Stówka na przyszłość

Dla jednych to prawdziwa fortuna, dla innych niewielka część majątku. 100 tys. złotych - łatwo je wydać, jeszcze łatwiej stracić. Trudniej za to z głową je zainwestować...

Dla jednych to prawdziwa fortuna, dla innych niewielka część majątku. 100 tys. złotych - łatwo je wydać, jeszcze łatwiej stracić. Trudniej za to z głową je zainwestować...

Trafna lokata gotówki to dziś niemały problem. Kryzys gospodarczy obnażył błędy światowych systemów finansowych, zmieniając tym samym nastawienie do inwestycji. Dotyczy to przede wszystkim drobnych ciułaczy, którzy z giełdą papierów wartościowych czy funduszami inwestycyjnymi mieli do tej pory niewiele wspólnego. Wielu z nich utwierdził w błędnym przekonaniu, że najlepszym sposobem ochrony majątku jest tzw. domowa skarpeta, ostatecznie lokata bankowa. Analizy mówią co innego. Mimo wszelkich zawirowań opłaca się inwestować, bo to nie tylko dobry sposób na ocalenie oszczędności, ale szansa na ich pomnożenie...

Reklama

Żeby inwestycja miała szansę powodzenia, wymaga konkretnego planu. Przyszły inwestor musi przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, ile pieniędzy chce pomnażać. Po drugie, powinien określić horyzont czasowy, czyli okres, na jaki może zamrozić gotówkę, a w dalszej kolejności, kiedy spodziewa się pierwszych zysków. Dobrze, jeśli przyjmie hipotetyczną stopę zwrotu planowanej inwestycji, czyli procentową wysokość przyszłych zysków. A już na zupełnym wstępie, musi ocenić swoje doświadczenie ekonomiczne i skłonność do podejmowanego ryzyka.

Bawimy się w... inwestycje

Mamy do dyspozycji 100 tys. zł. To trochę za mało, by myśleć o wielkich inwestycjach budowlanych. A szkoda, bo mieszkań brakuje, a ceny dzierżawy idą w górę. Wynajem to dziś dobry pomysł na zarobienie pieniędzy! Biorąc jednak pod uwagę nawet minimalne ceny mieszkań na rynku wtórnym (w średniej wielkości mieście to około 4 tys. zł za metr kwadratowy) za uciułane pieniądze nie jesteśmy w stanie kupić atrakcyjnego "M". Zaraz, zaraz... Może po brakującą kwotę warto wybrać się do banku? Wystarczy jednak kartka papieru i ołówek, by ekonomia wzięła górę nad marzeniami! Licząc koszty oprocentowania kredytu, opłat manipulacyjnych czy ubezpieczenia lokalu, inwestycja okaże się mało opłacalna. Chyba że założyliśmy sobie duży margines czasowy. Pierwsze realne zyski mogą pojawić się najwcześniej po... 10-15 latach. Zależy to od powierzchni nabytego mieszkania, jego wyposażenia, jak i warunków kredytu proponowanego przez bank. -Pomysł wart rozważenia przez młode małżeństwa, które same mają gdzie mieszkać. W ciągu 15 lat najmu, mieszkanie się spłaci. Nieobciążone kosztami kredytu będzie posagiem dla potomka - mówi Krzysztof Jastruń, zajmujący się na co dzień planowaniem inwestycji. Na plus takiej inwestycji można zaliczyć fakt, że wiąże się ona ze stosunkowo niewielkim ryzykiem. Mieszkań brakuje i będzie brakować. Rynek kredytowy w Polsce wydaje się być stabilny, co daje wysoką gwarancję, że miesięczna rata nie pójdzie ostro w górę. Minusem jest okres, na jaki trzeba zamrozić gotówkę. Długi okres, a my liczymy na szybkie i niemałe zyski, które przyjdą już po roku, może po dwóch. To okres, na jaki jesteśmy w stanie zamrozić gotówkę. Zakładając duże zacięcie do ryzyka, najlepiej zrobimy, kierując swoje kroki na giełdę papierów wartościowych. Ta warszawska to odbija się od dna po fali spadków z 2007 i 2008 r., to znów dołuje. Bessa sprzed dwóch lat charakteryzowała się - w przypadku indeksu spółek giełdowych WIG - nawet ponad 50-proc. spadkami. Rok 2009 zamknął się średnią stopą zwrotu na poziomie 47 proc. na plusie. Pierwsza połowa tego roku znów nie była tak udana, bo pojawiła się strata. O 1,5 proc. Ale przewidywania ekonomistów mówią, że wskaźnik giełdowy na koniec 2010 r. wydźwignie się z dołka. Choć nie ma mowy o kokosach, to kilkunastoprocentowy wzrost jest jak najbardziej realny! Co do przyszłych dwunastu miesięcy trudno prorokować. Wydaje się, że będą one podobne do bieżących. Może nieco lepsze. Reasumując - przy założeniu, że indeks WIG wzrośnie w tym roku nawet o 12 proc., w przyszłym o 19, okaże się, że przy inwestycji (na początku 2010 r.) 100 tys. zł, na koniec 2011 wyjmiemy ponad 130 tys. zł. Brzmi imponująco!

No dobrze, ktoś może nam zarzucić, że bujamy w obłokach, wybiegając w przyszłość, opierając się jedynie na przewidywaniach, a nie na twardych wskaźnikach. Powiedzmy więc wyraźnie - długoterminowa inwestycja to jak wróżenie z fusów. Tym bardziej przy tak niepewnej sytuacji gospodarczej na całym świecie. Przewidywania przewidywaniami, założenia założeniami, a prawda na koniec okresu inwestycji może być zupełnie inna...

Kurier Finansowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »