Banki "czyszczą" kieszenie klientów

Banki coraz głębiej sięgają do kieszeni swoich klientów, obciążając ich coraz wyższymi opłatami i prowizjami. Już niemal jedna trzecia dochodów sektora bankowego pochodzi właśnie z tego źródła. A to dopiero początek.

Na czym zarabiają banki? Głównie na pożyczaniu pieniędzy, czyli na odsetkach naliczanych od udzielonych kredytów, z każdym rokiem rośnie jednak znaczenie rozmaitych opłat i prowizji ściąganych z kredytobiorców oraz posiadaczy kont i kart kredytowych. Według Narodowego Banku Polskiego, w 2004 r. z procentu od długów banki uzyskały 55 proc. wszystkich dochodów. Tylko 16 proc. wpływów pochodziło z operacji dokonywanych na rynku kapitałowym, natomiast aż 28 proc. z różnych opłat i prowizji.

To zresztą standardowa praktyka w bardziej rozwiniętych krajach, gdzie podstawowe stopy procentowe spadły do bardzo niskiego poziomu. Skoro powoli wysycha źródełko z odsetkami od kredytów trzeba szukać innych sposób podskubania klienta.

Reklama

Także i u nas powoli mijają czasy, gdy różnica w oprocentowaniu kredytów i depozytów sięgała kilkudziesięciu procent. Spadają stopy procentowe w NBP, a wraz z nimi kurczą się dochody banków, które utrzymują się przecież z różnic w oprocentowaniu rachunków i pożyczek. Według danych NBP, marża odsetkowa w bankach komercyjnych skurczyła się z 15 proc. z 2000 r. do 6,5 proc. w ub.r.

Polskie banki zabrały się więc za odrabianie lekcji, którą bankowcy w Europie Zachodniej dawno mają już za sobą. W ciągu czterech lat, od 2000 do 2004 r., ich dochody z tytuły rozmaitych opłat i prowizji wzrosły o 1,8 mld zł, do 5,6 mld zł. Język bankowym wzbogacił się w tym czasie o nieznane wcześniej pojęcia jak: opłata przygotowawcza, manipulacyjna, wstępna, za rozpatrzenie wniosku i wiele innych. Banki coraz głębiej zaczęły sięgać do kieszeni klientów. Dopuszczając się czasem nadużyć. Prawo bankowe mówi, że bank może brać pieniądze za tzw. czynności bankowe, nie precyzuje jednak o co dokładnie chodzi, co zainteresowani skrzętne wykorzystują do ustalania własnego katalogu opłat, wykazując się przy tym dużą inwencją.

Jeden z banków wpadł np. na pomysł, by pobierać opłaty za... nieuzasadnione reklamacje. Inny brał prowizje od wypłat z bankomatów także od swoich klientów. Sporo krwi napsuła kredytobiorcom wspomniana już opłata za rozpatrzenie wniosku kredytowego. Niektóre banki liczyły sobie za taką usługę po kilkaset złotych. Ktoś, kto brał powiedzmy 1 tys. zł kredytu, dostawał do ręki 700 zł, bo resztę musiał oddać na poczet opłaty przygotowawczej. Bywało i tak, że bank odmawiał przyznania kredytów, ale opłatę inkasował.

Niedawno warszawski Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zabronił jednemu z banków brania pieniędzy od klientów za... blokowanie na ich życzenie zgubionych, skradzionych kart płatniczych.

Ukryte prowizje i opłaty stanowią fundament popularnych ostatnio tzw. kredytów zero procent. Prawda jest taka, że pozornie darmowa, "okazyjna" pożyczka jest droższa od standardowego kredytu. Oto przykład - opłaty i prowizje naliczane przez jeden z banków za udzielenie kredytu ratalnego "zero procent" na kupno telewizora o wartości 999 zł:

- prowizja od udzielonego kredytu - 98,9 zł

- opłata za obsługę kredytową - 55,68 zł

- koszt ubezpieczenia - 61,48 zł

- miesięczna opłata pobierana przez cały okres kredytowania - 6,96 zł

Całkowity koszt zakupu telewizora na kredyt "zero procent" wynosi 1222,02 zł.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: bank | kieszenie | opłaty | opłata | bańki | prowizje | procent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »