Paweł Borys: Warto być w PPK zwłaszcza przy zerowych stopach
Wprowadzanie Pracowniczych Planów Kapitałowych w małych i średnich firmach przebiega płynnie i nie mamy sygnałów o żadnych problemach. Danych dotyczących uczestnictwa można się spodziewać w połowie grudnia. Warto być w PPK zwłaszcza w pandemii, kiedy mamy zerowe stopy procentowe - mówi Interii Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
Monika Krześniak-Sajewicz: Czy kryzys związany z pandemią nie zakłócił wprowadzania PPK w małych i średnich firmach? Właśnie minął ostateczny termin na podpisywanie umów o zarządzanie. Wszystkie zobligowane do tego firmy wyrobiły się w ustawowym terminie?
Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju: - Duża część firm podpisywała te umowy w ostatnim tygodniu, a podobnie było w przypadku dużych firm. Do centralnej ewidencji, którą prowadzi PFR, te dane spływają z pewnym przesunięciem czasowym i na ten moment jest to 85 proc. spośród wszystkich 61 tys. firm zobligowanych do wprowadzenia PPK (to firmy z wyłączeniem tych, które prowadzą Pracownicze Plany Emerytalne), a pełne dane będą za tydzień. Zakładamy, że praktycznie wszyscy pracodawcy z drugiego i trzeciego etapu wdrożyli program, bo nie mamy sygnałów o żadnych problemach.
- Zorganizowaliśmy setki webinariów, szkoleń online, więc mimo pandemii cały proces przebiegł sprawnie i płynnie. Obserwujemy gigantyczny ruch na stronie mojePPK, zwłaszcza użytkowników kalkulatora PPK, na infolinię PPK dzwoni kilka tysięcy osób. Uruchomiliśmy olbrzymią kampanię społeczną i wydaje się, że daje ona efekty. Termin dla uczestników mija 10 listopada, do kiedy mają być podpisane umowy na prowadzenie PPK. Danych dotyczących uczestnictwa można się spodziewać w połowie grudnia.
Nie ma planów, żeby w związku z pandemią zawiesić obowiązek odprowadzania składek albo przesunąć termin dla pracowników sfery budżetowej, która wchodzi do programu w pierwszej połowie przyszłego roku? Skrytykował pan postulat Koalicji Obywatelskiej, aby w związku z pandemią zawiesić program i przesunąć terminy.
- To jest fatalny pomysł. Biorąc pod uwagę, że wcześniej naruszono zaufanie do systemu poprzez zmiany w OFE, nie należy w tej chwili dokonywać jakichkolwiek zmian w programie PPK, bo trzeba budować stabilność takich rozwiązań. Tym bardziej, że mamy stabilną sytuację na rynku pracy, wynagrodzenia rosną o ponad 5 proc. Nie ma uzasadnienia do przesuwania programu. Jeśli w PPK uczestniczy około 40 proc. pracowników, to biorąc pod uwagę, że składka po stronie pracodawcy wynosi 1,5 proc., łączny koszt z tytułu programu wynosi zaledwie około 0,5 proc. kosztów wynagrodzeń. Drugi istotny argument dotyczy tego, że zwłaszcza w czasie pandemii, ważne jest zabezpieczenie finansowe. Dlatego propozycje przesuwania czy zawieszania oznaczałyby kolejną destabilizację i podważanie zaufania do programów emertytalnych i jest to nieodpowiedzialne. Nie może być tak, że w każdym kryzysie czy przy spadku dynamiki PKB wyjdzie grupa posłów z projektem zawieszania programów emerytalnych.
Rozumiem, że nie ma też pomysłu przesuwania terminu wprowadzenia PPK w instytucjach sektora publicznego?
- Nie ma planów przesuwania tego terminu, są zabezpieczone środki w budżecie na ten cel. Trzeba wdrożyć tę reformę i warto, aby w przyszłym roku przeprowadzić ostateczne uporządkowanie kwestii OFE. Chodzi o to, żeby stabilizować rozwiązania emerytalne i żeby ludzie gromadzili jak najwięcej środków zarówno w publicznym systemie jak i w dodatkowych, prywatnych programach.
Jakiej partycypacji w PPK w małych i średnich można się spodziewać?
- W dużych firmach było to około 40 proc., a biorąc pod uwagę doświadczenia Wielkiej Brytanii trzeba założyć, że w małych firmach może być ona niższa. Ale trzeba też wziąć pod uwagę, że pierwsze dane niewiele mówią, bo kluczowa jest partycypacja w średnim i długim terminie.
- Warto też dodać, że program PPK spełnia inną ważną funkcję, czyli edukacyjną, bo dzięki niemu jest coraz większa wiedza na temat całego systemu emerytalnego. Warto być w PPK zwłaszcza w pandemii, kiedy mamy zerowe stopy procentowe. Program jest więc atrakcyjny finansowo.
Mam wrażenie, że jednym z głównych sukcesów programu jest fakt, że dopiero dzięki wprowadzeniu PPK i dyskusji wokół programu, Polacy po 20 latach od wprowadzenia reformy emerytalnej dowiedzieli się, jak niskie będą ich przyszłe emerytury, bo będzie to zaledwie 25-30 proc. wcześniejszych zarobków.
- To jest sedno tego tematu, bo chodzi o to, żeby Polacy mieli oszczędności po zakończeniu aktywności zawodowej.
Tylko, że PPK mogą podratować sytuację młodych osób, które będą oszczędzać przez kilkadziesiąt lat, bo dla tych którzy pracują od 1999 roku i dopiero teraz przystąpią, to w niewielkim stopniu zmieni ich przyszłą sytuację...
- Nawet 10 lat oszczędzania będzie znaczącym zastrzykiem finansowym. Innym wyzwaniem będzie aktywizacja zawodowa i zachęty do dłuższej pracy.
Czy rozważane jest podniesienie lub jakaś forma waloryzacji dopłat po stronie państwa czyli wpłaty powitalnej i dopłat rocznych?
- Na ten moment nie jest to analizowane. PPK zapewnia wysokie dopłaty do naszych oszczędności. W uproszczeniu do każdej odkładanej złotówki pracownik otrzymuje drugą w formie dopłat. Środki można w każdej chwili wypłacić, bo to nasze prywatne środki. Na ten moment jednak nie obserwujemy wypłat i w ostatnich miesiącach widzimy stabilny wzrost liczby uczestników. Upowszechnienie programu zajmie kilka lat, ale warto, bo PPK zwiększają nasze bezpieczeństwo finansowe.
Rozmawiała Monika Krześniak-Sajewicz