Najdrożej na wsi

Żywność nie jest najdroższa w wielkich aglomeracjach, ale... w województwach rolniczych. Rekordy cen biją nie Warszawa czy Katowice, ale sklepy w Podlaskiem, Zachodniopomorskiem i Opolskiem, w których trzeba zapłacić nawet 14-16 proc. więcej niż na Śląsku i na Mazowszu, wynika z wyliczeń "WSJ Polska".

Dane GUS potwierdzają jeszcze jedną prawidłowość: ceny żywności wcale nie rosną najszybciej na terenach zurbanizowanych, takich jak Śląsk i Mazowsze. W pierwszym kwartale skoczyły tam o 6,2 - 7 proc. Szybsze tempo mają województwa: warmińsko-mazurskie, dolnośląskie i podlaskie, w których ceny wzrosły aż o 8,2-8,7 proc.

Dlaczego tak się dzieje? - Ceny żywności w woj. podlaskim i warmińsko-mazurskim są wysokie, ponieważ dominują tam małe sklepy z dużymi kosztami, które windują ceny - mówi dr Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Wiesław Łagodziński, rzecznik prasowy GUS, dodaje, że w tych częściach kraju dość rozpowszechniony jest kosztowny handel obwoźny.

Reklama

Co innego na Śląsku i na Mazowszu. - W tych regionach dużo jest supermarketów powiązanych bezpośrednio z producentami żywności, co pozwala im na zbijanie cen - mówi Świetlik. Według niej, w województwach zachodniopomorskim i opolskim ceny windują też Niemcy, którzy chętnie zaopatrują się w tamtejszych sklepach.

Natomiast Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ, uważa, że duże zróżnicowanie regionalne cen żywności wynika nie tylko ze struktury handlu. - W północnej części kraju, czyli tam, gdzie żywność jest droga, produkcja rolnicza skoncentrowana jest często w dużych gospodarstwach, które sprzedają ją do innych województw albo przeznaczają na eksport - mówi Winek. Dlatego podaż na lokalnym rynku może być mała, co w efekcie podnosi ceny.

Są też inne przyczyny drożejącej żywności. - Województwa północno-wschodnie są chętnie odwiedzane przez turystów. Gdy tylko zaczyna się sezon, ceny szybko pną się w górę - uważa dr Mirosław Drygas, wicedyrektor Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN.

Inni robią to z innego powodu. - Jeszcze w wielu miejscowościach handlowcy nie mają konkurencji, są monopolistami i mogą dyktować ceny - ocenia Wiesław Łagodziński. - Dodatkowo sprzyja im to, że zamarło tak zwane przetwórstwo własne - podkreśla Łagodziński.

W rezultacie rolnicy są skazani na ofertę sklepu, bo już sami nie pieką tak jak dawniej chleba, nie wyrabiają własnego masła, sera czy kiełbas i szynek.

Eksperci uważają, że perspektywy obniżek cen żywności w rolniczych regionach kraju są niewielkie. Jedynym ratunkiem mogłaby być ofensywa wielkich sieci handlowych w województwach z drogą żywnością. Na to się jednak w najbliższym czasie nie zanosi.

INTERIA.PL/Dziennik
Dowiedz się więcej na temat: sklepy | ceny żywności | żywność | GUS | WSI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »