Czy ZUS będzie nam dopłacać?

W Polsce właściwie nie ma sektora usług dla seniorów, a biorąc pod uwagę tempo starzenia się społeczeństwa, jest on bardzo potrzebny - uważają eksperci zajmujący się systemem emerytalnym. Według nich potrzeba też poważnej debaty nt. propozycji reform systemu.

W 2020 r. osoby w wieku 65 lat i więcej będą stanowiły 18,5 proc. ludności Polski - przewiduje prof. Irena Kotowska ze Szkoły Głównej Handlowej. "W ciągu najbliższej dekady liczba osób w wieku poprodukcyjnym wzrośnie o 2 mln. To wielkie wyzwanie" - powiedziała na spotkaniu z dziennikarzami. Dodała, że twórcy reformy emerytalnej wprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka zdawali sobie z tego sprawę, ale nie przewidzieli, że wskutek spadku liczby urodzeń po 1989 r. w takim stopniu zmniejszy się odsetek osób w wieku produkcyjnym. Jak tłumaczyła Kotowska, zmiany demograficzne są bardzo poważnym argumentem, by przyglądać się proponowanym ostatnio zmianom systemu emerytalnego.

Reklama

Jej zdaniem, tempo starzenia się społeczeństwa jest tak duże, że trzeba stworzyć cały sektor usług skierowanych właśnie do seniorów - systemu opieki, ofert rozrywki i wypoczynku itp.

Prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych Ewa Lewicka powiedziała, że taki sektor stworzyłby nowe miejsca pracy i przyczyniał się zarówno do wzrostu PKB, jak i dochodów budżetowych. Prof. Krzysztof Rybiński zauważył, że aby tak się stało, usługi dla seniorów nie mogą funkcjonować, jak obecnie, w szarej strefie. Wyjaśnił, że w Polsce opieką nad seniorami zajmuje się głównie rodzina, ewentualnie wynajmuje opiekuna. Podobnie - zauważył - jest we Włoszech - opieka nad starszymi funkcjonuje tam w szarej strefie. W Szwecji natomiast jest zinstytucjonalizowana, co - zdaniem Rybińskiego - przyczynia się do wysokiego wskaźnika zatrudnienia w tym kraju.

Dodał, że emeryci w krajach rozwiniętych są często osobami zamożnymi, więc sektor gospodarki, który zajmowałby się zaspokajaniem ich potrzeb, mógłby być bardzo dochodowy. Wszyscy eksperci skrytykowali pomysły zmian systemu emerytalnego, zarówno te przedstawione przez szefową resortu pracy Jolantę Fedak, które zakładają zmniejszenie z 7,3 proc. do 3 proc. pensji części składki emerytalno-rentowej, która trafia do Otwartych Funduszy Emerytalnych, jak i wicepremiera Pawlaka, który proponuje upowszechnienie systemu podobnego do dzisiejszego KRUS.

ZUS nas nie zbawi!

Zdaniem Lewickiej, pomysły minister pracy są próbą doraźnego leczenia problemów budżetowych państwa, ponieważ większy strumień pieniędzy przyszłych emerytów płynąłby do ZUS, zamiast do OFE. Tyle że według niej nie jest to korzystne dla przyszłych emerytów, ponieważ mniej pieniędzy dla OFE oznacza mniejsze środki na inwestycje, a więc mniejszą emeryturę w przyszłości.

Lewicka powiedziała, że propozycje wicepremiera Pawlaka "są pozbawione racjonalnych podstaw". Wyjaśniła, że dzisiejsi ubezpieczeni w KRUS wypracowują tylko kilka procent swojej emerytury, natomiast resztę dokłada państwo.Gdyby upowszechnić ten system, to trzeba by znaleźć św. Mikołaja, który będzie do niego dopłacał.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: tempo | ekspert | ZUS
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »