Efekt pandemii: Niższa rentowność, czyli czas przebudowy bankowych strategii

Dwie kolejne obniżki stóp procentowych to cios dla banków, a najsilniejszy - dla banków spółdzielczych. Będą zmagać się z zagrożeniem płynności. Ale najmocniejszy cios zada bankom ryzyko kredytowe. Skutki zobaczymy dopiero za kilka miesięcy.

- Nikt na świecie nie wie, co teraz stanie się z ryzykiem kredytowym. To teraz kluczowe - mówi Interii pragnący zachować anonimowość analityk polskiego sektora bankowego.

Na razie indywidualni kredytobiorcy oraz małe i średnie firmy mogą wysłać swój kredyt na "wakacje". Za kilka miesięcy powinni wznowić spłaty. To będą dni prawdy o spustoszeniu, jakie w polskiej gospodarce wywołała pandemia. Bankowcy już teraz widzą jednak niepokojące zjawiska.

- Wszystko zależy od tego, ile wytrzymają portfele naszych klientów, bo wniosków o przesunięcie spłat i "wakacje kredytowe" mamy sporo. I to od klientów bardzo dobrze radzących sobie do tej pory - mówi Interii Dariusz Wójcik, prezes spółdzielczego OK Banku z Knurowa.

Reklama

"R" jak ryzyko kredytowe

Wzrost gospodarki zależy od płynności obiegu pieniądza - to truizm. Epidemia wywołała w umysłach przedsiębiorców słuszny z jednostkowego punktu widzenia mechanizm. Ale jest on zabójczy dla gospodarki. Skoro przyszłość jest zupełnie niewiadoma, nie sposób przewidzieć jak długo potrwa obecna sytuacja "zamrożenia" - myślą przedsiębiorcy - lepiej każdy grosz odłożyć na później.
A to znaczy, że jeśli tylko można, lepiej dziś nie zapłacić. Kredyt będzie na pewno tym zobowiązaniem, o którego spłacie będzie się myśleć na końcu, ale już narastają innego rodzaju zatory płatnicze. Do momentu, w którym łańcuch niespłaconych zobowiązań doprowadzi któreś z jego ogniw do utraty płynności. A wtedy niespłacane kredyty odczują także banki.

Nikt nie podejmuje się teraz ocenić, jakie i kiedy ryzyko kredytowe uderzy w bilanse polskich banków. Okaże się to zapewne dopiero za pół roku, lecz jego pierwsze oznaki powinno być widać w danych za trzeci kwartał. Na koniec zeszłego roku - to ostatnie dostępne dane - kredyty przeterminowane w bilansach polskich banków miały wartość 96,8 mld zł, z czego dwie trzecie to kredyty niespłacane dłużej niż 30 dni.  

Do końca lutego banki niemal nie zwiększyły odpisów na należności bez utraty wartości i śladowo na należności ze stwierdzoną utratą wartości w kredytach konsumpcyjnych. Na te ostatnie odpisy były wprawdzie większe o bez mała 0,5 mld zł niż w grudniu, ale niższe niż przez niemal cały zeszły rok. Podobnie było w kredytach dla przedsiębiorstw.

- Bardzo trudno powiedzieć, czy odpisy będą dwa razy takie, czy cztery razy takie - mówi rozmówca Interii.

Pierwsze sygnały psucia się jakości kredytowej z powodu "wakacji" zostaną odłożone w czasie. Ale w związku z obowiązującym od 2018 roku Międzynarodowym Standardem Sprawozdawczości Finansowej 9, już na koniec pierwszego kwartału banki powinny zrobić odpisy w związku ze spodziewanym pogorszeniem się sytuacji makroekonomicznej. Lepiej zresztą, żeby odpisy rozbiły stopniowo, niż hurtem pod koniec roku.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Konsekwencje recesji

Polityka pieniężna przez minione dwa lata - zgodnie z intencjami rządu, który w konsumpcji widział motor napędzający gospodarkę do bicia kolejnych rekordów PKB - nastawiona była na wspieranie wydawania pieniędzy. Sprzyjały temu przede wszystkim ujemne stopy procentowe. Trzymanie pieniędzy na lokatach nie chroniło ich przed inflacją.

W marcu i kwietniu RPP obniżyła stopy spodziewając się - teoretycznie słusznie - że recesja pociągnie za sobą deflację. Problem polega jednak na tym, że poziomu cen w "zamrożonej" olbrzymiej części gospodarki nie sposób zmierzyć. Nie sposób też - bez badań, które są niemożliwe w związku z epidemią - dostosować modelu pomiaru cen do rzeczywistych wydatków konsumpcyjnych gospodarstw domowych. Słowem - jakie założenia przyjmiemy, taki będzie wynik. Aż do czasu, gdy gospodarka zacznie się odmrażać.

Pomimo że ujemne stopy zachęcały do wydawania gorącego pieniądza z rosnących wynagrodzeń i transferów socjalnych, w bankach przez minione lata narosły ogromne osady środków klientów, a prócz tego sektor dysponuje solidnym zapasem rządowych obligacji. Według ostatnich danych KNF nadwyżka płynności netto wynosiła na koniec lutego ponad 240 mld zł. Do tego NBP zwiększył ofertę operacji zapewniających bankowi płynność. Ale równocześnie jest kilka powodów, dla których będzie ona topnieć.

- Szeroko stosowane "wakacje kredytowe" nie będą bez znaczenia dla płynności, która do tej pory w bankach spółdzielczych była naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Widzę ryzyko polegające na tym, że brak środków ze spłacanych kredytów w wyniku prolongaty czy wakacji może wpłynąć na płynność - mówi Dariusz Wójcik.

- NBP oferuje instrumenty, które pomogą płynności, ale banki spółdzielcze nie mają w portfelach dużo obligacji. W przypadku średniej wielkości banku spółdzielczego trudno oczekiwać bazowania na środkach płynnościowych dostarczanych przez NBP. Bardziej bazujemy na naszych systemach ochrony instytucjonalnej (IPS) i one właśnie służą do pomocy w takich sytuacjach - dodaje.

Radykalna zmiana sytuacji

Im pandemia będzie trwała dłużej, tym ryzyko płynności będzie większe. Bardzo wiele teraz zależy od zachowań przedsiębiorstw i konsumentów, ale też od skali zapaści gospodarczej. Być może niektórzy będą trzymać w bankach środki na "jeszcze czarniejszą godzinę". Ale na pewno będą też wycofywane - na przetrwanie. Nie sposób przewidzieć, jaki będzie tego bilans, a przede wszystkim, czy banki będą w stanie prowadzić akcję kredytową za kilka miesięcy, kiedy gospodarka zacznie przyspieszać i będzie potrzebować pieniędzy na odbudowę.

Kolejne dwie obniżki stóp, w tym głównej do 0,5 proc., uderzyły przede wszystkim w zdolność banków do generowania zysków. Można powiedzieć - banki i tak zarabiały krocie, nic się więc nie stanie jak teraz trochę zubożeją. Otóż nie. Po pierwsze - lwią część zysków polskiego sektora przynosi 6-8 największych banków. Po drugie - zyski potrzebne będą bankom na pokrycie strat wynikających z zapaści gospodarki. Jeśli nie zdołają ich pokryć, będą duże kłopoty.

- Uderzenie jest przeogromne. Dwie obniżki stóp nastąpiły w bardzo krótkim czasie. Pierwsza zmiana stóp była bardzo radykalna, druga też. Ledwo banki po pierwszej zmianie podjęły działania, które w związku z nią muszą podjąć, nastąpiła kolejna. Obniżka tak mocna i w tak krótkim czasie była niespodziewana. Oznacza konieczność przebudowy portfela bankowego zarówno w zakresie depozytów, jak i kredytów - mówi Dariusz Wójcik.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Szukanie nowych przychodów

Obniżki stóp powodują bardzo szybkie zmiany oprocentowania udzielonych już kredytów, opartych w zdecydowanej większości na stopie WIBOR. Stopa WIBOR 3M będąca podstawą oprocentowania większości kredytów spadła z 1,71 proc. przed obniżkami do 1,17 proc. po marcowej, a 9 kwietnia, w dniu wejścia w życie kolejnej - do 0,71 proc. To znaczy, że oprocentowanie starych kredytów spadnie o jeden punkt, ale czy spadnie oprocentowanie nowych? Można w to wątpić, biorąc pod uwagę konieczność walki o depozyty.

Banki muszą postępować bardzo ostrożnie, żeby nie zniechęcić klientów do pozostawiania u nich swoich środków. Analityk Expandera Jarosław Sadowski wylicza dla Interii, iż Polacy masowo zaczną rezygnować z lokat, co zresztą było już zjawiskiem trwającym przez cały okres polityki ujemnych stóp. Oszczędności będą trzymać na nieoprocentowanych ROR-ach lub w gotówce. W ten sposób polskie banki, które i tak miały bardzo mało pieniądza na dłuższy termin, mogą się go całkiem pozbyć.    

- Wpływ tej zniżki bardzo mocno dotyka banki spółdzielcze, gdyż w nich głównym źródłem pozyskania przychodów są odsetki od ich aktywów. W bankach komercyjnych proporcja przychodów jest zbudowana zupełnie inaczej. Ta sytuacja uczy wszystkich szukania zupełnie innych źródeł przychodów oraz nieustannej uwagi na koszty działania, ale nade wszystko wymaga od nas realizacji obsługi klientów pomimo tych trudnych okoliczności tu i teraz - dodaje.

Prawdopodobnie wszystkie banki - nie tylko spółdzielcze - będą szukać innych źródeł uzupełnienia zysków poza wynikiem z odsetek. Spodziewać się można wzrostu opłat i prowizji, być może także opłat związanych z działalnością operacyjną.

Na razie druga obniżka spowodowała gwałtowną przecenę banków przez inwestorów. W środę WIG Banki spadł o niemal 7 proc. Obecnie banki są tańsze o niemal 40 proc. niż trzy miesiące wcześniej.  
Instytucje jeszcze nie tak dawno wyceniane przynajmniej adekwatnie do wartości ich kapitałów gwałtownie potaniały. Wskaźnik ceny do wartości księgowej PKO BP wynosił w czwartek 0,67, a Pekao - 0,64. Santander BP był wart 0,68 jego kapitałów, mBank - 0,59, BNP Paribas BP - 0,67, a Millennium 0,44. Tylko wartość ING BŚK była wyższa niż jego kapitał, a wskaźnik C/WK wynosił 1,11. Ale to i tak wciąż sporo, bo w czasie gdy szalał poprzedni kryzys wielkie banki nim dotknięte były wyceniane poniżej 0,2 kapitałów.  

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bank | lokaty | kredyt | płynność finansowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »