Krzysztof Pietraszkiewicz (ZBP): "Wakacje kredytowe" zaszkodzą gospodarce
- "Wakacje kredytowe" to projekt czysto polityczny, kolejne uderzenie w polski system bankowy. Za ulgi dla 2 mln kredytobiorców zapłaci 13 mln pozostałych. To niesprawiedliwe - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.
- Akcja przebiega nadzwyczaj sprawnie, już pierwszego dnia banki przyjęły 250 tys. wniosków o tzw. wakacje kredytowe, a przecież sektor miał raptem kilka dni na przygotowanie się do rozwiązań ustawowych. Zgłoszono zaledwie kilkaset uwag i zastrzeżeń, to liczba znikoma przy tej skali przedsięwzięcia. Uwagi, jakoby banki utrudniały składanie wniosków, są po prostu niepoważne.
- Nie ukrywajmy, że cała ta akcja, która budzi duże wątpliwości, to działanie polityczne związane z kampanią wyborczą. Parlamentarzyści chętnie poparli to przedsięwzięcie, choć jest niesprawiedliwe i ma negatywne konsekwencje dla wielu innych klientów banków, utrudni walkę z inflację i bardzo osłabia sektor finansowy, który akurat stoi wobec wielu wyzwań jak skutki covidu i wojna w Ukrainie. Największe wątpliwości budzi to, że zamiast pomagać tym, którzy naprawdę tego potrzebują, rozdajemy pieniądze wszystkim.
Fundusze emerytalne czy inwestycyjne, które zainwestowały w system bankowy pieniądze milionów Polaków, od 2012 roku nie uzyskują satysfakcjonujących zwrotów z powodu rozmaitych danin, podatków i parapodatków, które obciążają branżę w skali niespotykanej w żadnym innym kraju. Pod względem relacji poziomu kredytów dla przedsiębiorstw do PKB Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej. Finansowanie rozwoju nie jest optymalne, nie udało nam się zbudować w Polsce systemu długoterminowego oszczędzania. Z sektora bankowego niektórzy próbują zrobić przepompownię - najpierw pompowano miliardy by ratować SKOK-i (to 5,5 mld zł. dodatkowego podatku rocznie), pompuje się pieniądze (to akurat słusznie) do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (w tym roku 3,7 mld zł.), do tego 1,5 mld zł. na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, teraz 20 mld zł z tytułu "wakacji kredytowych" i to przy inflacji, która obniża rentowność polskich papierów skarbowych. Kto w takiej sytuacji ma finansować gospodarkę w kolejnych latach? Budżet pusty, a banki osłabione - dokąd to nas doprowadzi?
- Banki muszą mieć własną porcję kapitału w gotówce. Jeśli coś złego dzieje się w gospodarce, bank pokrywa nią straty, by jego klienci otrzymali swoje depozyty. Skoro państwo ingeruje w system, "wyjmując" z niego 20 mld zł., to ci, którzy zdeponowali w bankach pieniądze dostaną mniej, a kredytobiorcy - zapłacą więcej. W efekcie zadowolony nie jest ani żaden klient banku, ani jego akcjonariusze. Jeśli nadmiernie preferujemy jakąś grupę klientów (w tym przypadku 2,1 mln kredytobiorców, w dodatku chodzi o kredyty najniżej oprocentowane), to odbywa się to na koszt 13 mln pozostałych kredytobiorców i 20 mln oszczędzających w bankach. To rozwiązanie niweczy ideę solidaryzmu i wspierania najsłabszych, bo przecież kredytów hipotecznych jednak nie zaciągają ci z nas, którzy zarabiają najgorzej.
- Istnieje przecież Fundusz Wsparcia Kredytobiorców - jeśli trzeba, banki dołożą do niego dodatkowe kilka miliardów, można też zmienić reguły jego działania na bardziej elastyczne. Od 2016 roku prawo nie pozwala też bankowi tak po prostu wypowiedzieć umowę kredytu hipotecznego i doprowadzić do windykacji, bank ma obowiązek szukać razem z klientem dogodnego dla obu stron rozwiązania np. zrestrukturyzować kredyt.
- Polityka to świat, którego zwyczaje bardzo odbiegają od zasad, jakie obowiązują w sektorze bankowym, gdzie ponosimy odpowiedzialność za bezpieczeństwo pieniędzy innych ludzi. Żeby być prezesem banku trzeba spełnić wiele wymogów i mieć wysokie kwalifikacje, w polityce - niekoniecznie. Mateusz Morawiecki kierował bankiem w czasie dobrej koniunktury, napływu pieniędzy z UE i wielu inwestycji, stopy zwrotu z kapitału były wysokie, 13-15 proc. lub wyżej, dziś jest mocno poniżej 10 proc. Politycy wyraźnie o tym zapominają. Nie mamy już kolejek inwestorów do polskich banków, muszą one zbudować kapitał osiągając zyski. Bankowcy muszą myśleć o tym co będzie za 5-10 lat. To zupełnie inny horyzont od tego, jaki mają politycy.
Rozmawiał Wojciech Szeląg