Kredyt i tajemniczy spread
Co najmniej 3 mld PLN zarobią w najbliższych latach banki na związanym z kredytami hipotecznymi obrocie walutami. Osoby, które zaciągają kredyt na mieszkanie np. we franku szwajcarskim muszą się liczyć z kosztem tzw. spreadu. To różnica pomiędzy kursem kupna a kursem sprzedaży waluty.
Bank pożycza nam pieniądze po niższym kursie kupna, ale kredyt spłacamy po kursie sprzedaży, czyli tym wyższym. Ta różnica może czasem sięgać kilkunastu groszy. To zaś oznacza, że miesięczna rata kredytu walutowego jest w rzeczywistości wyższa o kilka procent.
Przyjmijmy, że średni rynkowy poziom spreadu to 4,5 proc. Z kolei zadłużenie Polaków z tytułu walutowych kredytów na nieruchomości to aktualnie ok. 60 mld PLN. Spłacając tę kwotę w ciągu najbliższych lat zapłacimy więc z tytułu wspomnianych różnic w kursie kupna i sprzedaży 2,7 mld PLN. A jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że zgodnie z wszelkimi prognozami zadłużenie z tytułu kredytów mieszkaniowych będzie rosło, to koszty spreadu w skali całego systemu będą jeszcze większe.
A co z kieszenią kredytobiorcy? Tak jak wcześniej wspomniałem, miesięczną ratę trzeba w rzeczywistości powiększyć o kilka procent. Weźmy kredyt we frankach szwajcarskich na 300 tys. PLN na 30 lat, z oprocentowaniem na poziomie 4 proc., gdzie przykładowy spread to 9 groszy (kurs kupna 2,26 PLN, a kurs sprzedaży 2,35 PLN). W takiej sytuacji łączna wartość kredytu jaką musimy spłacić to 536 141 PLN ze spreadem, i 515 608 PLN bez uwzględnienia tego parametru. Widać więc, że w skali kilkudziesięciu lat kredytobiorca płaci za wymianę walut ponad 20 tys. PLN.
Banki nie zrezygnują chętnie z takiego zarobku, ale kilka instytucji zgadza się na możliwość spłaty kredytu w walucie obcej. Trzeba jednak pamiętać, że kredyty we frankach szwajcarskich dość mocno różnią się między sobą. Część z nich to kredyty denominowane, gdzie klient pożycza określoną kwotę w złotych przeliczaną na walutę obcą. Inaczej działają kredyty walutowe, gdzie bank przyznaje klientowi kwotę we frankach szwajcarskich, którą dopiero przelicza na krajową walutę. I w tym przypadku łatwiej jest porozumieć się z bankiem.
Skoro umówiliśmy się z nim na określoną kwotę we frankach, to bank może zgodzić się na spłacanie kredytu w walucie obcej, i kilka instytucji na rynku (przykładowo Fortis Bank Polska, Bank Zachodni WBK, Deutsche Bank PBC) daje się przekonać do takiej możliwości. Jeśli bank pójdzie na takie rozwiązanie, to można znacznie zmniejszyć koszty związane z walutowym spreadem. Różnicę pomiędzy kursem kupna a sprzedaży mniejszą niż w bankach znajdziemy chociażby w kantorach, gdzie waha się ona od 2 do 10 groszy, czyli od 1 do 4 proc.
To i tak zdecydowanie mniej niż w bankach, a do tego w większości kantorów można negocjować stawki przy większych transakcjach. Inna możliwość to firmy zajmujące się inwestycjami na rynku walutowym, część z nich jak np. X-Trade Brokers, oferuje oprócz lokat na rynku instrumentów pochodnych, również fizyczną sprzedaż walut. Spread stosowany przy tych transakcjach sięga 1 proc., choć minimalna wartość transakcji musi opiewać na 50 tys. franków szwajcarskich. Takie rozwiązanie nie przyda się przy spłacaniu miesięcznych rat, ale można je wykorzystać np. do wcześniejszej spłaty całego kredytu. Powyższe przykłady pokazują jak wysoki jest spread stosowany przez banki.
Przy niskich marżach związanych z oprocentowaniem kredytów hipotecznych banki szukają innych źródeł dochodu z tego typu kredytów, i bez wątpienia jednym z nich jest właśnie obrót obcymi walutami. Nie można się więc spodziewać, by banki na masową skalę pozwalały korzystać klientom z innych źródeł dostępu do waluty. Kredytobiorcy muszą pogodzić się z kosztem spreadu, ale dobrze, by uwzględniali jego wysokość przy analizowaniu ofert banków.
Mateusz Ostrowski