Kolejna zadra

Sposób, w jaki bank centralny zmniejsza parafiskalne obciążenia banków, tworzy kolejne pole konfliktu NBP z ministrem finansów.

Sposób, w jaki bank centralny zmniejsza parafiskalne obciążenia banków, tworzy kolejne pole konfliktu NBP z ministrem finansów.

Według wicepremiera Marka Belki, niedawna decyzja NBP o wymianie 60 procent obligacji, jakie banki banki komercyjne musiały kupić po redukcji rezerw obowiązkowych przed trzema laty, na obligacje bardziej rentowne, jest dla budżetu "ciosem w plecy". Jego zdaniem dla klientów banków efekt tej konwersji będzie prawie nieodczuwalny, bo - jak wynika z szacunków ministerstwa - oprocentowanie depozytów z tego tytułu mogłoby się zwiększyć zaledwie o 0,1 procent. Ale i to nie jest pewne. Bardzo prawdopodobne, że banki, zamiast uatrakcyjnienia cen produktów (podniesienia oprocentowania depozytów, potanienia kredytów), przeznaczą te dodatkowe dochody na powiększenie zysków.

Reklama

Jeszcze większe obawy wicepremiera budzi zapowiadana przez prezesa NBP kolejna obniżka rezerw obowiązkowych (z obecnych 4,5 do 2 procent wartości depozytów). W publicznych wypowiedziach Marek Belka nie krył, iż tym bardziej oczekuje dalszych cięć stóp procentowych NBP.

Skoro na łagodzeniu systemu rezerwy obowiązkowej budżet ma stracić, niech przynajmniej zaoszczędzi na obsłudze długu publicznego - argumentował.

Dobre i to

Decyzja NBP o restrukturyzacji obligacji nie wywołała euforii u przedstawicieli banków komercyjnych, których wypowiedzi prezentowaliśmy w poprzednim numerze "GB". Tłumaczyli oni, że urynkowienie oprocentowania części obligacji daje niewielkie pole manewru w ich decyzjach cenowych. Zwłaszcza że na stosunkowo wysokie oprocentowanie kredytów w decydującym stopniu wpływa duży i rosnący udział kredytów zagrożonych w bankowych portfelach.

Bardziej jednoznacznie ocenia decyzję NBP Andrzej Topiński, prezes ZBP, były kurator, a wcześniej prezes PKO BP SA. Jego zdaniem, restrukturyzacja obowiązkowych obligacji była konieczną odpowiedzią na opodatkowanie zysków z oszczędności. Obligacje te stanowiły i w dużym stopniu stanowią nadal instrument parafiskalny. Gdyby nie podjęto decyzji o urynkowieniu ich oprocentowania, mielibyśmy największe w Europie fiskalne obciążenie bankowych depozytów. Według wyliczeń przeprowadzonych w ZBP, rynkowe oprocentowanie 60 procent obowiązkowych obligacji może doprowadzić do zmiany oprocentowania nawet o 0,17 procent, a więc prawie dwa razy więcej, niż wynika z szacunków resortu finansów.

Andrzej Topiński zwraca ponadto uwagę, że system obowiązkowych obligacji, jaki wprowadzono trzy lata temu, najbardziej uderzył w te banki, które miały najwięcej depozytów, a więc przede wszystkim w PKO BP. Banki, które zaczęły później tworzyć swoje detaliczne piony, nie odczuły tych restrykcji i dziś mogą oferować znacznie bardziej konkurencyjne oprocentowanie. Jego zdaniem, również z tych powodów należałoby dalej iść tą drogą, likwidując pozostałe obciążenia parafiskalne. Chodzi o restrukturyzację dalszych 40 procent obligacji oraz o oprocentowanie rezerw obowiązkowych lub zmniejszenie ich stopy.

Fakt, że głównymi beneficjentami likwidacji ciężarów nałożonych w przeszłości przez banki są najwięksi detaliści, może przemawiać za tym, że w wyniku konwersji dojdzie jednak do jakichś zmian w oprocentowaniu na korzyść klientów. Decyzje cenowe tych banków, zwłaszcza PKO BP i Pekao SA, mają bowiem ogromny wpływ na politykę cenową w całym sektorze.

Taka konkurencja

Na problem konkurencyjności banków działających w Polsce kładzie akcent również Jacek Bartkiewicz, wiceminister finansów, odpowiedzialny między innymi za sektor bankowy. Przypomina o zbliżającej się liberalizacji przepływów kapitałowych. Od października każdy obywatel polski będzie mógł założyć konto i oszczędzać w dowolnym banku działającym w krajach OECD. Oznacza to, że banki krajowe będą musiały sprostać większej konkurencji.

Wiceministra niepokoi natomiast to, że skonwertowane obligacje będą stanowić konkurencję dla 10-letnich obligacji skarbowych. Przypomnijmy, że zgodnie z decyzją NBP, konwersja polegała na zamianie papierów o rentowności równej stopie inflacji na 10-letnie papiery o rentowności odpowiadającej 52-tygodniowym bonom skarbowym. Właśnie na taką rentowność ma być orientowane również oprocentowanie rządowych 10-latek. Dodatkowo, skonwertowane obligacje można będzie sprzedawać na rynku międzybankowym. NBP stworzył więc produkt konkurencyjny w stosunku do skarbowego. Wicepremier Belka grzmiał w Sejmie, że NBP zawłaszcza cały segment rynku i destabilizuje resortowi finansów politykę emisyjną. Okazało się więc, że mamy nową zadrę w stosunkach NBP z rządem. I to jest na pewno złe.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: PKO BP SA | bank | oprocentowanie | procent | obligacje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »