Rząd będzie mieć problem z budżetem w 2023 r.? "Niewykluczone, że czeka nas podniesienie podatków"

Uchwalony w zeszłym tygodniu budżet na 2023 rok nie daje najmniejszych gwarancji stabilności finansów publicznych. Być może konieczne będą nagłe cięcia wydatków? A może podniesienie podatków? W trakcie roku podatkowego Sejm może uchwalić przecież podwyżki danin pośrednich. Ekspansja fiskalna przez kolejny rok może zderzyć się ze ścianą.

- Kroczymy bardzo krętą ścieżką w polityce gospodarczej i każdy błąd będzie nas dużo więcej kosztował niż w covidzie. Trzeba będzie prowadzić działania ad hoc, nieprzewidywane. Musimy sfinansować ok. 400 mld zł potrzeb pożyczkowych w przyszłym roku przy dużej niepewności na rynkach i wysokich stopach procentowych - mówił podczas niedawnego Kongresu Bankowości Detalicznej Sławomir Dudek, prezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, były wieloletni pracownik Ministerstwa Finansów. 

- Niewykluczone, że czeka nas podniesienie podatków w ciągu roku, możliwe jest to w przypadku podatków pośrednich, np. VAT. W 2024 roku czekają nas nowe podatki - dodał.

Reklama

Choć dokument, jakim jest ustawa budżetowa, wcale na to nie wskazuje, rząd zaplanował na kolejny rok ekspansję fiskalną finansowaną rosnącym długiem. Ale możliwość zaciągania długu może napotkać na barierę popytu. Analitycy twierdzą, że mimo nakazanego przez premiera poszukiwania oszczędności w resortach i wycofania się rządu z obniżek VAT na nośniki energii (zgodnych zresztą z zaleceniami Międzynarodowego Funduszu Walutowego), zacieśnienie fiskalne wcale się nie szykuje, choć skłaniałaby do niego wciąż szalejąca inflacja. W tej sytuacji finanse publiczne będą miały prawdziwy kłopot.  

W ubiegłym tygodniu Sejm uchwalił budżet na 2023 roku, a teraz ustawa ma być poprawiana przez Senat. Przypomnijmy, że zakłada ona 68 mld zł deficytu przy średniorocznej inflacji 9,8 proc. i wzroście PKB o 1,7 proc. Wszystkie te wielkości są bardzo mało prawdopodobne. Konsensus prognoz ekspertów dla Europejskiego Kongresu Finansowego przewiduje 13,6 proc. inflacji i 0,5 proc. wzrostu PKB.

Z prognoz makroekonomicznych wynikają szacunki dochodów budżetu zaplanowanych w przyszłym roku na 604,7 mld zł. Wbrew pozorom ekspercka prognoza makroekonomiczna jest nawet bardziej korzystna dla budżetu niż wynikająca z ustawy, bo zakłada większy - o ponad 1,5 punktu proc. - nominalny PKB, który w przyszłym roku z powodu inflacji wyniesie ok. 3,4 biliona zł.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

I ryzyko - niższe od planów dochody z VAT

Co jednak najbardziej istotne, dochody z VAT stanowią ponad 47 proc. wszystkich dochodów budżetu. Dla nich z kolei najważniejsze jest spożycie prywatne, a to - według ustawy budżetowej - ma wzrosnąć realnie o 2,2 proc., po przewidywanym na ten rok wzroście o 3,8 proc. Eksperci EKF przewidują w przyszłym roku wzrost spożycia prywatnego o zaledwie 0,7 proc., wskutek czego dochody z VAT mogłyby okazać się niższe od planowanych.

Ministerstwo Finansów układając projekt budżetu, zadawało sobie z tego sprawę i wskazało na dodatkowe ryzyko. W uzasadnieniu do projektu napisało: "Ryzykiem dla prognozy dochodów z podatku VAT może być zmiana struktury nabywania przez gospodarstwa domowe dóbr i usług w kierunku tych opodatkowanych niższą stawką podatkową". To znaczy, że im większy odsetek naszej populacji będzie stać (z powodu inflacji) jedynie na żywność, tym planowane dochody z podatku mogą okazać się niższe.

Samo utrzymanie obniżonej stawki VAT na żywność spowoduje mniejsze wpływy z tego podatku o 17,4 mld zł - szacują analitycy Credit Agricole Bank Polska. Dodajmy, że rząd od przyszłego roku powinien był obniżyć stawki VAT do 22 i 7 proc., ale zdecydował się podwyższone utrzymać.

Jaki z tego wniosek? Że dochody z VAT powinny zostać jeszcze raz rzetelnie policzone, bo mogą okazać się kluczowe dla planowanego deficytu. A ten będzie zupełnie inny niż zapisany w budżecie. Hanna Majszczyk, Ludwik Kotecki (oboje byli wiceministrami finansów) oraz Sławomir Dudek, który przez wiele lat pracował w tym resorcie, wyliczyli, że deficyt budżetu państwa w przyszłym roku wyniesie nie 68 mld zł, jak to zaplanował rząd, ale 206 mld zł. Bo należałoby do niego włączyć deficyt Polskiego Funduszu Rozwoju oraz wianuszka funduszy powstałych przy Banku Gospodarstwa Krajowego. Plany finansowe tych instytucji nie zostały upublicznione i znajdują się poza kontrolą parlamentu.

II ryzyko - ekspansywny wzrost wydatków

Analitycy CA BP oszacowali deficyt Krajowego Funduszu Drogowego, Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, Funduszu Pomocy i Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych oraz deficyt samorządów na 84-85 mld zł. Dodajmy, że to pieniądze, które państwowe instytucje będą musiały pożyczyć, żeby sfinansować zaplanowane wydatki.

Na ryzyko mniejszych dochodów nakłada się ryzyko większych wydatków. Analitycy CA BP prócz utrzymania obniżonego VAT na żywność, spodziewają się 14. i 15. emerytury, waloryzacji 500+ o 40 proc. oraz - już postanowionego - zamrożenia cen gazu i częściowego zamrożenia cen prądu. To zmniejszy dochody lub zwiększy wydatki budżetu o 111 mld zł. Tych kwot w uchwalonej ustawie nie znajdziemy.

Trzecie ryzyko związane jest z tym, jak te wydatki sfinansować? W ustawie budżetowej rząd przewiduje także znaczne niższe kwoty finansowania długiem. Zaplanował potrzeby pożyczkowe netto na 110,5 mld zł. Potrzeby pożyczkowe netto to te zwiększające istniejący dług, bez uwzględnienia zapadającego zadłużenia, które nie zostanie wykupione, a zostanie  zrolowane. Ale te potrzeby pożyczkowe nie odnoszą się w żaden sposób do wzrostu wydatków czy też ubytku dochodów niezaplanowanych w budżecie.

Potrzeby pożyczkowe brutto budżetu państwa (czyli te uwzględniające rolowanie starego długu, żeby nie trzeba było go wykupić) według ustawy mają wynieść 260,7 mld zł. Wraz ze 111 mld zł nowych wydatków lub ubytków dochodów rosną do 371,8 mld zł. Do tego trzeba dodać szacowaną na 95 mld zł wielkość potrzeb pożyczkowych brutto funduszy wyłączonych z budżetu. To w sumie 466,3 mld zł, czyli 13,8 proc. przyszłorocznego PKB.

Zdaniem analityków CA BP potrzeby pożyczkowe netto polskiego państwa wyniosą w przyszłym roku 306 mld zł (ponad 9 proc. PKB) wobec 110 mld zł zapisanych w ustawie budżetowej. Będą to nowe emisje obligacji skarbowych oraz papierów BGK i PFR. Nawet jeśli odjąć od tego tegoroczne prefinansowanie (ok. 44 mld zł) i wolne środki na rachunkach rządu, pozostaje poważna kwota. Kto to kupi?

III ryzyko - finansowanie deficytu

Rząd zakołacze po prośbie do polskich banków, w których nadpłynność powinna w przyszłym roku wzrosnąć w związku ze spadkiem popytu na kredyt. Ale - zdaniem analityków - nie będą w stanie kupić wszystkich papierów skarbowych wyemitowanych na tak kosmiczne kwoty.

- Tym samym w 2023 roku mogą pojawić się problemy ze sfinansowaniem potrzeb pożyczkowych rządu, które będą rodziły konieczność ograniczenia niektórych wydatków publicznych - napisali analitycy CA BP.

Albo też podniesienia podatków. A z tych można w trakcie roku podnieść VAT. Jeden punkt podwyżki VAT dawałby ponad 10 mld zł dochodów budżetu.  

Idą święta, a przy świątecznym stole zasiądziemy z naszymi seniorami. I w niejednym domu usłyszymy opowieść o tym, jak w prapradawnych czasach, nasz senior, wówczas szczęśliwy posiadacz Syreny 105, pędził po polskich drogach, aż tu nagle... trach! Pękł pasek klinowy. To była wysoce awaryjna, a równocześnie trudno dostępna część tamtego modelu. Ale pasek klinowy można było zastąpić... damską pończochą. Te robiono akurat z solidnego nylonu. Choć oczywiście było ryzyko, że pęknie. A może da się dojechać i nie pęknie?   

Polskie finanse publiczne wjeżdżają w 2023 roku jak rozpędzona Syrena 105 z innowacyjnym paskiem klinowym. Każda kolejna aukcja papierów skarbowych w 2023 roku będzie budzić emocje niczym dodawanie gazu na polskiej drodze z lat 60. zeszłego wieku. Po plecach zarządzających długiem publicznym będą przechodzić dreszcze. Uda się, czy nie uda? Kupią, czy nie kupią? Zamienią, czy nie zamienią i czy po akceptowalnej cenie?

Przedsmak tego, co może się dziać w przyszłym roku pokazała sytuacja z ostatniej dekady października tego roku, przed czym zresztą przestrzegaliśmy na łamach Interii. Przez kilka dni rentowności polskich obligacji i to o różnych tenorach zmagały się z barierą 9 proc. Bank Gospodarstwa Krajowego musiał odwołać aż dwa przetargi obligacji, z których sprzedaży miał zapewnić fundusze na broń dla polskiego wojska. Nie da się sprzedać długu? Wojsko zostanie bez broni.

Cześć ekonomistów twierdzi, że to, czy się uda, czy nie uplasować kolejne emisje obligacji, będzie zależeć od apetytu na ryzyko inwestorów. Jeśli inwestorzy będą go mieć, aukcje się udadzą, choć rentowności mogą być znacznie wyższe. A jeśli nie? Powtórka z jesiennych przetargów BGK przez cały przyszły rok będzie straszyć jak widmo. A szans na uporządkowanie finansów publicznych nie widać.

Jacek Ramotowski   

Zobacz również:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | budżet 2023 | VAT
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »