Brytyjczycy nie chcą już imigrantów

Brytyjczycy nie chcą otwierać na oścież rynku pracy dla Rumunów i Bułgarów, którzy w styczniu wejdą do Unii Europejskiej. Organizacje pracodawców uważają, że czas zrobić sobie małą przerwę.

Jak donosi "Financial Times" CBI, jedna z największych w Wielkiej Brytanii organizacji pracodawców, uważa, że dostęp do brytyjskiego rynku pracy dla obywateli Rumunii i Bułgarii po ich akcesji do UE powinien być ograniczony.

Wcześniej liderzy brytyjskiego biznesu cieszyli się, że napływ pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej daje okazję do zapełnienia wakatów i powstrzymania inflacji płacowej. Obecnie jednak niektórzy z nich niepokoją się o potencjalny wpływ dużej imigracji zarobkowej na przeciążenie usług publicznych i społeczności lokalnych. Susan Anderson, dyrektor ds. polityki w dziedzinie zasobów ludzkich w CBI stwierdziła, że są mocne argumenty za tym, by zrobić przerwę przed ponownym otwarciem rynku pracy dla mieszkańców kolejnych nowo przyjętych państw członkowskich UE.

Reklama

Podobny pogląd wyraził David Frost, dyrektor generalny British Chamber of Commerce. Stwierdził on, że według danych pracodawców brytyjskich, prawdziwa liczba pracowników z Europy Centralnej jest znacznie wyższa niż podawane oficjalnie 392 tysiące. D. Frosta uważa, że wielka liczba pracowników z z tych krajów stwarza ryzyko powstania znaczących problemów społecznych, szczególnie na obszarach miejskich, gdzie mieszka wielu ludzi młodych i nisko wykwalifikowanych.

Fali nie będzie

Tymczasem włoska gazeta "Il Sole 24 Ore" uważa, że ograniczenia w przepływie osób w UE powinny zostać zniesione. W jednym z ostatnich numerów dziennik zamieszcza artykuł Alberto Alesina, który analizuje zjawisko imigracji, jako problem o szerokim wymiarze społecznym, mający istotny wpływ na funkcjonowanie rynku pracy oraz systemu opieki socjalnej.

Stwierdza on, że bariery ograniczające migrację zarobkową powinny zostać całkowicie zniesione, gdyż kapitał ludzki, tworzony przez inżynierów, specjalistów, naukowców, ekonomistów "przelatuje ponad Europą Zachodnią" aby wzmacniać uniwersytety, centra naukowo-badawcze i ośrodki przemysłowe w Stanach Zjednoczonych. Znajomości powstające podczas pobytów tych nowych emigrantów w USA sprzyjają późniejszemu rozwojowi kontaktów gospodarczych i inwestycjom amerykańskim lokowanym w Europie Centralnej i Wschodniej. Alesina uważa,, że umożliwienie legalnego zatrudnienia obywatelom krajów Europy Środkowo-Wchodniej wcale nie oznacza, że na Zachód ruszy fala imigrantów, gdyż jego zdaniem "Europejczycy są obecnie dosyć zasiedziali".

Opinię taką potwierdzają badania przeprowadzone przez Uniwersytet w Oxfordzie, z których wynika, że jeśli zniesiono by wszystkie limity ograniczające swobodny przepływ osób w ramach UE liczba imigrantów z krajów Europy Wschodniej nie osiągnęłaby więcej niż 5 proc. ludności całej UE. Istotne jest także to, że potencjalni imigranci z EW bardzo łatwo się asymilują, gdyż ich zwyczaje kulturowe nie różnią się znacznie od tych panujących w Europie Zachodniej.

Zdaniem Alesiny, jeśli nawet "te 5 proc." wprowadziłoby odrobinę konkurencji w środowiskach uniwersyteckich lub wśród wyspecjalizowanych grup zawodowych to fakt ten przyczyniłby się tylko do ich ogólnego rozwoju poprzez wzrost konkurencyjności. Również opłaty za świadczone przez nich usługi uległyby redukcji na korzyść na korzyść przeciętnego europejskiego obywatela, co przyczyniłoby się do wzrostu akceptacji obecności imigrantów w europejskich społeczeństwach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Brytyjczycy | chciał | imigracja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »