Koniec marzeń o euro?

Pożegnanie ze złotym może za osiem lat. Polska pozostaje jedynym państwem nowej Unii, które nie ma jeszcze sprecyzowanych planów dotyczących przyjęcia wspólnej europejskiej waluty.

W styczniu 2008 r. dwa kolejne kraje dołączą do strefy euro. Malta i Cypr przyjmą walutę europejską, zwiększając w ten sposób do 15 liczbę państw, w których ona obowiązuje. Następna w kolejce jest Słowacja, która - jeżeli nic nieprzewidzianego się nie wydarzy - wycofa z obiegu swoje korony w roku 2009. Szybko rozwijające się Litwa, Łotwa i Estonia, które na razie mają kłopoty ze zbyt wysoką inflacją, pożegnają swe narodowe waluty w roku 2010. Czechy i Węgry nie określiły, kiedy usztywnią koronę oraz forinta wobec euro (co jest warunkiem wstępnym przyjęcia europejskiego pieniądza), ale deklarują, że znajdą się w Europejskim Systemie Walutowym na początku przyszłej dekady.

Reklama

Polska jest jedynym krajem przyjętym do Unii Europejskiej w 2004 r., który nie określił, kiedy się rozstanie z własnym pieniądzem. Wiele wskazuje na to, że najlepszy ku temu czas już minął. - Jestem przekonany, że w roku 2009 deficyt budżetowy zejdzie poniżej 3 proc. i wtedy będziemy mogli wejść do systemu ERM 2 - powiedział prezes NBP Sławomir Skrzypek podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Ale ta deklaracja niczego nie przesądza. Sytuacja gospodarcza w 2009 r. będzie trudniejsza niż w roku ubiegłym i bieżącym, a to znaczy, że koszty przyjęcia euro okażą się większe.

ERM 2 (Exchange Rate Mechanism) to poczekalnia do strefy euro. Dziś przebywa w niej siedem walut. Kraj, który zamierza w ciągu kilku lat przyjąć walutę Unii, powinien ustalić, w konsultacji z Europejskim Bankiem Centralnym (EBC) i Europejską Radą Ministrów Gospodarki i Finansów (Ecofin Council) poziom kursu centralnego względem euro. W następstwie tego kroku krajowa waluta zostaje przywiązana do euro, choć jej kurs może się wahać w granicach ustalonych z EBC i Ecofinem. To jest właśnie ERM 2. W tej poczekalni waluta przebywa co najmniej dwa lata, a europejskie instytucje monetarne oceniają, czy zachowuje się w tym czasie właściwie i czy kraj spełnia tzw. kryteria z Maastricht.

W ostatnich latach specjaliści, dyskutując w Polsce o euro, koncentrowali się na kryterium fiskalnym, z którym mamy największy kłopot. W listopadzie 2006 r. rząd przedstawił "Program konwergencji na lata 2006 - 2009", pokazujący scenariusz obniżania deficytu budżetowego. Zgodnie z nim deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych, przy uwzględnieniu kosztów reformy emerytalnej, w 2007 r. wyniesie 3,4 proc. PKB, a w 2008 r. sięgnie 3,1 procent. Rzeczywiste wyniki będą zapewne lepsze, z uwagi na szybszy od prognozowanego wzrost gospodarczy. Jeżeli w ostatnich miesiącach tego roku nie nastąpi nadzwyczajny wypływ pieniędzy z państwowej kasy, deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych sięgnie około 3 procent. Zatem i kryterium fiskalne zostanie spełnione.

Można by odtrąbić sukces, gdyby nie to, że perspektywy średniookresowe są mniej pomyślne. Dla instytucji unijnych, oceniających przygotowanie kraju do wprowadzenia euro, ważniejsze od wskaźników bieżących są te długookresowe oraz utrzymanie kryteriów z Maastricht w dłuższym czasie. Przy czym ważny jest nie tylko rzeczywisty deficyt fiskalny, ale także "deficyt strukturalny" - długookresowy, obliczany przy założeniu, że potencjalny PKB jest równy rzeczywistemu. Obecnie polska gospodarka rozwija się (w ramach cyklu koniunkturalnego) wyraźnie szybciej, niż wskazuje na to potencjał wytwórczy, a luka pomiędzy PKB rzeczywistym i potencjalnym wynosi około 2 pkt procentowych.

Wiadomo, że taki stan nie potrwa długo. Wcześniej czy później dynamika spadnie i wówczas wzrosną kłopoty budżetu. Aby tego uniknąć, należy doprowadzić do niskiego deficytu strukturalnego, dzięki czemu w okresie bardzo szybkiego wzrostu pojawiłaby się nadwyżka, a w czasie recesji możliwe byłoby niewielkie przekroczenie poziomu 3-proc. deficytu. Tymczasem w "Programie konwergencji" rząd zobowiązał się obniżyć deficyt strukturalny do poziomu 1 proc. PKB dopiero w roku 2010. Cel godny pochwały, ale termin zbyt odległy.

Europejskie instytucje, oceniające stan naszej gospodarki, obawiają się, że w średnim okresie utrzymanie przez Polskę fiskalnego kryterium z Maastricht okaże się trudne. Dlatego namawiały nasz rząd do bardziej zdecydowanego "zacieśnienia" budżetu, zwłaszcza w okresie szybkiego wzrostu, gdy można to było przeprowadzić bezboleśnie. Zyta Gilowska nie przyjęła tego argumentu. Skupiła się raczej na udowadnianiu, że "Program konwergencji" jest adekwatny do sytuacji, a jego realizacja nie będzie zagrożona.

Kryterium fiskalne to niejedyny problem, który się pojawi, kiedy Polska zdecyduje się na wejście do strefy euro. Przebywanie przez co najmniej dwa lata w mechanizmie ERM 2 jest zadaniem trudnym, które nie jest pozbawione ryzyka. Zmienia się mechanizm kursowy i sposób kontrolowania inflacji. Dziś RPP nie musi się przejmować kursem walutowym, kontroluje jedynie inflację, dbając, by nie przekroczyła średniookresowego celu inflacyjnego. W ERM 2 będzie musiała jednocześnie kontrolować oba parametry, co - jak pokazuje doświadczenie krajów o podobnym jak Polska poziomie rozwoju - może być sporym problemem. Mają go trzy kraje bałtyckie, a także Słowacja. Wynika to z kilku powodów.

  • Wejście do ERM 2 (obniżenie ryzyka kursowego) jest impulsem do napływu kapitału zagranicznego, co wpływa zarówno na przyśpieszenie wzrostu gospodarczego, jak i inflacji.
  • Maleje wiarygodność polityki antyinflacyjnej banku centralnego, dlatego że dotychczasowy sposób radzenia sobie z inflacją zostaje zastąpiony nowym, którym RPP musi dopiero nauczyć się posługiwać.
  • Wyższa o 1 - 2 pkt procentowe inflacja w kraju przechodzącym transformację ustrojową oraz doganiającym państwa bogate wynika z efektu Balassy-Samuelsona.
Wzrost produktywności w sektorze obrotu międzynarodowego jest szybszy niż w sektorze krajowym, na skutek czego rosnące ceny "dóbr niehandlowych" (niepodlegających wymianie zagranicznej) powodują ogólny wzrost cen i realną aprecjację kursu walutowego. Gdy kurs waluty jest płynny, aprecjacja pozwala utrzymać niski poziom inflacji. Gdy waluta jest sztywno powiązana z walutą światową, pojawia się dodatkowa presja inflacyjna.

Żeby utrzymać inflację na wymaganym poziomie, konieczne jest ograniczenie deficytu budżetowego - być może bardziej radykalne niż wymagania z Maastricht. Polityka fiskalna powinna być zsynchronizowana z pieniężną i reagować, kiedy występuje zagrożenie zbyt wysokiej inflacji albo niestabilnego kursu walutowego. Taka polityka mogłaby prowadzić do obniżenia na pewien czas wzrostu gospodarczego. Można by to traktować jako rodzaj inwestycji w przyszły rozwój gospodarczy Polski.

Tego rodzaju działania byłyby mniej kosztowne w okresie szybkiego wzrostu gospodarczego i niskiej inflacji. Teraz inflacja wzrasta, a dynamika PKB słabnie. Skoro rząd nie znalazł w sobie wystarczającej determinacji do podjęcia starań, by wprowadzić złotego do ERM 2, a następnie zamienić naszą walutę na euro, trudno oczekiwać takiej determinacji, jeżeli warunki się pogarszają i nieuchronnie rosną koszty tej operacji. Wejściu Polski do strefy euro nie sprzyja też kalendarz polityczny. Nawet jeśli po wyborach PO stworzy rząd, to jest mało prawdopodobne, by miał on wystarczającą większość dla podejmowania trudnych decyzji i przełamywania weta prezydenta.

A prezydent i jego doradcy wielokrotnie wyrażali się sceptycznie o euro. Jeżeli wygra PiS, będzie kontynuował dotychczasową politykę - mało przyjazną dla głębszej integracji w ramach Unii i niechętną wspólnej walucie. Gdy kadencja Sejmu potrwa pełne cztery lata, kolejny rząd (nie sposób dziś powiedzieć, kto go stworzy) może podjąć starania o wprowadzenie złotego do ERM 2 w roku 2013. Być może będziemy wówczas jedynym krajem w Europie Środkowej, który utrzyma jeszcze własną walutę.

Nie można precyzyjnie ocenić opłacalności "inwestycji w euro", gdyż proces rozszerzania Europejskiego Systemu Walutowego trwa zbyt krótko, a euro obowiązuje nadal niemal wyłącznie w bogatych krajach Europy Zachodniej. Ale warto zwrócić uwagę na dwa czynniki. Polska jest krajem dość zadłużonym (choć spełniamy kryterium z Maastricht dotyczące długu). Rentowność polskich obligacji skarbowych jest o ponad 1 pkt procentowy wyższa od średniej w strefie euro (około 5,70 w wypadku 10-letnich, wobec 4,20 w krajach o najniższej rentowności). Trzeba jednak zauważyć, że rentowność ta (czyli pośrednio koszt obsługi długu publicznego) jest i tak wyraźnie niższa niż przed rokiem 2004.

Rynki finansowe przyjęły założenie, że Polska, wchodząc do Unii, stała się krajem bardziej stabilnym i przewidywalnym. Lecz jest to założenie na wyrost. Nie istnieje żaden mechanizm ratujący członków UE, pozostających poza strefą euro, w wypadku pułapki niewypłacalności. Jeżeli wejście Polski do strefy euro będzie się opóźniać lub - co gorsza - stanie się nierealne, rynki mogą zmienić nastawienie i wymusić wyższe oprocentowanie obligacji.

Nie można też wykluczyć fal paniki - takich jak zimą 2003/2004 - prowadzących do czasowego osłabienia złotego. Konsekwencje deprecjacji - zwłaszcza silnej - byłyby dla gospodarki i zadłużonych konsumentów dramatyczne. Należy również wziąć pod uwagę czynniki polityczne. Strefa euro zacznie się powoli przekształcać w twardy rdzeń Unii. To jej uczestnicy zaczną podejmować decyzje istotne dla unijnej polityki gospodarczej. Wchodząc do UE przyjęliśmy na siebie zobowiązanie wejścia także do strefy euro (chociaż bez określenia terminu). Jeśli zechcemy od tego uciec, poniesiemy zatem koszty. Poważne i międzynarodowe.

Warunki do spełnienia

Kryteria z Maastricht, umożliwiające zastąpienie narodowej waluty pieniądzem Unii Europejskiej.

  • Średnia stopa inflacji w ciągu roku poprzedzającego akcesję do strefy euro nie może być wyższa niż 1,5 pkt procentowego od pułapu wyznaczonego przez średni poziom inflacji, liczony dla trzech państw o najniższej inflacji w UE.
  • Średnia nominalna długoterminowa stopa procentowa nie może być przy tym wyższa niż 2 pkt proc. od poziomu wyznaczonego przez średni poziom odpowiednich stóp procentowych w trzech krajach o najniższej stopie inflacji w UE.
  • Kurs waluty musi być stabilny wobec euro i mieścić się w ustalonym przedziale wahań; dany kraj nie może dokonać samodzielnej dewaluacji własnej waluty wobec waluty innego kraju UE. Może natomiast dokonać jej rewaluacji.
  • Deficyt budżetowy mierzony w roku poprzedzającym ocenę w cenach rynkowych nie może zarazem przekraczać 3 proc. PKB.
  • Dług publiczny w roku poprzedzającym ocenę nie może przekraczać 60 proc. PKB.

    Witold Gadomski

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: PKB | strefy | waluta | wejście | deficyt | waluty | ERM2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »