Gdyby Gwiazdowski przyszedł do mnie po pół miliona

Lubię Roberta Gwiazdowskiego. Kilka razy nawet sobie dyskutowaliśmy przy mniejszym lub większym kawałku zacnej mięsiny. Lubię też jego felietony... zawsze pełne ciekawych porównań i - zakładam - bardzo przekonujące dla czytelników. Niestety, czasem próby wyjaśniania gospodarki na tzw. chłopski rozum niosą ze sobą to ryzyko, że można trafić kulą w płot... - pisze Bartosz Pawłowski, Chief Investment Officer Bankowości Prywatnej w mBanku.

Przeczytałem ostatni felieton o pługu i owsiance, gdzie Robert próbuje przekonać nas, że przecież jak rolnik pożycza pieniądze na pług, to w zasadzie nie pożycza on pieniędzy, tylko sam pług. Pieniądz to tylko taki token, który łatwiej przenieść. Odwołuje się przy tym do dzieł ekonomii klasycznej mówiąc, że ona w gruncie rzeczy jest bardzo prosta i tylko makroekonomiści niepotrzebnie ją komplikują. Mówienie, że ekonomia klasyczna działa i nie trzeba jej komplikować "inżynierią finansową" to trochę jak mówienie, że algebra świetnie działa i nie ma co jej komplikować jakąś trygonometrią albo topologią.

Reklama

 Więcej felietonów Roberta Gwiazdowskiego 

Weźmy zatem przykład z pługiem. Załóżmy, że Robert pragnie zostać rolnikiem i potrzebuje maszyny. Przychodzi do mnie, bankiera, i prosi, żeby mu pożyczyć pół miliona złotych. Robert chce bowiem mieć najnowszy pług z bluetoothem i ogrzewanymi prowadnicami, co nota bene ponoć jest już standardem. Tak się składa, że parę dni wcześniej stolarz, krawiec i szewc (z felietonu!) przynieśli mi po 200 tys. zł, żebym im przechował, bo słyszeli, że mam dobry sejf. Skąd ten pieniądz się w ogóle na początku wziął felieton pomija, więc i my pomińmy. Myślę sobie - super, mogę Robertowi pożyczyć na ten jego pług. I Robert zadowolony odchodzi, obiecując, że za rok odda mi pierwotne 500 tys. i kilka worków pysznych buraków "za fatygę".

Tak się przypadkiem jednak składa, że idąc do sklepu po pług, mija zakłady bukmacherskie i widzi, że jest świetna stawka na zwycięstwo Legii Warszawa w kolejnym meczu. Legii ostatnio nie wiedzie się najlepiej, ale Robert ma w sobie duszę kontrarianina, więc stawia wszystkie pieniądze po stawce 2,3x licząc, że po zwycięstwie Legii nie dość, że kupi sobie pług, to jeszcze będzie miał 650 tys. ekstra do wydania. Niestety, trend is your friend i Legia przegrywa. Robert zostaje bez pożyczonych ode mnie pieniędzy. Co wtedy? Robert nie kupuje pługa, a ja nie mam jak oddać pieniędzy stolarzowi, krawcowi i szewcowi. System pada, bo Robert postanowił zaryzykować. Oczywiście, można powiedzieć, że to bank zachował się nonszalancko i pożyczył człowiekowi z żyłką hazardzisty, ale efekt jest przecież ten sam.

Sprowadzanie banków i systemu finansowego do roli przekazywania gotówki od tego kto ją ma, do tego kto jej nie ma rzeczywiście brzmi dla wielu bardzo atrakcyjnie i intuicyjnie. Ale gdyby tak się działo, to system ten nie wytrzymałby nawet kwartału. Ów "pieniądz fiducjarny", tak znienawidzony przez przeciwników luzowania ilościowego i innej działalności banków centralnych, ma to do siebie, że jest kreowany przez system finansowy. Jeśli bank mógłby pożyczyć tylko tyle pieniędzy, ile ma od deponentów, to może to i byłoby proste z klasycznego punktu widzenia, ale nie miałoby kompletnie żadnego sensu. Setki lat temu wynaleźliśmy możliwość dawania kredytu tworzonego przez system bankowy. Innymi słowy, bank z tych 500 tys. zł jest w stanie udzielić pożyczek za - powiedzmy - 4 mln zł jeszcze siedmiu innym aspirującym rolnikom. Wtedy jeden hazardzista nie zachwieje naszym systemem.

Owszem, jest to też powód, dla którego mamy cykle ekonomiczne i od czasu do czasu recesje, ale twierdzenie, że rolą pieniądza jest jedynie ułatwianie wymiany barterowej jest może i fajne w felietonach, ale kompletnie nie przystaje do rzeczywistości. Przyznam, że rzeczywiście argument, że system zbudowany na kredycie sprawia, że rzeczona owsianka z czasem staje się coraz droższa jest w uproszczeniu słuszny. Ale ten sam system pozwala na niespotykane dotąd wzrosty wydajności, które w ostatnich kilkudziesięciu latach sprawiały, że mimo wzrostu cen, coraz więcej ludzi mogło więcej owsianki jeść. I to owsianki coraz lepszej jakości! Nie mówiąc już o tym, że owa owsianka, czy inne meble to tylko mała cząstka gospodarki światowej, która obecnie napędzana jest przez usługi. Usługi nierzadko związane z obsługą obiegu pieniądza, czego Robert jako prawnik doświadcza codziennie.

PS. Trochę poczytałem o kombajnach i to nie jest do końca tak, że ich rozwój zatrzymał się 40 lat temu.

Bartosz Pawłowski

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: gospodarka | polska gospodarka | pieniądze | Robert Gwiazdowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »