​Jazda bez biletu nie ujdzie na sucho. Do gapowiczów mogą trafić mandaty sprzed lat

Konsekwencje jazdy bez biletu środkami transportu publicznego mogą dosięgnąć nas nawet po latach. Coraz częściej pasażerowie, którym zdarzyło się jechać na gapę i dostać za to mandat, dostają wezwania do zapłaty od dawna nieopłaconych kar. Sprawdzamy, czy to uzasadnione, skoro w teorii wezwania do zapłaty za jazdę bez biletu przedawniają się już w ciągu roku.

Jazda bez biletu miewa swoje konsekwencje. Nieopłacone kary za bycie pasażerem na gapę mogą nas zaprowadzić nawet do sądu i na listę dłużników. A nagminna jazda bez biletu to wręcz, o czym często się zapomina, wykroczenie karane w polskim prawie grzywną. Co więc robić, gdy dostaniemy wezwanie do zapłaty mandatu sprzed lat? 

Rosną długi gapowiczów

Według danych Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej z ubiegłego roku wynika, że długi Polaków za jazdę bez biletu wynoszą już 513,8 mln zł, czyli ponad pół miliarda złotych. To oznacza, że w ciągu 5 lat ich łącznie zwiększyły się prawie o połowę (47 proc.). 

Reklama

W rejestrze przybywa i długów, i dłużników, bo chociaż mandaty za jazdę na gapę teoretycznie przedawniają się w ciągu roku, to może się zdarzyć, że ważne są nawet kary otrzymane wiele lat temu. Sprawdzamy, jak to działa i czemu nadal możemy mieć obowiązek zapłaty kary sprzed kilkunastu lat.

Wezwanie do zapłaty, mandat, opłata dodatkowa

Na początku warto rozjaśnić terminologię. Przede wszystkim, chociaż tak w potocznym języku mówi się na co dzień, wezwanie do zapłaty, jakie można dostać gdy jedziemy bez biletu, to nie mandat karny. Nie jest to więc to samo co np. mandaty wystawiane przez drogówkę.

Formalnie rzecz biorąc, za jazdę na gapę może zostać na nas nałożona opłata dodatkowa (lub manipulacyjna), a nie grzywna czy kara administracyjna. To dlatego, że przejazd transportem publicznym jest formą korzystania z usługi i reguluje go prawo przewozowe oraz kodeks cywilny, a nie prawo karne czy administracyjne. 

Wsiadając do autobusu czy tramwaju, zawieramy z przewoźnikiem umowę. Zakłada się, że korzystając z jego usług, dobrowolnie decydujemy się za to zapłacić, o ile rzecz jasna komunikacja publiczna w danym miejscu nie jest darmowa. Jeśli nie zapłacimy ceny normalnego biletu (i zostaniemy na tym przyłapani), to nakładana jest właśnie ta inna opłata. Zasady ich naliczania reguluje rozporządzenie ministra infrastruktury z 2005 roku. 

Opłata jest nakładana w formie wezwania do zapłaty. Nieodebranie takiego wezwania od kontrolera czy z poczty nie jest więc nieprzyjęciem mandatu, tylko po prostu pozbawieniem się dokumentacji dotyczącej tego, ile i komu mamy zapłacić. Dlaczego to istotne? Z karą za brak biletu nie będzie tak, jak było np. w przypadku nieprzyjmowania mandatów za brak maseczek w miejscu publicznym. Jeśli nie przyjmiemy takiego wezwania, do wytłumaczenia naszej racji nie wezwie nas żaden sąd, któremu będziemy mogli przedstawić argumenty na swoją obronę.

Zamiast tego, jeśli nie zgadzamy się z nowo wystawioną opłatą, bo np. uważamy że brak biletu nie wynikał z naszej winy, powinniśmy od kontrolera wezwanie i tak przyjąć i złożyć na nałożoną opłatę reklamację do właściwej instytucji. Jej dane kontaktowe powinny być dostępne na wezwaniu do zapłaty.

Bez przedawnienia

W mediach społecznościowych coraz częściej pojawiają się informacje o nakazach zapłaty albo wezwaniach zapłaty za jazdę bez biletu, które przychodzą pocztą po latach od samego zdarzenia. Można natknąć się na informacje, że takie kary przedawniają się po roku. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana.

Co do zasady wezwania do zapłaty za jazdę bez biletu rzeczywiście tracą ważność po roku. Tyle wynosi określony w ustawie prawo przewozowe okres przedawnienia roszczeń pasażera i przewodnika. Ale to wcale nie musi oznaczać, że po roku mandat za jazdę na gapę mamy z głowy. 

- Należy mieć na uwadze także treść art. 124 k.c. który stanowi, że przedawnienie może zostać przerwane, a w razie przerwania przedawnienia przez czynność w postępowaniu przed sądem lub innym organem powołanym do rozpoznawania spraw lub egzekwowania roszczeń danego rodzaju albo przed sądem polubownym przedawnienie nie biegnie na nowo, dopóki postępowanie to nie zostanie zakończone - mówi Interii Magdalena Geraszek, starsza specjalistka ds. odwołań i windykacji opłat dodatkowych z Zarządu Transportu Miejskiego w Gdańsku.

W prostszych słowach oznacza to, że jeśli wezwania do zapłaty wystawionego w autobusie lub tramwaju nie opłacimy, przewoźnik lub firma zatrudniająca w danym mieście kontrolerów może wystąpić do sądu o wystawienie nakazu zapłaty. Już sam taki wniosek skierowany do sądu przerywa bieg rocznego przedawnienia i wydłuża okres, w jaki za niezapłacony bilet można nas ścigać. 

O tym, że nieopłacone wezwania przekazują do sądu informują często sami przewoźnicy na swoich stronach. 

- Po trzech miesiącach od daty wystawienia wezwania do zapłaty sprawa kierowana jest na drogę postępowania sądowego - czytamy np. na stronie Warszawskiego Transportu Publicznego.

Samo wystawienie nakazu zapłaty, o ile nie opłaciliśmy kary, to dla sądu właściwie formalność. Taki nakaz przedawnia się dużo dłużej, niż sama opłata. Zgodnie z obecnymi regulacjami przedawnienie w tym wypadku to sześć lat. Do 2018 roku okres przedawnienia był jeszcze dłuższy i wynosił 10 lat. 

Do tego, mając sądowy nakaz zapłaty, można wystąpić do sądu o wystawienie klauzuli wykonalności. Wystąpienie to po raz kolejny przerwie bieg przedawnienia. Czyli sześć lat (a przed 2018 r. - dziesięć) zacznie się liczyć od zera.

Dlatego nie powinno nas dziwić, jeśli dostaniemy pismo z obłożonym klauzulą wykonalności nakazu zapłaty nawet sprzed dwóch dekad.

Uwaga na oszustów

Przez tak długi czas mogliśmy nawet zdążyć zapomnieć, że kiedyś jechaliśmy bez biletu. Zdarza się też niestety, że pod przewoźnika podszywają się oszuści. Liczą oni na to, że w strachu przed konsekwencjami nieopłaconego przejazdu zapłacimy fałszywy “mandat" i tym sposobem padniemy ich ofiarą. 

Kiedy dostaniemy pismo domagające się od nas dokonania opłaty za jazdę bez biletu warto więc we własnym interesie sprawdzić, czy jest ono autentyczne.

Jeśli mamy co do tego wątpliwości, przede wszystkim dokładnie sprawdźmy, czy zawiera poprawne dane. Porównajmy adres i nazwę spółki, od której dostaliśmy wezwanie z oficjalnymi danymi ze strony internetowej. Przede wszystkim sprawdźmy też, czy numer konta podany w wezwaniu zgadza się z tym, który widnieje na właściwej stronie. Nakaz zapłaty powinien ponadto posiadać nazwisko i pieczęć osoby, która go wydała.

Warto również poprosić o potwierdzenie albo odpowiedni dział windykacji danego przewoźnika, albo firmę prowadzącą windykację na jego rzecz. 

Jak wskazuje nam zapytana o taką sytuację Magdalena Geraszek z ZTM w Gdańsku, jeśli mamy wątpliwości co do autentyczności otrzymanego wezwania za jazdę na gapę w tym mieście “należy zgłosić się do firmy Renoma, która w imieniu i na rzecz ZTM w Gdańsku prowadzi kontrolę i windykację". 

Podobnie zapewnia nas Mikołaj Czerwiński, rzecznik prasowy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego we Wrocławiu: 

- Wezwanie do zapłaty wystawiane jest przez kontrolera biletów, który posiada w widocznym miejscu identyfikator wydany przez Prezydenta miasta Wrocław. W celu upewnienia można skontaktować się z nami mailowo lub telefonicznie. Należność z tytułu wystawionego wezwania do zapłaty oraz wszystkie informacje dotyczące kontaktu z MPK Sp. z o.o. są na nim wskazane. W przypadku zagubienia wezwania do zapłaty lub uzyskania dodatkowych informacji np. etapu windykacji możliwy jest kontakt telefoniczny lub mailowy - tłumaczy. 

Rejestr dłużników

Osoby, które nie regulują takich opłat, mogą liczyć się z problemami przez wiele lat. Przede wszystkim, jak wskazuje Biuro Informacji Gospodarczej, za jazdę bez biletu można trafić na listę dłużników. To potoczne określenia rejestrów prowadzonych przez tę instytucję.  

Na listę jednego z biur BIG można trafić, o ile całkowita kwota naszego zadłużenia wynosi co najmniej 200 zł. Załapią się więc osoby, które dostały karę w większości dużych polskich miast. Np. Opłata za jazdę bez biletu w Warszawie wynosi 266 zł, w Gdańsku - 240 złotych, a w Poznaniu 280 złotych. 

O tym, że gapowiczów zgłasza na listę dłużników informuje np. Warszawski Transport Publiczny"

- Po trzech miesiącach od daty wystawienia wezwania do zapłaty sprawa kierowana jest na drogę postępowania sądowego, a po 45 dniach może zostać przekazana do BIG-u i Krajowego Rejestru Dłużników - wskazuje WTP. 

O tym, do jakich rejestrów trafi gapowicz, jego wierzyciel ma obowiązek poinformować przed zgłoszeniem do na listę. Po uregulowaniu należności z rejestru wykreśla się dane tej osoby. Do tego czasu nie ma jednak co liczyć na pożyczki czy zakupy na raty.

Do tego brak opłaty za jazdę bez biletu może skończyć się egzekucją komorniczą. Sądowy nakaz zapłaty wraz z klauzulą wykonalności jest właśnie podstawą do przeprowadzenia postępowania przez komornika. To już z kolei dużo większe koszty niż mandat za jazdę na gapę i tym bardziej niż pojedynczy bilet.

Martyna Maciuch

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »