Kredyt pod choinkę: Jak prosto, ale jak drogo
Najpierw Mikołaj, potem Gwiazdka, Święta i Sylwester. Skąd wziąć pieniądze na te wszystkie wydatki? Z banku - zachęcają reklamy.
Trwa doroczny sezon polowań na klientów, potrzebujących szybkiej gotówki, od zaraz, bez tracenia czasu na formalności, szukania zabezpieczeń, najlepiej jeszcze w sklepie, żeby od razu móc zabrać upatrzony prezent do domu. Nic łatwiejszego - zachęcają banki - niż wziąć szybki kredyt. Wymagania, jakie stawiają one klientom są bardzo łagodne, czas rozpatrywania wniosków maksymalnie krótki i wszystko byłoby wspaniale, gdyby oprocentowanie nie było tak wysokie. Na tym polega jednak uroda kredytów konsumpcyjnych, że łatwo je zaciągnąć, ale słono się za nie płaci.
Stałe oprocentowanie
Niewiele rzeczy jest równe niezmiennych jak oprocentowanie kredytów konsumpcyjnych. Podczas gdy oprocentowanie depozytów spada równie szybko, jak zaufanie społeczeństwa do polityków, to procent, jaki banki liczą od kredytów gotówkowych, zmniejsza się jeszcze wolniej niż stopa bezrobocia. W lutym 2001 r., jak podaje NBP, średnio banki brały od pożyczkobiorców po 20,8 proc. Nie był to poziom szczególnie wygórowany, gdyż główna stopa procentowa w banku centralnym wynosiła wtedy 19 proc. O ile jednak od tamtego czasu spadła ona do 4,75 proc., to oprocentowanie kredytów gotówkowych prawie nie drgnęło. Banki kuszą nas wprawdzie promocjami, które obiecują jednocyfrowe oprocentowanie, ale po bliższym przyjrzeniu się ofertom wychodzi na jaw, że są one równie rzetelne jak informacje Radia Erewań. Kiedy przeczytamy w ulotce, że oprocentowanie jest zastanawiająco niskie możemy być pewni, iż bank naliczy odpowiednio wyższą prowizję.
Przykładowo Bank BPH zachęca do zaciągnięcia kredytu oprocentowanego na poziomie 9,9 proc. Z tym, że mogą z niego skorzystać klienci banku, którzy od dwóch lat mają w nim otwarty rachunek. Oni zapłacą od kredytu ok. 11 proc. odsetek. Pozostali kredytobiorcy rozliczani są według innej stawki. W ich przypadku oprocentowanie nominalne wynosi 16 proc., a rzeczywiste przeszło 20 proc.
Tanie być nie musi
W innych bankach wcale nie jest taniej, bo... niby dlaczego miałoby być. Ludzie brali kredyty gotówkowe i dalej brać będą, niezależnie od wysokich kosztów. W tym roku padnie rekord wartości zaciągniętych pożyczek konsumpcyjnych. Od stycznia do września zadłużenie społeczeństwa z tego tytułu wzrosło o 6 mld zł, niemal dwa razy tyle co w 2004 r. Przy ogromnym popycie banki nie kwapią się z obniżkami oprocentowania, bo wiedzą, że chętnych na szybkie kredyty i tak nie zabraknie.
Co ciekawe kasę bankierom nabijają przede wszystkim ludzie niezamożni, ci których nie stać na kupno określonego towaru. Często są to osoby starsze, które z chudych emeryturek spłacają raty kredytowe.
Produkty podwyższonego ryzyka
Banki tłumaczą, że kredyty konsumpcyjne są drogie, ponieważ zaliczają się one do produktów podwyższonego ryzyka. Tempo, w jakim przyznawane są pieniądze, nie pozwala na pełną weryfikację wiarygodności klienta, który nie musi przedstawiać ani żyrantów, ani dodatkowych zabezpieczeń, a pożyczkę dostaje od ręki. To zrozumiałe, że łatwy pieniądz kosztuje drożej - wyjaśniają banki. To prawda, tyle tylko, że bez mrugnięcia okiem łupią one klientów nawet wtedy, kiedy doskonale ich znają, a kredyt jest solidnie zabezpieczony. Przykład? Kredyty w rachunkach osobistych. W Pekao SA posiadacz ROR-a płaci od debetu 19,25 proc. odsetek plus 1,5 proc. za przyznanie kredytu. Trudno powiedzieć, żeby bank nie znał klienta, który co miesiąc regularnie wpłaca pieniądze na swoje konto.
Inny przykład - kredyty samochodowe, od których banki naliczają wprawdzie niższy procent niż od debetów w ROR-ach, ale zwykle nie mniej niż 13 proc. A przecież aż do momentu spłaty całej należności bank ma wszelkie prawa do pojazdu i w razie problemów ze ściąganiem długu może go po prostu sprzedać.
Jak na razie oprocentowanie na poziomie zbliżonym do poziomu stóp procentowych w NBP ma tylko kredyt hipoteczny. I tak już raczej zostanie.