Mam bardzo złe wieści dla wszystkich dyżurnych krytyków polityki ekonomicznej Donalda Trumpa. Bo wygląda na to, że jeśli ktoś jest dziś w USA w spazmach, to nie amerykańska gospodarka, tylko… właśnie oni sami.
"Trump zasadniczo dostał, co chciał"
Rynki dość szybko pogodziły się z ogłoszonym przez Trumpa w kwietniu "dniem wyzwolenia Ameryki" (początek negocjacji celnych z głównymi partnerami handlowymi). I tak S&P jest dziś o 16 procent - a Nasdaq nawet 26 procent - wyżej niż rok temu. Co ciekawe nie zdarzyło się to w wyniku wycofania się przez administrację Białego Domu z rozpoczętej wiosną polityki odbudowy amerykańskich zdolności produkcyjnych. Przeciwnie. Tamta polityka ma się dobrze, co przyznać muszą nawet wrogie Trumpowi media liberalne w stylu londyńskiego "Financial Timesa". Ten ostatni dziennik napisał właśnie, że "Trump zasadniczo dostał, co chciał: niższe stopy procentowe, słabszego dolara, prężne rynki". I ma to wszystko bez recesji, którą jego wrogowie cały czas straszyli.
"Osłabienie dolara fundamentalnym założeniem"
Faktycznie, każdy kto śledzi kurs dolara ten wie, że amerykańska waluta jest dziś bardzo tania. Nawet w relacji do złotego USD kosztuje dziś jakieś 10 procent mniej, niż kosztował w momencie gdy Trump w styczniu obejmował urząd. I nie jest to żaden wyjątek. W tym samym czasie dolar osłabił się względem wszystkich najważniejszych walut partnerów handlowych Ameryki. Stracił 13 procent do euro, 10 procent do dolara kanadyjskiego i 8 procent do funta szterlinga. Nawet wobec chińskiego renminbi (którego kurs kontroluje przecież w pełni Pekin) mamy minus 3 procent.
Oczywiście ekonomiczni ignoranci mogą próbować was przekonywać, że słaba waluta to porażka Ameryki i symbol klęski polityki celnej Trumpa. Ale w rzeczywistości jest przecież dokładnie odwrotnie. Strukturalne osłabienie dolara wobec walut najważniejszych partnerów handlowych USA było właśnie fundamentalnym założeniem planu odbudowy amerykańskiej wytwórczości w duchu postulatów ruchu MAGA. Plan ten został przedstawiony przez głównego doradcę ekonomicznego Trumpa ekonomistę Stephena Mirana jeszcze przed wyborami roku 2024.
Założenia tego planu opisywałem choćby tutaj.
Dla przypomnienia - chodziło z nim o to, by dolar (pełniący funkcję waluty rezerwowej świata) został w sposób pokojowy i bezrecesyjny zdewaluowany wobec innych walut. Miało się to stać po to, by amerykańska gospodarka nie była już więcej ofiarą sztucznie zaniżonych kosztów importu towarów i usług z zagranicy. Te tanie towary sprawiały bowiem, że rodzima amerykańska wytwórczość z roku na rok przestawała się opłacać, a skutkiem tego były takie zjawiska społeczne jak deindustrializacja i utrata miejsc pracy w przemyśle. To właśnie społeczny gniew wywołany tymi zjawiskami doprowadził do powstania ruchu MAGA, który wybrał Donalda Trumpa na prezydenta USA wbrew liberalnemu establishmentowi Ameryki.
Plan Trumpa i Mirana pod wieloma względami powtórzyć miał to, co zdarzyło się dokładnie 40 lat temu. 22 września 1985 doszło w nowojorskim hotelu Plaza do zawarcia porozumienia zwanego potem Plaza Accord. Zebrani tam liderzy G5 (USA, RFN, Francja, Wielka Brytania i Japonia) umówili się na stałe obniżenie siły "zielonych". I faktycznie w ciągu dwóch następnych lat kurs USD wobec walut partnerów handlowych spadł o ponad 50 proc. Dało to amerykańskiej gospodarce oddech na kolejne półtorej dekady. Niestety - dla Ameryki - cała szansa na odwrócenie niszczących tendencji została zmarnowana. Głownie przez neoliberalną i niszczycielską politykę prezydenta Billa Clintona, który zamiast odbudowywać amerykańską wytwórczość, pozawierał umowy o wolnym handlu, eksportując miejsca pracy za granicę. Ze skutkami tamtych decyzji Ameryka biedzi się do dziś.
"Wielu odbiorców rzeczywistość niespecjalnie interesuje"
W obecnej rzeczywistości geopolitycznej Plaza Accord jest oczywiście nie do powtórzenia. Europa ma do Trumpa nastawienie wrogie i gra na jego przeczekanie. W siłę urosły kraje takie jak Chiny, które dobrowolnie na nic się z Ameryką nie umówią. W efekcie Biały Dom Trumpa próbuje wymusić korzystną dla siebie politykę negocjacjami bilateralnymi. Z Europą, z Brytanią, z Chinami i całą resztą świata. W tych relacjach Ameryka ma w jednej ręce kij (cła), a w drugiej marchewkę (gwarancje militarne). Tak powstaje na naszych oczach nowa mozaika handlu międzynarodowego.
Oczywiście ogromna część opinii publicznej powtarza i będzie powtarzać swoje okrągłe zdania o tym, że trumpiści to szaleńcy działający bez ładu i składu. Ale warto pamiętać, że to nic innego jak żerująca na ignorancji odbiorcy propaganda. Od początku prezydentury Trumpa było zresztą jasne, że trzeźwa ocena efektów jego polityki gospodarczej USA będzie bardzo utrudniona. Głównie z powodu grubej zasłony dymnej generowanej cały czas przez tę część opinii publicznej w Ameryce i poza nią, którą Trump pozbawił władzy.
W obliczu faktów ich argumentacja o "trumpowym chaosie" nie wytrzymuje oczywiście zderzenia z rzeczywistością. Niestety wielu odbiorców rzeczywistość niespecjalnie interesuje. Wolą swoje wyobrażenia. A że te nie mają związku z faktami? Tym gorzej dla faktów…
Rafał Woś
Autor felietonu przedstawia własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji