WIG20 skapitulował, złoty radzi sobie nieźle

Warszawska giełda radziła sobie w minionym tygodniu całkiem nieźle na tle pozostałych parkietów. Indeks największych spółek zyskał nieco ponad 1,8%, a WIG wzrósł o 1,7%. Nieznacznie słabiej zachowywał się wskaźnik średnich firm, który wzrósł o 1,3%. sWIG80 zwiększył swoją wartość o 1,7%. WIG20 usilnie walczył, by pokonać poziom 2400 punktów.

Warszawska giełda radziła sobie w minionym tygodniu całkiem nieźle na tle pozostałych parkietów. Indeks największych spółek zyskał nieco ponad 1,8%, a WIG wzrósł o 1,7%. Nieznacznie słabiej zachowywał się wskaźnik średnich firm, który wzrósł o 1,3%. sWIG80 zwiększył swoją wartość o 1,7%. WIG20 usilnie walczył, by pokonać poziom 2400 punktów.

Czynił to ze zmiennym powodzeniem. Jego przekroczenie za każdym razem powodowało kontrakcję niedźwiedzi, które spychały indeks niżej. W piątek musiał skapitulować pod wpływem złych danych ze Stanów Zjednoczonych i sporej zniżki tamtejszych indeksów.

Spośród wskaźników branżowych liderem zwyżek okazał się WIG Banki, który zwiększył swoją wartość o 3%. Na drugim miejscu znalazły się spółki budowlane. Ich subindeks wzrósł o 2,5%. "Szalejący" od kilku tygodni WIG Telekomunikacja tym razem zwyżkował o 0,7%. To spore rozczarowanie w porównaniu do sięgającego 3,5% wzrostu z poprzedniego tygodnia. Jednak tak dużej dynamiki nie sposób utrzymać przez dłuższy czas. Od dołka z początku maja zyskał już ponad 9%. WIG Informatyka w minionym tygodniu niemal nie zmienił swej wartości, zaś WIG Spożywczy stracił aż 1,2%. Najbardziej popularne w szerokim gronie inwestorów spółki, czyli Tauron i PZU, radziły sobie bardzo dobrze, ale jedynie walory ubezpieczyciela dały im bardziej trwałą satysfakcję. Osiągnęły one rekordowo wysoką cenę 379,8 zł, choć pod koniec tygodnia kosztowały już "tylko" 375 zł. W porównaniu do ceny emisyjnej z niedawnej oferty dały one 20% zysku. Walory Tauronu tylko przez moment utrzymały swój historyczny rekord na poziomie 5,22 zł. W tym przypadku zysk mógł wynieść jedynie nieco ponad 1,7%.

Reklama

Wall Street w górę z lekką zadyszką

Indeksy na Wall Street kontynuowały dobrą passę rozpoczętą w drugim tygodniu lipca. Ale ostatnie sesje charakteryzowały się już znacznie mniejszą dynamiką. Od dołka z pierwszych dni miesiąca S&P500 zyskał 74 punktów, czyli nieco ponad 7%. W ciągu ostatnich pięciu sesji (do czwartku, 15 lipca) zarobił jednak już tylko 26 punktów, czyli 2,45%. Nie był w stanie pokonać bariery 1100 punktów. Okazała się ona dość silnym oporem w dalszej drodze w górę. Działo się to w warunkach rosnących nadziei, związanych z wynikami finansowymi amerykańskich firm. Te, jak do tej pory nie zawodziły i były w większości bardzo dobre. Szczególnie w porównaniu do prognoz, które były tuż przed prezentacją danych licznie podawane. Z reguły w taki sposób, by niemiłych niespodzianek było jak najmniej. Jednak z tymi optymistycznymi informacjami z firm konkurowały w większości nie najlepsze dane dotyczące całej amerykańskiej gospodarki. Co prawda niewielki optymizm popłynął z rynku pracy, gdzie liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych okazała się nieznacznie niższa, niż się spodziewano, jednak rosnąca o zaledwie 0,1 proc. produkcja przemysłowa zachwytu już nie mogła budzić. Tym bardziej o wiele niższe, niż się spodziewano wskaźniki aktywności gospodarczej w rejonie Nowego Jorku i Filadelfii. Wskazują one, że tempo wzrostu gospodarczego może w najbliższych miesiącach bardziej zdecydowanie wyhamować. Na to niebezpieczeństwo zwrócił uwagę także Fed, obniżając prognozy wzrostu PKB Stanów Zjednoczonych na ten i przyszły rok. Jak się okazuje, na poprzednim posiedzeniu tego gremium wyższy niż oczekiwano deficyt handlowy został przez inwestorów zinterpretowany pozytywnie. Ucieszono się z jego struktury, która rzekomo wskazywać miała na nadchodzące ożywienie. Jeśli dodać do tego dane wskazujące jednoznacznie na hamowanie tempa wzrostu gospodarki chińskiej, uważanej powszechnie za lokomotywę wzrostu gospodarczego na świecie, bilans ostatnich sesji na Wall Street należy ocenić bardzo pozytywnie. Może on świadczyć jednak nie tyle o sile rynku, co o rosnącej chęci przełamania niekorzystnych tendencji na rynkach akcji. Ignorowanie kiepskich danych płynących z gospodarki nie jest jednak najlepszą przesłanką do tworzenia optymistycznych scenariuszy na najbliższą przyszłość.

Europejskie giełdy już nie nadają tonu

Po kilku tygodniach sytuacja wróciła do normy. Podczas ostatnich tygodni dość wyraźnie można było dostrzec "przewodnią rolę" głównych giełd europejskich, w szczególności zaś niemieckiej, w wyznaczaniu kierunku ruchu na światowych rynkach. Znów oczy wszystkich inwestorów zwrócone są na Wall Street. Nawet ważne sygnały, płynące z chińskiej gospodarki, zostały zepchnięte w cień, przez wyniki finansowe amerykańskich spółek. Przycichły niepokoje związane z gospodarką strefy euro. Pojawiły się zaś obawy o tempo wzrostu amerykańskiej potęgi.

W momentach, gdy pojawia się chwilowa przerwa w dostawach informacji zza oceanu, niemiecki DAX wciąż nadaje kierunek pozostałym europejskim parkietom, choć jest już w tej roli znacznie bardziej wstrzemięźliwy niż jakiś czas temu. Miniony tydzień przyniósł zwyżkę tego indeksu o 0,5%. W drugiej części tygodnia udało mu się przedrzeć powyżej poziomu 6200 punktów, choć z utrzymaniem się ponad nim w czwartek i piątek były kłopoty. Dzięki lepszemu zachowaniu w piątek, DAX został zdystansowany przez londyński FTSE, który kończył tydzień zwyżką o prawie 1%. Wyraźnie gorzej radził sobie paryski CAC40, który stracił w skali pięciu sesji 1,4%. Jego wartość w ciągu tygodnia podlegała też największym wahaniom. Zresztą taką zwiększoną nerwowość wykazuje on już od kilkunastu tygodni. Od dołka z początku lipca DAX zyskał 6,7%, podczas gdy "niepostrzeżenie" FTSE poszedł w górę o prawie 9%, zaś "nerwowy" CAC40 wzrósł o 8,4%. Do czerwcowego szczytu najbliżej, bo zaledwie 1,4% ma wskaźnik giełdy londyńskiej. DAX-owi brakuje 2,1%, zaś CAC40 musiałby pokonać dystans 4,4%.

Najsilniejszym parkietem Europy były w minionym tygodniu Ateny. Tamtejszy indeks poszedł w górę o prawie 6%. Czerwcowy szczyt pokonał on bez najmniejszego trudu, ale można tu wciąż mówić jedynie o odreagowaniu poprzedniej potężnej przeceny. By powrócić choćby do niezbyt wysokiego poziomu z marca, musiałby zyskać aż 33%. W naszym regionie prym wiodły indeksy w Rydze i Tallinie, które zyskały po 2-3%. Także w Pradze zwyżka sięgała 3%. Nie popisał się węgierski BUX, który wyszedł na zero oraz rumuński BET, zwyżkujący o nieco ponad 1%. Na niewielkim minusie zamknęła tydzień giełda w Sofii.

Euro w ofensywie

Niedawne pogłoski o śmierci euro okazały zdecydowanie przedwczesne. Podobnie jak te nieco wcześniejsze, które wieszczyły zgon dolara. Wobec nie tak dawnych wahań kursów obu walut, przekraczających 20% w ciągu kilku miesięcy, obecne zmiany można uznać za kosmetyczne. Patrząc jednak z krótszej perspektywy wcale takie nie są. Mijający tydzień kurs euro zaczynał w okolicach 1,25 dolara. W piątkowy poranek przekroczył już poziom 1,29 dolara, a po południu zbliżył się do 1,3 dolara. W ciągu niecałych pięciu dni wspólna waluta zdrożała o ponad 4,5 centa, czyli o niemal 3,7%, docierając do poziomu najwyższego od początku maja. Od dołka, osiągniętego w pierwszym tygodniu czerwca, zyskała już 11 centów, czyli ponad 9%. Jak na walutę skazaną na zagładę to całkiem niezły wynik. Oczywiście zbyt wcześnie jest jeszcze na to, by odtrąbić jej tryumf i pewnie jeszcze zobaczymy ją na poziomie nieco niższym, ale gra przeciw euro nie jest już receptą na łatwe, szybkie i duże zyski. Póki co, pomaga jej wszystko. Uspokoiły się już zdecydowanie nastroje wokół najbardziej zagrożonych kryzysem państw europejskich. Najlepszym tego przykładem było zupełne zignorowanie informacji o obniżeniu przez agencję Moody's ratingu Portugalii. Jeszcze kilka tygodni wcześniej jej pojawienie się spowodowałoby spore zamieszanie. Teraz przeszła bez echa. Co prawda "zrównoważona" została optymistycznymi informacjami o udanych aukcjach papierów skarbowych Hiszpanii i Grecji. Motorem wzrostów kursu wspólnej waluty były także gorsze dane, napływające z amerykańskiej gospodarki. Coraz częściej pojawiają się opinie znanych inwestorów i analityków, że na euro można będzie nieźle zarobić. Do tego grona dołączył się także Goldman Sachs, który dość szybko zmienił zdanie o wspólnej walucie i wydał rekomendację zalecającą jej kupowanie. W czerwcu jego opinie były zupełnie przeciwne. Jak widać, elastyczność prognoz i rekomendacji jest w cenie. Bank wskazuje, że przeciw dolarowi przemawia słabnący wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych, lepsze dane dotyczące gospodarki europejskiej i oddalenie niebezpieczeństwa eskalacji kryzysu finansowego w strefie euro.

Goldman Sachs przewiduje także dalsze umacnianie się franka wobec większości walut. Prognozują wzrost jego kursu wobec euro o 4%, jednak w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy oczekują jego powrotu do dotychczasowego poziomu. Od czasu ostatniego osłabienia się franka z końca maja i początku czerwca, zyskał on wobec dolara aż 11%, docierając do poziomu najniższego w tym roku. W piątek około południa dolara wyceniano na zaledwie 1,04 franka.

Złoty radzi sobie całkiem nieźle

Miniony tydzień przyniósł kontynuację tendencji umacniania się naszej waluty. Jej kurs wciąż porusza się pod dyktando rozwoju sytuacji na światowym rynku walutowym. A tam warunki są dla nas sprzyjające. Osłabienie dolara wobec euro i wzrost apetytu na ryzyko wśród zagranicznych inwestorów działa na korzyść złotego. We wtorek za dolara trzeba było płacić 3,255 zł. W piątek około południa "zielonego" można było kupić na rynku międzybankowym już za niewiele ponad 3,14 zł, a więc o ponad 11 groszy taniej. Oznacza to umocnienie się złotego o 3,5%. Od najgorszego momentu z pierwszej połowy czerwca, gdy dolara wyceniano na 3,522 zł, złoty umocnił się o prawie 40 groszy, czyli o niemal 11%. W przypadku euro nie było już tak dobrze. Wspólna waluta od czerwcowej "górki" staniała o nieco ponad 15 groszy, czyli o 3,6%. Koniec tygodnia przyniósł jednak spore wahania. Do środy nasza waluta umacniała się, docierając w środę do 4,04 zł. W piątek wczesnym popołudniem za euro trzeba jednak było zapłacić już nieco ponad 4,09 zł. Frank staniał z poziomu 3,06 zł, osiągniętego na początku tygodnia, do niemal 3 zł w środę. Ostatnie dwa dni tygodnia przyniosły stabilizację w przedziale 3,019-3,034 zł. Od szczytu z początku lipca "szwajcar" staniał o około 15 groszy, czyli o prawie 5%.

Niespodziewany wzrost inflacji w czerwcu do 2,3%, wobec oczekiwanego poziomu 2,1%, skłonił do rozważań dotyczących możliwości podwyżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Pojawiły się opinie, że Rada może rozważać takie posunięcie już we wrześniu. Trzeba więc pilnie obserwować, co będzie się działo z cenami w najbliższych miesiącach. Jeśli inflacja będzie nam dokuczała, podwyżka stóp stanie się bardzo prawdopodobna. To zaś działałoby w kierunku umocnienia się złotego.

Banki i finanse

Komisja Europejska chce lepiej chronić klientów banków

Komisja Europejska proponuje zaostrzenie przepisów w kierunku zwiększenia ochrony klientów banków i drobnych inwestorów. Klienci niewypłacalnych banków mogliby odzyskać do 100 tys. euro ulokowanych w nich pieniędzy. Z 3 miesięcy do 7 dni miałby być skrócony okres zwrotu pieniędzy. Wysokość rekompensaty dla klientów firm inwestycyjnych miałaby wzrosnąć z 20 do 50 tys. euro.

Banki przygotowane do rekomendacji T

Zdaniem Komisji Nadzoru Finansowego, banki są dobrze przygotowane do wprowadzenia rekomendacji T, która ma chronić klientów banków przed nadmiernym zadłużeniem. Część jej przepisów ma wejść w życie już pod koniec sierpnia. Komisja uważa, że wprowadzenie zmian nie spowoduje negatywnych zjawisk, takich jak np. zwiększenia skali korzystania z wysoko oprocentowanych pożyczek udzielanych przez instytucje para bankowe oraz drastycznego ograniczenia liczby kredytów udzielanych rzez banki.

Warto się pospieszyć z Rodziną na Swoim

Ministerstwo Infrastruktury zapowiada stopniowe ograniczanie zakresu działania rządowego programu wspierania budownictwa mieszkaniowego Rodzina na Swoim. Za kilka miesięcy może dojść do obniżenia limitów cen mieszkań, których zakup może być kredytowany w ramach programu, zaś w ciągu kilku lat program może zostać zlikwidowany.

Halina Kochalska, analityk Gold Finance

Roman Przasnyski, główny analityk Gold Finance

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: bank | zły | złoty | waluta | WIG20 | WIG
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »