Arkadiusz Pawełek: Płynę, bo żona mi kazała. Nie musiała dwa razy powtarzać

Jest pierwszym człowiekiem, który opłynął na pontonie Przylądek Horn i trzecim, który pokonał na nim Atlantyk. Wkrótce, jako pierwszy samotny żeglarz wyruszy w rejs dookoła świata, bez zawijania do portów, na zbudowanym przez siebie pięciometrowym jachcie. O przygotowaniach do wyprawy Arkadiusz Pawełek opowiada Interii.

Interia: Czy ktoś pobił pański rekord sprzed 13 lat?  

Arkadiusz Pawełek: - Chodzi o Przylądek Horn? Jeszcze nie. Opłynęła go kilka lat temu brytyjska wyprawa na dwóch pontonach, bodajże w osiem osób. Ale samotnie nikt tego jeszcze nie powtórzył.

A tamten rejs został zapisany w gwiazdach...

- Rejs pontonem przez Atlantyk z 1998 roku nazywał się Cena Strachu. Cena Strachu to nazwa pontonu, a także tytuł mojej pierwszej książki, za którą w 2002 roku dostałem nagrodę im. Leonida Teligi w kategorii Literatura i Sztuka. W dniu dopłynięcia do Barbadosu gwiazda w gwiazdozbiorze Oriona została nazwana Cena Strachu. Potem dostałem certyfikat, że tak się stało.

Reklama

Wkrótce popłynie pan dookoła świata na jachcie, który ma zaledwie pięć metrów długości, a w dodatku sam go pan buduje. Rozumiem, że w porównaniu do pontonu pięciometrowa łódź może się wydawać luksusem. 

- To jest Setka, na Mazurach większe łódki pływają. Na takim jachcie startowałem już w regatach przez Atlantyk, tylko do rejsu dookoła świata musiał być modyfikowany. A łatwiej zbudować jest nowy jacht, niż przerabiać stary. 

Setka jest projektem znanym już na całym świecie, na podstawie którego Janusz Maderski zaprojektował dla Dona McIntyre Class Globe 5.80 (CG580). Obecnie powstaje ponad 120 jachtów według tego projektu, a budowane są w kilkudziesięciu krajach. Don McIntyre jest organizatorem słynnych regat Golden Globe Race w formule solo i non stop dookoła świata. Pierwsza edycja tych regat odbyła się w latach 1967-1968. Spośród startujących dziewięciu żeglarzy wyścig ukończył tylko jeden, Robin Knox-Johnston. Za ten wyczyn RK-J otrzymał tytuł szlachecki.

To, że Maderski zaprojektował CG580 jest wypadkową rozmów, jakie Don McIntyre prowadził ze mną od połowy 2019 roku, gdy dowiedział się o moim projekcie rejsu na Setce. Prosił wtedy o polecenie projektanta, który zaprojektuje mu jacht, na którym będzie mógł zorganizować regaty dookoła świata, etapowe, ale wielkości takiej, żeby wszedł do kontenera 20-stopowego. Janusz Maderski zgodził się na bazie Setki narysować następną łódkę, która będzie spełniała wymogi Dona. Reszta to już historia, która się właśnie pisze.

Miał pan wyruszyć w sierpniu z Francji, ale wypływa pan ze Świnoujścia. 

- Miałem, ale z powodu koronawirusa nie mogę. Ze Świnoujścia jest po prostu łatwiej, jeżeli chodzi o sprawy papierkowe. Ale to przedłuża rejs o kilka tysięcy mil i o miesiąc lub dwa. Z Francji miałbym do przepłynięcia 27 tysięcy mil, ze Świnoujścia - 30 tysięcy. 

Popłynie pan trasą, której nikt wcześniej nie pokonał na tak małym jachcie. 

- Na wysokości Rio de Janeiro będę podejmował decyzję, czy popłynę na wschód łatwiejszą i szybszą trasą, czy na zachód. Jeśli trudniejszą, to po wyjściu na Ocean Południowy (akwen okalający Antarktydę - przyp. red.), skieruję się na Horn, a nie na Przylądek Dobrej Nadziei. Trasę na wschód przepłynęło samotnie kilkaset jachtów a na zachód - może 10-15. To jest jak samotne wejście na K2

Jeśli na zachód, to znaczy, że rezygnuje pan z pobicia rekordu, który wynosi 268 dni. Pan chciał samotnie opłynąć Ziemię w 250 dni. 

- Anglicy mierzą czas od linii wyznaczonej między Francją a Anglią. Licząc stamtąd, to szansa na pobicie rekordu cały czas jest. Jeżeli jednak liczyć się będzie ze Świnoujścia i do Świnoujścia, to szanse są małe. Wtedy rejs może potrwać nawet 400 dni. 

To będzie nie tylko samotny rejs na pięciometrowym jachcie, ale też w formule non stop, czyli bez zawijania do portów. Czy na jachcie zmieści się żywność na tyle dni?  

- Wezmę jakieś 200 kg - pół kg na dzień. To będzie półtora tysiąca kilokalorii dziennie. Tyle będę potrzebował. Głównie to będą shaki, które zalewa się wodą, kilka godzin trzeba poczekać i jest gotowe. To pełnowartościowe jedzenie. 

... i do przełknięcia? 

- Nawet smaczne. Liofilizaty też będę brał (żywność suszona w niskiej temperaturze i obniżonym ciśnieniu - przyp. red.). Przynajmniej jeden gorący posiłek dziennie będę mieć. Bo liofilizaty się robi dużo szybciej. Nie trzeba gotować, tylko zalewa się gorącą wodą. Wystarczy do termosu wlać i poczekać chwilę. Ale w sztormie jest ciężej wodę zagotować, można się oblać wrzątkiem. Dlatego dobrym rozwiązaniem są shaki. Oprócz tego będę miał w tabletkach suplementy i witaminy.  

A kiedy pan będzie spał? Po 15 minut co godzinę? 

- Nie, skąd. Już po wejściu na Atlantyk będę się mógł wyspać. Ale od samego początku będę miał samoster - urządzenie, które utrzymuje kurs jachtu w stosunku do wiatru. Do działania nie potrzebuje żadnego zasilania. Podobne zadanie spełnia autopilot, tylko że on do pracy potrzebuje energii elektrycznej i utrzymuje zadany kurs przy pomocy GPS-a lub wbudowanego kompasu. Łódka będzie sama płynęła, a ja będę mógł pospać, jedzenie zrobić, książkę poczytać, coś popisać. Nawigację prowadzić. Oprócz GPS-a będę miał ze sobą sekstant i pozycję obliczał ze Słońca. 

Porozmawiajmy o pieniądzach. Ile będzie kosztowała ta wyprawa? 

- Całość budżetu to jest około 120 tysięcy złotych. Mam sponsora, który daje połowę. Resztę muszę dozbierać. W internecie trwa zrzutka. Trochę już zebrałem. 

A czym się pan zajmuje, kiedy nie jest pan na wodzie?

- Robiłem różne rzeczy, a teraz podkuwam konie. Kowal jestem. 

Czy jest popyt na podkuwanie koni? Z tego można wyżyć? 

- Można, ale ja mam trochę zepsuty kręgosłup. Nie tylko przez podkuwanie koni. Dlatego ograniczyłem pracę, robię tylko konie, które mają jakieś problemy, robię ortopedyczne kucie no i swoje konie. Mieszkaliśmy w Jordanii, żona była tam menedżerem stajni, a ja uczyłem nurkowania. Ale po wybuchu Wiosny Arabskiej turystyka padła i przekwalifikowałem się na kowala. Uczyłem się od Khalila Mteiniego, który jest jednym najlepszym kowali na świecie. 

Przygotowując się do takiego rejsu, co jest trudniejsze: technika czy odporność psychiczna? 

- Ja się sam ze sobą dobrze czuję, także psychicznie nie mam problemu. Ale nawet u bardzo dobrych żeglarzy, którzy mają wielkie umiejętności, zdarza się, że psychika siada. U mnie jest silna, może słabiej jest z umiejętnościami. 

Chyba nie, skoro przepłynął pan na pontonie Atlantyk. 

- To był mój pierwszy rejs. Wtedy, tak naprawdę, dopiero się uczyłem. Nie pływałem wcześniej. 

I nagle pojawiła się pasja? 

- Żona kazała nauczyć się podkuwania, to się nauczyłem. Teraz kazała popłynąć dookoła świata, to płynę. Ja się żony słucham. 

Naprawdę kazała? 

- Tak. Po regatach Setką przez Atlantyk. Wydawało mi się, że osiągnąłem świetny wynik - 28 dni z Kanarów na Martynikę, a wcześniej 10 dni z Portugalii do Teneryfy. Jak na pięciometrowy jacht to był świetny wynik. Ale się okazało, że przede mną sześciu kolegów dopłynęło z jeszcze lepszymi czasami. No i wynik przestał być świetny. Tak sobie wtedy pomyślałem: "Może popłynę przez Atlantyk taką łódką Pirania, zrobioną z laminatu, o długości 2,6 m". Jak żona usłyszała, że ja chcę na tej łodzi płynąć, to powiedziała, żebym się w głowę stuknął, wziął Setkę i popłynął dookoła świata. Nie musiała dwa razy powtarzać. Kazała, to płynę. 

Nie będzie pan zawijał do portów, czy to znaczy, że w ciągu tych 400 dni do pana też nikt się nie będzie zbliżał? 

- Mam umówione spotkanie u brzegów Nowej Zelandii, bo tam znajomi mieszkają, z którymi pływałem na "Łódce Bols". Będę przekazywał materiały, które ponagrywam w trakcie płynięcia, ale nie będę mógł niczego przyjąć. Taka jest formuła. 

I to będzie jedyny kontakt ze światem?

- Łączność będzie dosyć ograniczona. Nastawiam się, że będę miał urządzenie InReach i dzięki niemu będę mógł wysyłać SMS-y i moją pozycję przez satelitę. Być może wezmę też drugie urządzenie, które będzie służyło do wysyłania pozycji, ale nie za pośrednictwem satelity, tylko fal długich. Pracują nad nim naukowcy z Politechniki Wrocławskiej. Dostałem propozycję, żeby coś takiego przetestować. Ale żeby go używać, muszę mieć licencję radiową. Może do sierpnia uda się ją zrobić.

Czy rejs będzie można śledzić w internecie? 

- Będą na pewno prowadzone strony w sieciach społecznościowych. Będę też miał stronę Arek Pawełek - Kapitan Przygoda i prowadzę bloga SoloRTW5.blogspot.com (Round The World na 5-metrowej łodzi - przyp. red.). Trochę go zaniedbałem. Powstaną krótkie filmy na media społecznościowe i dłuższy, profesjonalny, który mam nadzieję będziemy mogli pokazać na kilku festiwalach. Po powrocie trzeba będzie uzbierać trochę pieniędzy na postprodukcję. 

....i na następny rejs. 

- I na następny. Żona mi powiedziała, że zgodzi się na drugi i trzeci. Przy świadkach mówiła, to będę musiał trzymać ją za słowo. Nie ma siły. 

Rozmawiała Ewa Wysocka 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »