Syberyjski skansen

Światowa "zielona rewolucja" energetyczna z rosyjskiej perspektywy oznacza nadejście wielkich kłopotów.

Rok 2020 mimo pandemii COVID-19 i globalnego spowolnienia gospodarczego był rekordowym gdyby brać pod uwagę wielkość elektrowni wiatrowych i słonecznych oddanych do eksploatacji na świecie. Ich łączna moc - 250 gigawatów wynosi tyle ile mocy daje cały system energetyczny Federacji Rosyjskiej. W najbliższej przyszłości rozwój energetyki odnawialnej, która już obecnie przyciąga najwięcej inwestycji sektorze energetycznym, zdaniem specjalistów jeszcze przyspieszy. Można tak sądzić na podstawie deklaracji największych firm naftowych świata.

Rewolucja węglowodorów

W minionym roku British Petroleum, Shell, norweski Equinor, francuski Total, włoskie Eni czy hiszpański Repsol oraz amerykański ConocoPhillips, wszystkie te koncerny ogłosiły, że do połowy stulecia staną się neutralne z punktu widzenia emisji gazów cieplarnianych. Po to aby to osiągnąć, a branża tradycyjnie w związku ze spalaniem gazów ulatniających się z eksploatowanych złóż naftowych uznawana jest za jednego z największych na świecie "trucicieli", największe koncerny realizować będą ambitne programy uruchamiania w najbliższych latach elektrowni wiatrowych i słonecznych. I tak, do 2030 roku BP planuje mieć 50 GW w energetyce odnawialnej, Total do 2025 chce zbudować instalacje o mocy 35 GW. Podobne deklaracje składają państwa. W grudniu 2020 roku Komisja Europejska poinformowała o przyjęciu Zielonego Ładu, programu zakładającego osiągnięcie, do 2050 roku neutralności klimatycznej. Nieco wcześniej, przy okazji uroczystej sesji ONZ, we wrześniu ubiegłego roku, prezydent Xi Jingping, przemawiając na plenarnej rocznicowej sesji ONZ ogłosił, że w 2060 roku Chiny osiągną węglowodorową neutralność emisyjną. Chiński plan w tym zakresie przewiduje, że w ciągu najbliższych 40 lat konsumpcja ropy naftowej spadnie tam o 60 proc. w porównaniu ze stanem obecnym a gazu ziemnego o 75 proc.. Podobnie ambitne założenia zamierza realizować Unia Europejska, która chce zredukować konsumpcję i import paliw kopalnych, odpowiednio - węgla o 71-77 proc. między rokiem 2015 a 2030, ropy naftowej o 78-79 proc., a gazu ziemnego o 57-58 proc. w porównaniu z poziomem roku 2015. Joe Biden, będąc jeszcze kandydatem na prezydenta USA ogłosił wart 2 bln dolarów plan osiągnięcia neutralności emisyjnej Stanów Zjednoczonych do roku 2050. Japonia i Korea Płd. również ogłosiły własne programy osiągnięcia w połowie stulecia neutralności energetycznej, co jest równoznaczne z faktem, że ekologiczna rewolucja obejmie również gospodarki krajów azjatyckich. Wszystko to oznacza, że zmiany w gospodarkach największych konsumentów surowców energetycznych muszą wywołać tektoniczne zmiany w świecie eksporterów węglowodorów.

Reklama

Daniel Yergin, amerykański ekspert, publicysta i dziennikarz, laureat nagrody Pulitzera, który pod koniec ubiegłego roku wydał książkę w której analizował w jaki sposób kolejna faza rozwoju energetycznego świata w którą właśnie wchodzimy, wpłynie na geopolitykę jest zdania, że nic już nie zatrzyma obserwowanego w skali świata zjawiska polegającego na odchodzeniu od wykorzystania paliw kopalnych, przede wszystkim ropy naftowej i gazu ziemnego, o węglu nie zapominając, na rzecz niskoemisyjnych źródeł energii. O sile tego zjawiska, zdaniem Yergina, zdecyduje przede wszystkim już dokonująca się zmiana postawy rynków i instytucji finansowych w tym funduszy emerytalnych, które już obecnie do swej polityki inwestycyjnej wpisują kryteria związane z celami klimatycznymi. W efekcie już obecnie trudniej jest finansować "tradycyjne" projekty, a trend ten ulegnie w najbliższej przyszłości znaczącemu wzmocnieniu. Inwestorom przyjdzie kontentować się mniejszą stopą zwrotu, co oznacza, że "niewidzialna ręka rynku" zacznie eliminować nierealizujące zasady niskoemisyjności przedsięwzięcia. W podobny sposób zaczynają działać same rządowe plany redukcji konsumpcji paliw kopalnych. Oczekiwany spadek popytu w przypadku inwestycji w energetyce, w której okres zwrotu trwa 40 lat i dłużej, oznacza konieczność rewolucyjnej przebudowy modeli biznesowych i wręcz prowadzi do zakwestionowania w praktyce celowości inwestowania w niektóre, zwłaszcza położone w mniej dostępnych regionach świata, złoża. Rządy dołożą do tego swoją cegiełkę, wprowadzając, zgodnie z Porozumieniem Paryskim, rozwiązania dyskryminujące stare sektory energetyczne i premiujące nowe. Nie możemy też zapominać o sankcjach.

Paliwowy wyścig z czasem

Można się tylko domyślać w jaki sposób "zielona rewolucja" wpłynie na sytuację państw eksporterów paliw kopalnych. Rosja tylko z eksportu ropy naftowej, według informacji podanych przez Pawła Sorokina, wiceministra odpowiedzialnego za sektor naftowy czerpie 15 proc. swego PKB a 40 proc. jej eksportu w ujęciu wartościowym stanowi ropa naftowa i produkty ropopochodne. Warto też pamiętać, że z opodatkowania eksportowanych węglowodorów wpływa do rosyjskiego budżetu corocznie 9 bln rubli, co stanowi 45 proc. jego dochodów. Ubiegłoroczny spadek eksportu i wiosenna wojna cenowa z Arabią Saudyjską "kosztowały" rosyjski budżet 3 bln rubli przychodów, co już zmusiło rosyjskie władze do wdrożenia szeregu programów oszczędnościowych. Dodatkowo perspektywy Federacji Rosyjskiej, której gospodarka nie przekracza 2 proc. światowego PKB ale generuje 5 proc. emisji gazów cieplarnianych w skali planety, pogarszają wieloletnie zapóźnienia, lekceważenie kwestii ochrony środowiska i rabunkowa gospodarka.

Są one tym gorsze, że z analiz przeprowadzonych przez Breugel, niezależny brukselski think tank, wynika, że krajem, który najsilniej może zostać dotknięty europejską polityką klimatyczną będzie Federacja Rosyjska, uzależniona obecnie od europejskiego rynku, na którym plasuje 75 proc. swego eksportu gazu ziemnego oraz 60 proc. (według danych z 2016 roku) ropy naftowej. Przy czym do roku 2030 zmiany w zakresie redukcji konsumpcji będą relatywnie niewielkie, przyspieszenie ma bowiem mieć miejsce po roku 2030, jednak negatywny efekt zapowiedzi ograniczania konsumpcji i importu będzie miał przede wszystkim wpływ na cenę surowców. Kraje mające duże zbadane pokłady i niewykorzystujące w pełni swych mocy produkcyjnych obawiając się, iż w przyszłości ceny będą niższe niźli obecnie mogą zdecydować się na wzrost wydobycia już obecnie, aby "zgarnąć premię". Jeśli tego rodzaju scenariusz się ziści, to wojny cenowe mogą szczególnie silnie odbić się na krajach producentach, a do takich należy prócz Rosji również np. Wenezuela czy Nigeria, które mają wysokie ceny pozyskania ropy naftowej.

Podatkowy lewy sierpowy

Plany ograniczenia konsumpcji, które spowodują odczuwalny spadek popytu na paliwa kopalne dopiero po roku 2030, to tylko jeden z powodów do niepokoju rosyjskich producentów i eksporterów. Kolejnym jest zapowiadany przez Unię Europejską specjalny podatek którym ma obłożony zostać "ślad węglowodorowy", którego wpływ na rentowność swego eksportu Rosja odczuje już w najbliższym czasie. Branżą, która może zostać nim najsilniej dotknięta, jest zdaniem zachodnich ekspertów rosyjski sektor gazowy. Zgodnie z obliczeniami KPMG wprowadzenie tego podatku kosztowało będzie rosyjskie firmy od 30 do 50 mld dolarów do roku 2030. Znacznie bardziej pesymistyczne prognozy dla Rosji w tym zakresie przedstawili analitycy S&P, zdaniem których nowy europejski podatek ekologiczny może kosztować rosyjskie firmy nawet 6 mld dolarów rocznie. Dodatkowe podatki, opłaty i zaostrzone kryteria eksploatacji złóż negatywnie wpłyną na rentowność nowych projektów co dodatkowo osłabi skłonność do inwestowania w sektor wydobycia paliw kopalnych. Poziom inwestycji w tej dziedzinie gospodarki jest już i tak, jak wynika z analiz Wood Mackenzie, w skali świata najniższy od 2005 roku. Z innych analiz, przeprowadzonych przez Międzynarodową Agencję Energii wynika, że obecna dekada jest ostatnim okresem kiedy obserwować będziemy wzrost konsumpcji ropy naftowej. Po roku 2030 większe znaczenie będą uzyskiwały sektory energii odnawialnej, które już obecnie przyciągają 60 proc. światowych inwestycji w branży energetycznej. Inną kwestią, na którą zwracają uwagę analitycy S&P to problem czy Unia Europejska nakładając na import węglowodorów specjalny podatek ekologiczny kierowała się będzie ogólnymi "wskaźnikami krajowymi" czy aplikować go będzie w odniesieniu do poszczególnych firm oraz czy brać będzie pod uwagę w swych rachunkach inwestycje w energetykę odnawialną w Rosji. W najbardziej niekorzystnym z punktu widzenia rosyjskich koncernów naftowych i gazowych wariancie wysokość podatku ekologicznego, które będą musiały uiszczać wynosić może nawet 50 mld dolarów rocznie. Może ten rachunek do pewnego stopnia wyjaśnia powody zaognienia relacji między Moskwą a Brukselą, czego świadectwo mieliśmy ostatnio w trakcie wizyty unijnego komisarza ds. zagranicznych Josepa Borrella.

Z rosyjskiej perspektywy, takie spowolnienie aktywności inwestycyjnej ma kluczowe znaczenie, dlatego, że aby utrzymać swą pozycje na kurczącym się rynku musi ona znacząco w najbliższych latach inwestować. Rosja planuje m.in. zwiększyć do 2035 roku swe moce produkcyjne gazu skroplonego LNG z obecnych 30,5 mld m³ do poziomu co najmniej 80 mld m³, na co potrzebować będzie 150 mld dolarów. Jeszcze większe iniekcje kapitałowe potrzebne będą na rozpoczęcie eksploatacji nowych zasobów ropy naftowej i gazu ziemnego, a jest to niezbędne aby Federacja Rosyjska w ogóle była w stanie utrzymać się na kurczącym się w najbliższych latach i coraz bardziej konkurencyjnym światowym rynku węglowodorów kopalnych.

2025 - punkt krytyczny

W połowie września 2019 r. Orest Kasparow kierujący agencją Rosniedr, której zadaniem jest nadzór nad zasobami surowcowymi kraju poinformował o wynikach zakończonej właśnie inwentaryzacji rosyjskiej bazy surowcowej. Doliczono się 2700 rozpoznanych pól roponośnych o łącznej wydajności 28,9 mld ton ropy naftowej.75 proc. tych zasobów są to pola zbyt małe aby opłacało się organizować wydobycie, ale nawet gdyby wyobrazić sobie, że znajdująca się w nich ropa zostanie w 100 proc. wypompowana, to i tak dałyby one jedynie 1 proc. obecnego, rosyjskiego wydobycia. Pozostałe, warte zainteresowania inwestorów 593 obszary dysponują zapasami 17,2 mld ton. Ale z tej grupy, z różnych powodów, najczęściej oddalenia od siedzib ludzkich i braku jakiejkolwiek infrastruktury, w 33 proc. wydobycie nawet przy pełnym zwolnieniu z należnych podatków przy obecnych cenach surowców nie jest opłacalne. Ocena opłacalności wydobycia przeprowadzona została przez rządową agencję przy założeniu, że ceny ropy naftowej na światowych rynkach utrzymają się stabilnie na poziomie 70 dolarów za baryłkę, a na taką perspektywę niewiele obecnie wskazuje.

O tym jak trudna jest w istocie sytuacja Rosji, biorąc pod uwagę perspektywy kontynuowania obecnego tempa wydobycia ropy naftowej, wnioskować można na podstawie wystąpienia Pawła Sorokina, wiceministra nadzorującego wydobycie węglowodorów, który w styczniu br. opublikował alarmistyczny artykuł w jednym z branżowych pism energetycznych. W jego opinii Rosji grozi, począwszy już od 2022 roku w związku z wyczerpywaniem się starych złóż, przede wszystkim w Syberii Zachodniej, znaczący spadek produkcji ropy naftowej, a w 2036 roku Federacja Rosyjska wydobędzie 40 proc. mniej ropy naftowej niźli obecnie. Sorokin jest zdania, że "punt krytyczny" nastąpi w roku 2025, kiedy wyczerpaniu ulegną obecnie eksploatowane zasoby i trzeba będzie przenieść znaczną część wydobycia na tereny trudno dostępnej dalekiej Północy. Firmy zmuszone będą do większych inwestycji, przede wszystkim w infrastrukturę transportową (rurociągi, porty) co negatywnie wpłynie na ich zdolność do płacenia podatków. A przypomnijmy, że dziś z tego źródła pochodzi niemal połowa dochodów rosyjskiego budżetu. W efekcie, jak wynika z szacunków rosyjskiego Ministerstwa Finansów w długoterminowej prognozie sytuacji budżetowej do 2036 roku, którą resort opublikował w marcu 2019, dochody z tego źródła zmniejszą się w najbliższych latach minimum o 40 proc.

Ale to nie koniec problemów. Przede wszystkim z tego względu, że infrastruktura, pochodząca z czasów sowieckich, znajdująca się na dalekiej Północy jest w opłakanym stanie i wymaga natychmiastowych nakładów. Według danych rosyjskiego Ministerstwa Energii w 2019 roku miało miejsce 17 tys. awarii w rosyjskiej sieci gazo- i ropociągów. Oczywiście głównym powodem jest stan infrastruktury: rury są już w niemałej części skorodowane, ale też osiadanie gruntu, w efekcie topienia się wiecznej zmarzliny, również przyspiesza ten proces. Rosyjski Greenpeace kwestionuje oficjalne dane, dowodząc, że informacje o liczbie awarii rurociągów są przez władze celowo zaniżane i w istocie mamy do czynienia z liczbą ok. 35 tysięcy uszkodzeń rocznie, z których nie mniej niźli 20 proc. wywołane jest procesem osiadania gruntu w wyniku topnienia wiecznej zmarzliny. Na skalę związanych z tym problemów wskazuje raport grupy naukowców z waszyngtońskiego uniwersytetu Georgtown, kierowanej przez profesora Dmitrija Streletskiego. Otóż ich zdaniem efekt cieplarniany działa szczególnie destrukcyjnie w rosyjskich rejonach arktycznych, gdzie średnie temperatury rosną szybciej niźli gdzie indziej. W rezultacie do roku 2050 około 20 proc. infrastruktury na rosyjskiej dalekiej północy jest zagrożone w związku z tajaniem wiecznej zmarzliny, osiadaniem gruntu i wywołanym tym zjawiskiem zagrożeniem dla stabilności budynków i budowli zbudowanych na betonowych palach. Ostatnia głośna awaria w Norylsku, również, co warto przypomnieć spowodowana była tajaniem wiecznej zmarzliny. Wartość ewentualnych strat wywołanych tym procesem, to zdaniem naukowców, nie mniej niźli 84 mld dolarów jeśli idzie o infrastrukturę komunikacyjną oraz rurociągi i dodatkowe 53 mld dolarów jeśliby dodać do tego zagrożenie budynków mieszkalnych. W tym ostatnim przypadku, zdaniem analizujących problem, zagrożonych jest przynajmniej połowa siedlisk ludzkich. Łącznie Rosja powinna w nadchodzącym dziesięcioleciu, tylko po to aby utrzymać funkcjonalność zbudowanej za czasów sowieckich infrastruktury, wydać co najmniej 7,5 proc. swego PKB. W przypadku rosyjskiej gospodarki, która w ostatnich 12 latach rosła średnio w tempie, w zależności od szacunków od 0,5 proc. do 0,9 proc. rocznie jest to niemałe wyzwanie.

Światowa "zielona rewolucja" z rosyjskiej perspektywy oznacza nadejście wielkich kłopotów. Potrzebne będą nowe gigantyczne inwestycje a o kapitał zagraniczny ze względu na sankcje, ale również ogólny nastrój na światowych rynkach, coraz trudniej. Stare złoża ropy naftowej i gazu ziemnego wyczerpują się, tylko te znajdujące się w Zachodnie Syberii w ciągu ostatniego dziesięciolecia zmniejszyły wydobycie o 10 proc., a zagospodarowanie nowych jest coraz trudniejsze. Rosję czeka w najbliższych latach wielki wysiłek, o ile nadal chce pozostać liczącym się eksporterem, którego trzeba będzie dokonać w sytuacji kurczących się przychodów budżetowych, spadku światowego popytu i politycznej izolacji Moskwy. Do pewnego stopnia epoka, która teraz nadchodzi może być porównana z końcem lat 80., kiedy Stany Zjednoczone narzuciły ZSRR kosztowny wyścig zbrojeń w realiach drastycznie spadających cen ropy naftowej. Wówczas skończyło się krachem państwa, co oczywiście nie oznacza, że ten scenariusz musi się powtórzyć i teraz. Porównanie jest jednak o tyle uprawnione, że obrazuje skalę wyzwań, z jakimi Rosja będzie mierzyć się przez najbliższe dziesięciolecie.

Marek Budzisz

***

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: energetyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »