziej, że dopiero dźwiga się ona po spowolnieniu spowodowanym pandemią" - czytamy w stanowisku Ebury.
Jacek Brzeski