Koronawirus w Polsce. Dlaczego w sklepach brakuje drożdży?
Koronawirusowy bum zakupowy spowodował, że ze sklepowych półek wykupione zostały produkty suche, w słoikach, konserwy i żywność o długim terminie przydatności. Nieoczekiwanie znikały także zapasy wody butelkowanej, mięsa i papieru toaletowego. Największym zaskoczeniem był jednak dla klientów brak drożdży - podaje serwis wiadomoscihandlowe.pl. Z czego wynika fakt, że w tej chwili to właśnie drożdże stały się najbardziej deficytowym towarem?
Jak już pisaliśmy, aby zapobiec wykupowaniu drożdży przez niektórych klientów, część sklepów zdecydowała się wprowadzić limity na liczbę opakowań, które kupić można podczas jednorazowych zakupów.
W ten sposób chcą ukrócić działalność drożdżowych spekulantów, którzy najpierw wykupują deficytowy produkt, a później odsprzedają go po wyższej cenie - w internecie, na forach internetowych, a nawet we własnych sklepach. Nawet w małych, osiedlowych sklepikach znika z półek po 400-500 paczek drożdży tygodniowo!
Na forum osiedla, na którym mieszkam, kwitnie sąsiedzka pomoc w najważniejszych sprawach - sąsiedzi zgłaszają się do robienia zakupów osobom, które odbywają kwarantannę, wynoszenia śmieci. Wspólnie zamawiają hurtowo warzywa, polecają sobie różne usługi, a czasami nawet... prowadzą sportowe zajęcia dla sąsiadów on-line.
Wśród wszystkich sąsiedzkich przysług nie zabrakło także wymiany drożdży - np. za "symboliczną rolkę papieru toaletowego". Sprawa niby błaha, a jednak - w osiedlowych sklepikach od początku miesiąca nie ma po nich śladu, w większych sklepach, dyskontach i marketach sytuacja wygląda podobnie. Problem sygnalizują klienci z różnych miast w całej Polsce.
Z czego wynika brak drożdży na półkach? Jak dowiedziałam się, dzięki uprzejmości firmy Uniferm Polska z Poznania, producenci i hurtownicy nie przewidzieli reakcji klientów sklepów detalicznych na koronawirusa.
Mówiąc najprościej - na co dzień kupujemy produkty, które teraz, siedząc w domach, możemy przygotować samemu, nie narażając się na niepotrzebne wizyty w sklepach.
Pozostające w domach osoby niechętnie kupują produkty piekarnicze dostępne luzem, bo nie wiadomo, kto ich dotykał, czy na nie nakasłał. Zwłaszcza w domach, gdzie znajdują się małe dzieci, rodzice wolą upiec ciasto lub drożdżówki, niż je kupować.
Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019
Uniferm sprzedaje drożdże hurtownikom. Głównie trafiają one do piekarni i zakładów produkcyjnych wytwarzających pieczywo i ciasta. Firma sprowadza je z Niemiec. Z tygodniowym wyprzedzeniem składa zamówienia na przewidywaną ilość potrzebnego towaru.
Choć w czasie koronawirusa piekarnie wypiekają sporo pieczywa, to spadło zapotrzebowanie na słodycze - ciasta, ciastka, pączki, drożdżówki i inne słodkości. To najpewniej te produkty klienci wolą wypiekać w domu.
Uniferm dowiedział się od detalicznych klientów, że część drożdży, które normalnie trafiały do sprzedaży hurtowej, pojawiły się w sprzedaży detalicznej. Oprócz słodyczy piekarniczych mniej drożdży zużywa dziś branża HoReCa, która za sprawą koronawirusa ponosi ogromne straty.
Część drożdży z hurtowni trafiła więc na rynek detaliczny, ale i to nie wystarczyło, aby pokryć potrzeby. Pojawiły się kolejne problemy: producent nie przewidział takiego zapotrzebowania na drożdże i zmian w strukturze sprzedaży drożdży i produktów piekarniczych. - Sprzedaż na początku marca wzrosła 3-4-krotnie i nasze zapasy znacznie się uszczupliły. Ale obecnie zamawiamy więcej drożdży i sytuacja powinna się znormalizować - dowiaduję się w firmie.
Przez ok. dwie doby problemem dla Unifermu były także dostawy z Niemiec, bo na granicy polsko-niemieckiej nie obyło się bez zawirowań związanych z koronawirusem i wstrzymaniem oraz opóźnieniem dostaw.
Ponieważ drożdże są produktem naturalnym i muszą się "namnożyć" i jest to proces, który zabiera chwilę, a zamówienia są realizowane w ciągu tygodnia, chwilowo na rynku wystąpić mogły ich braki.
Takie kłopoty miały z pewnością inne firmy produkujące drożdże, ale na razie udaje się je normować. Kłopoty z dostępnością towarów spoza granicy kraju są dziś właściwie niezauważalne. Nawet firmy sprowadzające owoce i warzywa, które jako wyjątkowo wrażliwe, narażone są na trudne warunki transportu, nie mają dziś takich problemów - dowiedziałam się w Warszawskim Rolno-Spożywczym Rynku Hurtowym SA z siedzibą w Broniszach.
Wniosek? Już niebawem drożdże powinny wrócić do sklepów, a wszyscy miłośnicy pieczenia w domu mogą odetchnąć - ani drożdży, ani mąki, ani owoców i warzyw nie zabraknie. Dowód? Tuż przed napisaniem tekstu kupiłam kostkę drożdży w pobliskiej Biedronce. Dużym detalistom łatwiej uzupełnić asortyment, ale już niedługo drożdże będą powracać także do mniejszych sklepów.
Agata Kinasiewicz