Krytyka z Europy Wschodniej. Mamy jedzenie gorszego sortu
Czy na europejskim rynku żywności można mówić o dwuklasowym społeczeństwie? Cztery kraje Europy Wschodniej twierdzą, że są zaopatrywane w żywność gorszej jakości.
"Czy my jesteśmy śmietnikiem Europy? Dlaczego przysyła nam się gorsze produkty spożywcze niż Niemcom albo Austriakom?" - skargi tego typu pojawiły się w tych dniach w czeskiej i słowackiej prasie. U konsumentów budzi to niepewność, czy sięgając po produkty w supermarketach, naprawdę otrzymują to, co obiecuje im reklama.
Premier Słowacji Robert Fico stawia pod pręgierzem międzynarodowe koncerny. Jego zdaniem nie do przyjęcia jest to, żeby w postkomunistycznych krajach na rynku były produkty o takich samych markowych nazwach, ale o gorszym składzie niż w Zachodniej Europie. Te praktyki nazywa "poniżającymi".
Wraz z szefami rządów Czech, Polski i Węgier Fico chce wzmóc presję na Komisję Europejską w Brukseli, by wprowadziła ustawowe mechanizmy kontrolne. Temat gorszej jakości produktów spożywczych poruszony został na szczycie Grupy Wyszehradzkiej w Warszawie 2 marca br.
- W Unii Europejskiej powinna być tylko jedna, określona jakość dla wszystkich produktów i to najwyższa - domaga się szef czeskiego rządu Bohuslav Sobotka. Premier Beata Szydło zapowiedziała powołanie specjalnej grupy roboczej, która zająć ma się tym tematem.
Konsumenci mogą zobaczyć teraz wszystko czarno na białym. Porównawcze testy ministerstwa rolnictwa w Bratysławie wykazały, że prawie połowa testowanych produktów na Słowacji miała niższą jakość niż te same produkty z Austrii. Pod tą samą markową nazwą występowały różnice w zawartości mięsa czy sera, konserwantów, wypełniaczy i polepszaczy czy nawet różnice wagowe.
Milosa Lauko ze słowackiej organizacji konsumenckiej nie przekonuje argument, że każdy może przeczytać na opakowaniu, jaki jest skład produktu.
- Normalnie konsument nie jest w stanie porównać napisanego maczkiem składu produktu na wschodzie i porównać go z zachodnim opakowaniem. Towary te nie są też automatycznie tańsze. Cena szczególnie w wypadku produktów o tak samo brzmiącej nazwie jest tak samo wysoka, a jakość mimo tego gorsza - oburza się Lauko.
Krytyczni obserwatorzy interpretują inicjatywę Grupy Wyszehradzkiej jako próbę znalezienia nowego, populistycznego tematu, który by te cztery kraje zjednoczył. W kryzysie uchodźczym Grupa zwarła swoje szyki przeciwko planom Brukseli rozdziału uchodźców na wszystkie państwa Unii Europejskiej. Jej upór był nieprzejednany, pomimo że właściwie w żadnym z tych krajów nie ma uchodźców.
Poza tym nasuwa się podejrzenie, że chodzi też o dyskryminację zagranicznych sieci supermarketów.
Temat ten dyskutowany jest już od dość dawna. Magazyn konsumencki "DTest" z Pragi jesienią dokonał porównania past orzechowo-czekoladowych, zakupionych w Niemczech, Włoszech, Polsce i Słowenii. Zwycięzcą testu, ze względu na wyższą zawartość kakao, został produkt zakupiony w Niemczech. Lecz wynik testu nie był jednoznaczny. Niektórzy uważali, że krem ten mniej smakował orzechami - zastrzega redaktor naczelna magazynu Hanna Hoffmanowa. Lubos Palata z praskiego dziennika "MF Dnes" dostrzega w kampanii na temat gorszej jakości markowych produktów pewien "paradoks".
- Te same cztery państwa, które teraz domagają się ostrzejszych unijnych kontroli, w innych przypadkach podnosiłyby krzyk ze względu na "dyktando Brukseli" np. kiedy chodzi o poszanowanie zasad państwa prawa. Mamy prawo do produktów spożywczych tak samo dobrej jakości, jak w reszcie państw UE, ale mamy też prawo do tak samo dobrej demokracji - zauważa czeski dziennikarz.
Strach przed jedzeniem gorszego sortu ma także kandydująca do wejścia w poczet UE Serbia. Dziennik "Blic" z Belgradu krytykuje, że na serbskim rynku jest wiele produktów wybrakowanych. Wiele towarów jest niskiej jakości. Chodzi nie tylko o miód "uszlachetniany" syropem skrobiowym, ale także o źle piorące proszki do prania.
Politycy w Rumunii dostrzegli jeszcze inny problem: mają obawy, że regionalne rumuńskie produkty zostaną wyparte z regałów supermarketów przez tanią, zachodnią żywność. Z tego względu w połowie ubiegłego roku wydano uchwałę, że w supermarketach 51 proc. towarów musi być rodzimej produkcji. Unia Europejska wdrożyła już procedurę przeciwko tej regulacji.
DPA / Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle