Kryzys: Trwa walutowa wojna światowa

Być może nie czytelnik uzna te słowa za niedorzeczne, ale na świecie toczy się wojna. Nie mam na myśli mniej lub bardziej lokalnego konfliktu w jednym z zapalnych punktów ziemi. Chodzi mianowicie o wojny walutowe.

Jesteśmy obecnie świadkami globalnej wojny pomiędzy największymi mocarstwami, pomimo tego, iż wydają się one być sojusznikami w globalnej walce z kryzysem. A jednak, praktycznie każdego tygodnia mają miejsce poważne ataki lub zaczepno-obronne działania o mniejszym zasięgu. Natura tych wojennych działań powoduje, iż nie są one widoczne nieuzbrojonym okiem, ale ich skutki odczuwamy wszyscy. Chodzi mianowicie o wojny walutowe.

Chiny, Indie i Rosja są zainteresowane kupnem irańskiej ropy naftowej z pominięciem dolara jako waluty w której kwotowane są transakcje. Co ciekawe Indie zgodziły się rozliczać transakcje handlowe z Iranem w złocie. Pośredniczyć w nich ma turecki bank.

Reklama

O co w tym chodzi?

W sierpniu 2010 roku brazylijski minister finansów Guido Montega oficjalnie ogłosił istnienie światowej wojny walutowej. Na pewno nie jest to data jej rozpoczęcia, gdyż walka toczy się od dawna. Czasem konflikt przygasa, ale następnie znów wybucha z nową siłą, co mogliśmy obserwować po kryzysie 2008 roku. W marcu bieżącego roku Montego powtórzył swe słowa, dodając przy tym, iż właśnie rozpoczyna się kolejna jej odsłona. Minister twierdzi, iż kraje rozwinięte świadomie prowadzą politykę obniżania wartości swych walut.

Jest to element ich strategii walki z efektami kryzysu. Spadająca wartość waluty wspomaga eksporterów, gdyż ich produkty są coraz tańsze za granicą, a zatem wzrasta ich sprzedaż. Ponadto największe gospodarki świata toną w zadłużeniu. Sposobem na zmniejszenie wartości realnej długu jest obniżenie wartości waluty, w której dług jest denominowany. Działanie to nie wpływa na wartość zadłużenia w obcej walucie, ale może znacznie pomóc w spłacie należności wyrażonych w pieniądzu, nad którym dany rząd ma kontrolę.

Zatem największe światowe gospodarki takie jak USA, Europa, Japonia, Szwajcaria oraz kraje, których nazwy składają się na akronim BRIC (Brazylia, Rosja, Indie oraz Chiny), prowadzą na raz politykę prowadzącą do zmniejszenia wartości ich waluty względem innych walut. Czytając to zdanie od razu można zwrócić uwagę na główną wadę polityki słabego pieniądza, jeżeli jest ona prowadzona przez wszystkich.

Dewaluacja dolara względem euro i japońskiego jena, przez Rezerwę Federalną (FED), dewaluacja euro względem dolara i jena przez Europejski Bank Centralny (ECB) oraz dewaluacja jena względem dolara i euro przez Bank Japonii (BOJ) prowadzona w tym samym momencie musi rodzić napięcia. Wszystkie te instytucje chcą na raz by wartość ich waluty malała względem pozostałych, co nie jest możliwe w tym samym momencie. Mamy zatem do czynienia z grą o sumie zerowej, w której ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. Tak właśnie rodzą się konflikty.

Dolar a sprawa chińska

Współczesny system finansowy jest prawdziwą gmatwaniną oficjalnych instytucji, bankowości cienia (shadow banking system), banków centralnych i pojedynczych spekulantów, razem tworzących wielką i bezwładną masę. Ta mieszanka porusza się w środowisku zerowych stóp procentowych, które wpychają inwestorów w bardziej ryzykowne aktywa w poszukiwaniu zysku, gdzie bezpieczne aktywa (obligacje państwowe) nie są już bezpieczne, a zwrot kapitału jest ważniejszy niż zwrot z kapitału. Do tego każdy ruch potęgowany jest przez wszechobecną dźwignię i rehypotekację, które powodują, iż nawet małe zmiany warunków i odzwierciedlające je zmiany kursów instrumentów finansowych urastają nagle do rangi olbrzymich i katastrofalnych niemal wydarzeń. Środowisko to jest nieskończenie wprost skomplikowane, równie skomplikowana jest zatem wojna prowadzona w takich warunkach.

Jednym z głównych aktorów tego konfliktu są Stany Zjednoczone. Od 2008 roku FED zainicjował już trzy rundy ilościowego luzowania (quantitative easing - QE) oraz tzw. operację twist, choć ta ostatnia formalnie nie powoduje zwiększania się ilości pieniądza w obiegu, gdyż środki na zakup obligacji długoterminowych uzyskiwane są ze sprzedaży posiadanych już papierów o krótkim terminie zapadalności. Choć oficjalnie FED nie przyznaje, iż celem jego polityki jest osłabienie dolara (USD), wydaje się, iż zwiększanie jego ilości musi w ten czy inny sposób doprowadzić do przynajmniej częściowej deprecjacji. Ma ona służyć m.in. pomocy przy spłacie długów amerykańskich gospodarstw domowych, które narosły po pęknięciu bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości. Tańszy dolar ma także służyć amerykańskim eksporterom.

Jednak dolar nie jest tylko wewnętrzną sprawą USA. Jest on także tzw. walutą rezerwową dla prawie całego świata. Wiele krajów przechowuje część swoich rezerw walutowych właśnie w USD, zatem nie mogą być szczęśliwe, gdy wartość ich odłożonych oszczędności maleje. Ponadto niektóre kraje, np. Specjalny Region Administracyjny Hong Kong i w trochę luźniejszy sposób Chiny sprzęgły wartość rodzimej waluty z wartością dolara. Banki centralne tych krajów muszą cięgle stać na straży stałej relacji między środkami płatniczymi i przeprowadzać kosztowne interwencje, jeśli uznają to za konieczne. Ciekawie przedstawia się sprawa Hong Kongu, którego waluta (dolar hongkoński - HKD) spięta jest z USD od 1983 roku. Władze monetarne regionu muszą ostatnimi czasy bronić waluty przed aprecjacją.

Znaczna część branży finansowej zakłada, że w końcu dojdzie do przełamania stałego kursu i Hong Kong będzie musiał pogodzić się z rosnącą wartością pieniądza. Póki co toczy się wyrównana walka pomiędzy inwestorami skupującymi HKD i władzami skupującymi USD.

Również wartość chińskiego yuana (CNY) związana jest z USD. Chińską walutą zarządza Chiński Bank Centralny, który utrzymywał stały kurs CNY względem USD. Tani yuan wspierał chiński eksport i służył jako narzędzie rozwoju gospodarki. Dopiero w 2005 roku zaczęto pomału uwalniać kurs, jednakże działań tych zaprzestano wraz z nadejściem kryzysu. Obecnie znów pozwolono CNY na aprecjację względem USD. Pomimo tego, w USA toczy się gorąca debata, czy oficjalnie określić państwo środka jako "walutowego manipulanta" (curenncy manipulator). Kandydat na prezydenta z ramienia Partii Republikańskiej Mitt Romney już zapowiada, że nie cofnie się przed tym krokiem, jak tylko wygra wyboru. Chińczycy odpowiadają, iż USA nie powinno mieszać się do nie swoich spraw. Jest to potencjalnie zarzewie gorącego konfliktu i wojny handlowej między dwiema bardzo zależnymi od siebie gospodarkami.

Tani frank szwajcarski jest drogi

W tym wszystkim znajduje się także Europa, której bank centralny również skupuje rządowe obligacje z rynku pierwotnego i wtórnego za świeżo wydrukowane euro (EUR). Również w tym przypadku motywem działania EBC jest zmniejszenie realnej wartości długów, tym razem nie chodzi jednak o gospodarstwa domowe, ale o kraje europejskiego południa. Jak zawsze pojawiają się również głosy, iż deprecjacja EUR zadziała jako katalizator dla np. włoskiego eksportu.

Osobnym tematem jest waluta Szwajcarii. Jeżeli Romney chce nazwać Chiny manipulantem, jak w takim przypadku określiłby ten mały kraj znajdujący się w samym centrum Europy, ale poza strefą euro. Szwajcarski Bank Centralny (SNB) utrzymuje maksymalną cenę EUR na poziomie 1.20 franków szwajcarskich (CHF) i według słów ówczesnego szefa tej instytucji Philippa Hildebranda, jest skłonny skupić "nieograniczone" ilości innych walut z rynku, by utrzymać kurs CHF pod kontrolą. Osłabienie się waluty podczas interwencji przeprowadzonej przez SNB było jednym z największych jednorazowych ruchów w historii rynków walutowych. Jednak takie efekty specjalne sporo kosztują. Szacuje się, iż w ciągu ostatniego roku SNB zwiększył swoje rezerwy walutowe o 65 procent. Liczba to wyraża skalę ilości nowo wyprodukowanych franków wykorzystanych następnie do zakupu innych walut. Ponieważ spora część tych zakupów stanowiło taniejące EUR, SNB notowała z tego tytułu znaczne straty. By zdywersifikować ryzyko walutowe bank wymienia EUR na inne waluty, jednak dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) pokazują, iż rezerwy euro stanowią ponad 50 proc. wszystkich zasobów SNB.

Inny rodzaj konfliktu

Podobne historie można opowiadać także o działaniach Japońskiego (BOJ) oraz Brytyjskiego banku centralnego (BOE). Jednak wojny walutowe mogą mieć także inny wymiar. Wiąże się on nie z deprecjacją wartości własnej waluty ale z zaprzestaniem użytkowania walut innych krajów. Można przedstawić dwa przykłady takich działań. Jednym z nich jest polityka Chin, które nieustannie zwiększają liczbę porozumień międzypaństwowych umożliwiających prowadzenie wymiany handlowej i zakup surowców bez używania do tego USD. Dolar amerykański, z racji swego statusu globalnej waluty rezerwowej, używany jest na całym świecie do finalizowania transakcji, jak również do kwotowania cen surowców. Jednakże Chiny prowadzą działania, których efektem w przyszłości może być zmiana globalnej waluty, z opatrzonej wizerunkiem Benjamina Franklina na zawierającą podobiznę marszałka Mao. Już teraz państwo środka prowadzi wymianę handlową z pominięciem dolara z Japonią oraz Rosją. Ponadto chińscy przedstawiciele podpisali w ciągu ostatnich dwóch lat umowy z bankami centralnymi Brazylii, Australii, Pakistanu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Turcji uzgadniające wykorzystanie tzw. swapów walutowych, pozwalających na rozliczanie bilansu handlowego w walucie innej niż dolary.

Swoją własną wojnę walutową prowadzi także Iran. Kraj ten przechodzi obecnie burzliwy okres wysokiej inflacji spowodowanej przez embargo handlowe nałożone przez USA i Europę. Jakiekolwiek transakcje z Iranem zostaną ukarane całkowitym zakazem prowadzenia interesów z podmiotami gospodarczymi zarejestrowanymi w krajach rozwiniętych. Jednakże nadal są państwa, które chcą prowadzić wymianę handlową z Iranem. Chiny, Indie i Rosja są nadal zainteresowane kupnem irańskiej ropy naftowej i również nie zależy im na wykorzystaniu dolara jako waluty, w której kwotowane są transakcje. Co ciekawe Indie zgodziły się rozliczać transakcje handlowe z Iranem w złocie. Pośredniczyć w nich ma turecki bank, gdyż państwo to nie zgodziło się na udział w blokadzie gospodarczej Iranu. Innym rozwiązaniem planowanym przez kontrahentów zainteresowanych irańską ropą jest stworzenie całkiem nowych podmiotów gospodarczych, które nie będą powiązane z rynkami zachodnimi, zatem kara nałożona przez USA i UE nie będzie dla nich w żaden sposób dotkliwa. Póki co Japonia i Południowa Korea wstrzymały wymianę handlową z Iranem, jednakże negocjują one możliwość jej wznowienia z USA i Europą. Kraje dalekiego wschodu mogą bardziej martwić się o swój wzrost gospodarczy niż o embargo, tym bardziej, jeżeli drugoobiegowa wymiana handlowa z Iranem nabierze większego rozmachu.

Gra i rzeczywistość

Pomału staje się zatem jasne, iż światowy system walutowy jest płaszczyzną, na której odbywa się prawdziwa wojna. Powracając do ministra finansów Brazylii Guido Momtegi, stwierdził on, iż jego kraj nie będzie stał bezczynnie i przyglądał się jak zalewa go gorący pieniądz, trafiający tam z powodu wyższych stóp procentowych. Brazylia, oraz inne kraje z tzw. rynków wschodzących, musza bronić swych walut przed aprecjacją wywołaną dewaluacją walut krajów rozwiniętych, z tych samych powodów co USA i Europa. Chcą mianowicie wspomagać swych eksporterów. W walce z tym procesem stosują np. kontrolę przepływów finansowych. I to pomimo słów szefa FED-u Bena Bernankego, skierowanego wprost do krajów rozwijających się, by pozwoliły na wzrost wartości swych walut, gdyż wyjdzie im to na dobre. Jeżeli szef jednej z najpotężniejszych instytucji na świecie mówi, że nie podoba mu się to co robisz, na pewno nie znajdujesz się w bezpiecznym miejscu.

Wojny walutowe ogarniają swym zasięgiem cały świat i ciężko stwierdzić, kiedy mogłyby się one zakończyć. W tak gęstym środowisku i przy tak dużej stawce o jaką toczy się gra, nie jest trudno o fałszywy ruch, który spowoduje lawinę reakcji nie tylko finansowych, ale i politycznych, czy nawet militarnych. Do wojny walutowej przygotowują się już nawet specjaliści od wojny prawdziwej, czyli Pentagon. Jim Rickards w książce "Currency Wars. The Making of the Next Global Crisis" opisuje grę wojenną przeprowadzoną przez Pentagon, w której główni aktorzy do walki stosowali właśnie broń finansową. Zaczyna się ona wrogim działaniem Rosji, która tworzy nową walutę i ogłasza, iż wszelkie transakcje związane z rosyjskimi surowcami mogą być od tej pory rozliczane tylko w niej. Znajduje przy tym sojusznika w Chinach, który m od dawna zależało na stopniowym osłabianiu pozycji dolara. Ten scenariusz przypomina nieco opisaną powyżej umowę handlową między oboma krajami o rozliczaniu transakcji w rodzimych walutach. Stopniowo gra wojenna staje się rzeczywistością.

Paweł Perka

miesięcznik KAPITAŁOWY
Dowiedz się więcej na temat: dolar | kryzys gospodarczy | waluty | wojny | juan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »