Włochy: Tykająca bomba budżetowa
Teoretycznie o włoskim budżecie mówiło się od kilku tygodni. Wakacyjna nerwowość ustąpiła jednak po tym, jak minister finansów, technokrata Giovanni Tria zapewniał, że partie wchodzące w skład rządu będą przestrzegać dyscypliny fiskalnej, mając świadomość trudnej sytuacji w finansach publicznych. Politycy koalicyjnego Ruchu 5 Gwiazd, oraz Ligi Północnej, unikali nadmiernych komentarzy, co sprawiało wrażenie, że tym razem "populiści" nie zaczną realizować swoich pomysłów.
Ostatnie dni pokazały jednak, jak szybko sytuacja może się odwrócić. Minister Tria zaczął straszyć dymisją, a populistyczni politycy szybko dopisali kolejne punkty z programu wyborczego - zdecydowano się na cięcia podatków, większe inwestycje, ale jednocześnie zrezygnowano z podniesienia wieku emerytalnego, zwiększono płacę minimalną, oraz wprowadzono tzw. dochód minimalny.
Nierównowaga w budżecie ma wynieść 2,4 proc. PKB, podczas kiedy do tej pory mowa była o 1,6-1,9 proc., co nie było ideałem (poprzedni rząd miał w planach sprowadzić deficyt poniżej 1 proc. PKB), ale było do przełknięcia dla rynków. W obecnej sytuacji podniesiono alarm, gdyż istnieje ryzyko, że agencje ratingowe zdecydują się zmienić swoje zapatrywania (ocena dla Włoch jest zaledwie 2 noty powyżej poziomu śmieciowego), a projekt budżetu może napotkać bardzo duży opór w Komisji Europejskiej. Zresztą obawy są uzasadnione - dług publiczny Włoch przekracza 130 proc. PKB i w strefie euro jest najwyższy po Grecji.
Tyle, że nominalnie wynosi 2,3 bln EUR. Włosi potrzebują reform. Tyle, że żadna władza nie była w stanie ich zrealizować. Niemniej po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, kiedy rząd świadomie wyraźnie zwiększa wydatki i to w sytuacji, kiedy być może jesteśmy w górce cyklu koniunkturalnego. Zapewnienia ze strony włoskich polityków, że budżet na 2019 r. będzie lepszy są w takiej sytuacji nic nie warte, gdyż istnieje ryzyko, że w przypadku spowolnienia gospodarczego, parametry ekonomiczne zaczną się szybko rozjeżdżać. Problemem Włoch nie są tylko finanse publiczne, to też słaba sytuacja tamtejszych banków. Niektóre z nich mają dużą ekspozycję na rynek turecki, co w przypadku eskalacji problemów w tamtejszym sektorze bankowym, może tylko pogorszyć sytuację Włochów. To oczywiście "czarny" scenariusz, ale trzeba odnotować, że Włochy są zwyczajnie zbyt duże, aby można było im formalnie pomóc.
Co jest teraz ważne dla rynku? Oczywiście niebezpieczeństwo pociągnięcia wątku włoskiego na inne aspekty, zwłaszcza oczekiwania dotyczące przyszłych posunięć Europejskiego Banku Centralnego. W ostatnich wypowiedziach Mario Draghi (sam jest Włochem) ignorował ten wątek, ale nie zabrał jeszcze zdania po wydarzeniach z czwartku. Sytuację "ratuje" jednak rosnąca inflacja (szacunki HICP dla strefy euro we wrześniu wyniosły 2,1 proc. r/r), co powoduje, że ECB powinien być raczej konsekwentny w swoich działaniach. Być może jednak rynek nie powinien spodziewać się więcej, niż jednej podwyżki w 2019 r., o której spekuluje się już od dłuższego czasu.
Marek Rogalski
Główny Analityk Walutowy
......................
Po przedstawieniu przez włoski rząd założeń budżetu na przyszły rok liderzy koalicji Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd prezentują różne opinie dotyczące strategii negocjacji z UE w tej sprawie. Są głosy, że należy uniknąć konfrontacji, ale i że trzeba iść naprzód.
Pierwszy budżet antysystemowego, uważanego za populistyczny rządu Ruchu Pięciu Gwiazd i krytycznej wobec UE prawicowej Ligi krytykuje zarówno centrolewicowa, jak i centroprawicowa opozycja, w tym także przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani (z centroprawicowej opozycyjnej Forza Italia).
Przedstawiony w czwartek plan przyszłorocznych wydatków zakłada deficyt na poziomie 2,4 proc. PKB przez trzy lata, wprowadzenie dochodu podstawowego (tzw. obywatelskiego) i 15-procentowy podatek liniowy dla ponad miliona małych firm. Koalicja twierdzi, że jej plan inwestycji w wysokości 15 mld euro jest największy w historii Włoch. Kraj ten zmaga się z rekordowym zadłużeniem wynoszącym ponad 130 proc. PKB.
Deficyt w wysokości 2,4 proc. PKB przewyższa tegoroczny, na poziomie 1,6 proc., uzgodniony przez poprzedni rząd centrolewicy z Komisją Europejską i jest trzy razy wyższy niż zakładany na następne lata.
Media podały, że minister finansów Giovanni Tria zabiegał o to, by deficyt ten nie przekroczył 2 proc. i groził dymisją. Dziennik "La Repubblica" twierdzi w piątek, że to prezydent Sergio Mattarella przekonał go do tego, by nie ustępował. Komentatorzy zauważają w mediach, że profesor Tria uchodzi w oczach zagranicznych inwestorów za jedynego we włoskim rządzie gwaranta przestrzegania budżetowych reguł UE.
Lider Ruchu Pięciu Gwiazd, wicepremier i minister rozwoju gospodarczego i pracy Luigi Di Maio zadeklarował, że rząd nie chce "starcia" z Komisją Europejską na tle planowanego budżetu.
"Zaniepokojenie jest słuszne, ale gabinet zobowiązuje się do utrzymania deficytu na poziomie 2,4 proc. PKB, chcemy spłacać dług, zadłużenie spadnie" - zapewnił Di Maio. Podkreślił, że nie martwią go nerwowe reakcje rynków. "W najbliższych dniach spotkamy się z prywatnymi i publicznymi instytucjami, które reprezentują rynki" - dodał.
Z kolei przywódca Ligi, wicepremier i szef MSW Matteo Salvini stwierdził, że nawet jeśli Unia odrzuci plan budżetu, rząd będzie "szedł naprzód".
"Prawo do pracy, życia, zdrowia Włochów jest ważniejsze od europejskich gróźb" - mówił Salvini w piątek w Mediolanie.
Przewodniczący PE Tajani, jeden z liderów Forza Italia, oświadczył, że jest to "budżet przeciwko narodowi" Włoch, który zubaża północ kraju, nie pomagając południu. Ocenił, że w planie wydatków znajduje się dużo niesienia pomocy i mało inwestycji na rzecz wzrostu. Zdaniem Tajaniego projekt ten może "zniszczyć oszczędności" i zwiększyć raty kredytów mieszkaniowych.
Do połowy października rząd ma przesłać projekt budżetu do oceny Komisji Europejskiej.
PAP