Coraz więcej elementów przypomina jesień 2008

Coraz więcej elementów obecnej sytuacji na rynkach finansowych przypomina wydarzenia z jesieni 2008 r. Pamięć o nich jest jeszcze świeża, więc działa też na wyobraźnię inwestorów, przyczyniając się do gwałtowności zmian notowań. Jednocześnie wśród inwestorów pojawiła się niepewność w rzadko spotykanej skali.

Coraz więcej elementów obecnej sytuacji na rynkach finansowych przypomina wydarzenia z jesieni 2008 r. Pamięć o nich jest jeszcze świeża, więc działa też na wyobraźnię inwestorów, przyczyniając się do gwałtowności zmian notowań. Jednocześnie wśród inwestorów pojawiła się niepewność w rzadko spotykanej skali.

Nie tylko dotyczy perspektyw gospodarczych, ale również obaw przed odpływami z funduszy inwestycyjnych. Jednocześnie działania władz również przypominają tamte czasy. Interwencje banków centralnych, próby uspokajania sytuacji przez polityków, wreszcie dzisiejszy zakaz krótkiej sprzedaży w części europejskich krajów. Znów te wszystkie działania są spóźnione, zupełnie niedostosowane do nastrojów rynkowych. W oczach inwestorów takie radykalne kroki tylko potwierdzają nadzwyczajność sytuacji i nie przyczyniają się do jej uspokojenia.

Równocześnie trwa proces uświadamiania sobie tego, w jak dużym błędzie byli w poprzednich miesiącach, sądząc, że w II kwartale wydarzenia w globalnej gospodarce toczyły się w korzystnym kierunku. W takich kategoriach trzeba odbierać wiadomość o stagnacji francuskiej gospodarki w II kwartale, choć mają one dziś tak naprawdę historyczną wymowę. Tego rodzaju doniesienia będą jednak w najbliższym czasie utrudniać odzyskanie przez rynki ryzykownych aktywów formy. Tak będą inwestorzy spoglądać na dziś publikowane w USA dane o sprzedaży detalicznej w czerwcu. Będą przy tym chcieli ocenić, jak zamieszanie na rynkach wpływa na nastroje konsumentów i przedsiębiorców. W tym kontekście ważny będzie indeks Uniwersytetu Michigan.

Reklama

***

Działania rządów i banków centralnych utwierdzają inwestorów w przekonaniu, że obecna sytuacja jest wyjątkowa

Zmniejsza się problem nie spłacanych kredytów hipotecznych w USA, ale sytuacja daleka jest od tego, by powiedzieć, że problem przestaje być istotny

Rynki nieruchomości

Aż o 35% w skali roku spadła w lipcu liczba wniosków o przejęcie domów w USA od niesolidnych dłużników. Osiągnęła najniższy poziom od 4 lat. Łącznie dotyczyło to 212,76 tys. domów. Był to 10. kolejny spadek, licząc w skali roku. Te dane dotyczą problemu nie spłacanych długów z tytułu kredytów hipotecznych na różnych etapach. Złożyło się na nie 59,52 tys. niewypłacalności Amerykanów, 85,42 tys. przypadków wystawienia domów na aukcje oraz 67,8 tys. przypadków przejęć domów od dotychczasowych właścicieli.

Najgorsza sytuacja pod względem spłacalności kredytów hipotecznych jest w dalszym ciągu w Nevadzie. Ten problem dotyczy tam jednego na 115 gospodarstw domowych z kredytami hipotecznymi. W Kalifornii jest to jeden przypadek na 239, a w Arizonie jeden na 273.

Dane dotyczące niewypłacalności mają kluczowe znaczenie z punktu widzenia cen nieruchomości w USA. Wykazują poprawę, ale wciąż dalekie są od "ideału".

Zespół analiz Home Broker

Home Broker
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »